piątek, 30 grudnia 2011

:) >< :(

Cześć, dobry wieczór!,

słucham płyty "Prosto z serca" dołączonej do kolejnej edycji kalendarza Dżentelmeni 2012. Są na niej umieszczone duety, niczym z tańca z gwiazdami ale uważam poziom artyzmu za nieporównywalnie wyższy. Zeszłoroczna edycja również mnie pozytywnie zaskoczyła. Polecam, zwłaszcza, ze cel szczytny - kasa ze sprzedaży przekazywana jest na zakup obuwia dla dzieci z domów dziecka.

http://www.tvn.pl/news/7198/view

Byłam dzisiaj w pracy, całkiem przyjemny dyżur, ale proszę Państwa, ku zaskoczeniu memu, mych współpracowników przebywa na o. Chir. I, Szpitala XYZ zaledwie 13 pacjentów! Niemożliwe a jednak prawdziwe:) To najmniejsza ilość pacjentów w mojej ponad trzyletniej karierze. Stwierdziłam z koleżanką, że to za mało...tj. zabieg, który miał się odbyć spadł, na pooperacyjnej jeden, stabilny pan i po prostu nudziło sie nam i dłużyło. Zwłaszcza od 15 do 16 - przyjęcie, pomiary, i potem od 17-19. Ten "przestój" to chyba wynik wykorzystanych limitów w tym roku, albo tez nagroda za "mega zapieprz" (przepraszam za kolokwializm/wulgaryzm), który zafundowano nam przez ostatnie pół roku.  Przyjęłyśmy jednego pana, z uwięźnięciem przepukliny pachwinowej prawej, ale, że się odprowadzała więc do zabiegu na poniedziałek.

Przeczytałam książkę pana Niedźwieckiego, polecam ją szczerze, wrażliwcom - on na pewno nim jest:)


Jak pięknie jest siedzieć sobie w fotelu, na kanapie i słuchać ulubionej  muzyki, czytać książkę, pisać bzdury z przyjaciółką na gg, czy pisać bloga, popijając aroniówkę wyrobu własnej matki (wykonuję właśnie mix tych czynności:) Dziękuję Stwórcy za te chwile. Są piękne i jedyne....mimo wszystko wierzę, że przeminą...
Mam  nadzieję, że czeka mnie zmiana trybu spędzania wolnych wieczorów.
Na chwilę obecną pragnę zmiany.
Pan Marek czuje się dobrze ze swoją samotnością. Ma swoje nawyki, przyzwyczajenia...z reszta, będąc 57-letnim mężczyzną nic z w tym dziwnego. 
Zauważam, że mnie również takich nie brakuje. Nie lubię zmian, tkwię w tym, w czym mi wygodnie, często pewnie bez głębszego sensu i celu...

Szkoda tylko, że rozmowa wirtualna, że przyjaciele daleko...(jakoś za dużo kropek w tym wszystkim;)



Kolejny rok, kolejne podsumowania, nadzieje, cele...

Życzę Wam wytrwałości w realizowaniu pragnień, czasu na rzeczy naprawdę ważne, refleksji i owocnych przemyśleń...

K.

czwartek, 29 grudnia 2011

Poświątecznie, przedsylwestrowo.

Witam jak w tytule, po Świętach, przed Sylwestrem.

W tym roku mam dyżur nocny 1 stycznia. Oznacza to, że mogę się zabawić w tą szaloną noc, chociaż dla mnie to nieistotne, uważam, że każda inna noc też się na to doskonale nadaje, a ciśnienie i presja, że trzeba jakoś uczcić tę jedyną noc w roku, jest głupia. Jakby każda noc nie była jedyna? Ok, nie każdej nocy zmienia się rok, ale czy to musi być powód do świętowania?Głupota. Skoro jednak tak wyszło, że mogę zabalować, i praca mi sprzyja to skorzystam z okazji i spędzę ją w towarzystwie przyjaciół, na "domówce".

W zeszłym roku było podobnie, tylko musiałam wstać o 5.30, miałam D w pracy;) 2 lata temu o północy szlam do Banku krwi po KKCz - mieliśmy straszne krwawienie do opanowania. Nie przeszkadzało mi wcale, że byłam w pracy - życzenia składane z koleżankami, lekarzami pomiędzy jedną kroplówką, krwią a pampersem też mają swój klimat;) i na długo zapadają w pamięć:) szkoda tylko, że ta uprzejmość i miłość nie zostaje na dłużej...

Święta minęły w domowej, ciepłej atmosferze. Dużo jedzenia, picia. Jak dla mnie za mało kolędowania...
Mama z atakiem rwy kulszowej, ledwo poruszająca się, mimo leków p. bólowych, które jej ordynowałam. Masakra. Na szczęście ja z siostrą pomagałyśmy jak tylko się dało, jednak niektóre rzeczy musiała robić sama bo jest niezastąpiona oczywiście.
Wigilia, potem pasterka - wybrałyśmy się pieszo z siostrą, a dodam, że to ok. 2 km przez las, więc uroczo:) szkoda tylko, że śnieg nie spadł....:( Pod choinką, mimo kryzysu gospodarczego /!/ góra prezentów. Jestem nimi usatysfakcjonowana w zupełności:) Pierwszy dzień Świąt tradycyjnie u mamy w domu rodzinnym. Ciotki, wujkowie, kuzynostwo no i oczywiście jedzenie. Zmyłam się ok. 19, z myślą o pracy dnie następnego. A że byłam sama w domu, w towarzystwie psa, wina i kolędami rozebrałam choinkę. Tak! Właśnie to zrobiłam. Nasza choinka nie była urodziwa, na szczęście mieliśmy drugą w zapasie i zamieniliśmy je.



Dyżur świąteczny baaardzo świąteczny. 15 pacjentów. 2 na pooperacyjnej. Sympatycznie było:) 2 przyjęcia.
Ciekawy przypadek pana K. Lekko ponad trzydziestoletni pan, z chor. Burgera, ZZA. Miał u nas niegdyś amputowany mały palec u nogi, teraz trafił ze zropiałym kikutem drugiej, amputowanej niedawno k.d.L. Btw z tamtego szpitala wypisał się na własne żądanie, po 1 fazie delirium. To nie byłoby jeszcze najgorsze. W pierwszej dobie (25XII)dostał udaru w L półkuli, więc P strona ciała - ta z nogą, jedyną nadzieją na w miarę sprawne funkcjonowanie została porażona. Oczywiście neurolodzy nie spieszyli się żeby pana zabrać do siebie i tam wdrożyć odpowiednie leczenie. Nastąpiło to dopiero 27, lepiej późno niż wcale...dobrze by było, żeby nie ZA późno.

Dzisiaj jestem po N, jutro mam D. Na dzisiaj zaplanowano 5 zabiegów, ciekawa jestem co będzie jutro;)

Zabieram się za czytanie książki, którą kupiłam zachęcona recenzjami a także, chyba przede wszystkim -  miłością do pewnego pana Marka z wąsem;D

Pozdrawiam,
K.

środa, 21 grudnia 2011

...złota łopata?

Kochani, (mmm, jaka czułość;),

już jutro po nocnym dyżurze jadę do domu na Święta i raczej nie będę umieszczać nowych postów (wspólny komputer w domu;p) składam Wam najserdeczniejsze życzenia!
Znalazłam takie, które spodobały mi się bardzo i Wam je dedykuję:


„Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel...”
Owocnych refleksji nad faktem, że Bóg stał się człowiekiem,
odtąd zawsze jest z nami.
Jest z nami, gdy się cieszymy i płaczemy,
gdy pracujemy i odpoczywamy, i nawet wtedy, gdy grzeszymy...
Pełnych pokoju świąt Bożego Narodzenia
i błogosławionego Nowego Roku! 


 Mam nadzieję, że podobna sceneria będzie towarzyszyła moim Świętom, a zapewniam, że mój domek położony jest podobnie jak ten z obrazka:)

Skończyłam dzisiaj zakupy prezentowe, ogromny problem miałam z podarunkiem dla mamy...na szczęście już mam to za sobą:) i pozostaje mi tylko zapakować wszystko ładnie i wsunąć pod choinkę.

A w pracy...hmmm. 2 ostatnie zgony zdarzyły się na moim dyżurze...nie były to nagłe sytuacje, nieprzewidziane. Rodziny zostały uprzedzone i mogły jakoś się na to przygotować (wiem, wiem  - nie ma takiej opcji)...zawsze to ból, tęsknota, strata. Zwłaszcza wczorajsze zejście mocniej mnie uderzyło. Pan trafił do nas z bloku, po laparotomii z powodu pękniętej torbieli trzustki. Ok. 55 letni, marskość wątroby, po leczeniu czerniaka naście lat temu...Interniści przekazali go "naszym" i po zabiegu codziennie konsultowali go, bo był w bardzo ciężkim stanie. Pompa z dopaminą, z insuliną, z noradrenaliną...antybiotyki, płyny, żywienie pozajelitowe. Wiele zabiegów i starań poszło na marne...Najgorsze jest to, że będąc w niedzielę w pracy zastałam pana w dobrej formie - parametry ok, kontakt logiczny, łatwy, wydawałoby się, że wyjdzie z tego. To co zobaczyłam wczoraj, rozwiało moje nadzieje, wiedziałam, że to kwestia godzin może doby. I po raz kolejny już przekonałam się, jak ogromną moc ma wola życia do pewnego momentu. Przyszła żona a po 0,5h pan już nie żył. Pożegnali się, chociaż on już nie mówił. Czekał na nią. Kilka razy widziałam takie sytuacje. Umierający jakby czeka na tą osobę i potem, w bardzo krótkim czasie odchodzi. I nikt mi nie powie, że to zbieg okoliczności...


Strasznie się cieszę z tych Świąt! Pracuję 26, chyba już pisałam;) Miałam szczęście trafić na rekolekcje adwentowe - świetnie poprowadzone i w dogodnych dla mnie godzinach. Potrzebowałam ich, dobrze było zatrzymać się na chwilę i pomyśleć o TYCH sprawach:) szkoda tylko, że na dzisiejszy ostatni dzień nie trafię - praca;/



Spakowałam już rzeczy, które muszę zabrać do domu - plecak, torebka i duża reklamówka - nie mam torby w mieście i jutro objuczona jak wielbłąd pojadę na wieś! <jupi>

Pozdrawiam raz jeszcze,

K.

piątek, 16 grudnia 2011

Piątkowo, deszczowo, przedświątecznie, uroczo:)

Dobry wieczór,

siedzę sobie w pokoiku moim, słucham ukochanej Listy przebojów programu 3 Polskiego Radia, delektuję się czerwonym winem i czytam/czytałam książkę. <teraz piszę;)> Na dworze deszcz leje, śniegu nadal brak...atmosferę świąteczną zapewniłam sobie, powiesiwszy w oknie lampki choinkowe, co w półmroku daje dobry, oczekiwany wręcz efekt:)


Jestem po małym maratonie pracowym, D,D,N. Miałam być na urlopie więc te dyżury trochę pokrzyżowały mi plany. Zresztą mój wniosek urlopowy wciąż tkwi w kadrach, muszę go w końcu wycofać;) Mamy Sajgon (jak zwykle), ale teraz to do kwadratu! Koleżanka, właściwie piel. koordynująca jest na zwolnieniu lekarskim. Zastępująca ją, a właściwie usiłująca zastąpić,  co nie udaje jej się w ogóle, pani z kierownictwa szpitala wprowadza zamęt i zamieszanie. Nie robi, tego co powinna, i jej obowiązki spadają na kogoś z dyżuru, co zupełnie dezorganizuje pracę na oddziale. Lekarze też mają już dosyć tego zamieszania, co wcale nie dziwi bo okazuje się, że jakieś terminy badań niedograne, konsultacje nie zgłoszone, wyniki nie odebrane itp. itd. Hmmm, pacjenci chyba jeszcze nie zauważyli o co w tym wszystkim chodzi, ale przy ich rotacji to całkiem zrozumiałe.

Czy pisałam już, że idę na mecz Euro 2012 Hiszpania - Chorwacja, w Gdańsku? Udało mi się wylosować bilet. Tj. mnie wylosowali;P Moja przyjaciółka dorwała go jakoś teraz, co sprawia, że cieszę się jeszcze bardziej!

Odnosząc się do przyszłotygodniowych <już> świąt brakuje mi jeszcze prezentu dla mamy...Kompletnie nie mam pomysłu i weny na poszukiwania też mi brak. Ale będzie pięknie na Wigilii, 11 osób przy stole, mały Maxio z nami - kuzynka z 2,5 letnim synkiem, kuzyn z żoną, oczekującą Dzidziusia. Jednego czego mogę się spodziewać, a nie będzie to dla mnie miłe - to element życzeń "...powodzenia w życiu osobistym/znalezienia chłopaka/drugiej połówki..."wiadomo o co chodzi....z drugiej strony, szkoda, że się nie spełniają i co roku je słyszę, zawsze z nadzieją, że następnym razem będzie inaczej.

Mam, a właściwie miałam od zawsze takie "rozkminy", że jestem wrażliwcem.  Już wyjaśniam w czym rzecz. Chodzi o wrażenie, że bardziej od innych czuję, odczuwam, myślę, analizuję ludzi, sytuacje, zachowania. Z drugiej strony trudno ocenić czy >>bardziej od innych<<, jeśli będąc podobnymi do mnie nie mówią o tym, tylko prowadzą dyskusję wewnętrzną.
Są takie aspekty ducha, mojego ja, mojej egzystencji - i nie mam tu na myśli religii <chyba> - które wciąż nakręcają mnie do działania, myślenia takiego a nie innego. Nie prę do przodu, nie mam ciśnienia na kasę, karierę, posiadanie, new look, design, image, make up i takie duperele. To jest sprawą drugorzedną, doczesną, przemijającą. Oczywiście, że są to rzeczy ważne i niezbędne. Ale odpowiedź na pytanie - mieć czy być - jest dla mnie oczywista. Mam wrażenie, że te życiowe analizy potęguje fakt zbliżania się 30 r.ż. (jeszcze 4 lata) a zmian brak. Strach, niepewność, brak wiary we własne siły, możliwości blokuje mnie przed radykalnymi działaniami. Ot taka konkluzja na koniec.

Fuck! Gotye po raz 12 nr 1 Listy. Mam już dosyć tej piosenki;/

Jutro sobota, wolna sobota:)
Planuję generalne porządki w pokoju i kuchni, się zobaczy co z planów tych mych wyniknie:)

Pozdrawiam,
K.

sobota, 10 grudnia 2011

Hmmm, nie tym razem...

Cześć,

jestem sobie w domu, na wsi, w środku lasu, sama:) i jest pięknie, brakuje tylko śniegu za oknem;)

Miałam dyżur z czw/pt. Z kolegą sami byliśmy i było naprawdę hardcorowo! Pooperacyjne zapchane, 2 krwawienia na zwykłej sali bo tam nie było dla nich miejsca. Jeden z nich, pan O., po sintromoterapii krwawił/rzygał mimo sondy. Z jednej strony laliśmy mu krew, z drugiej ją tracił. Na szczęście sytuacja uspokoiła się, i udało się pana nie otwierać. Sympatyczny, starszy pan, emerytowany cukiernik, który napisał książkę o obozach koncentracyjnych, w których zresztą był. Ojciec lekarza z naszego szpitala btw. Przy nim sporo pracy było, niestety poza nim było jeszcze 36 innych pacjentów. Przyjęliśmy trzech nowych - niedoszłego samobójcę,  który dźgnął sobie nożem w klatkę tak, że przeponę przeciął. Torako i laparotomia, drenaż opłucnej. Ostro. Kolejny pan, po urazie głowy, z prawie 4 promilami, który w pampersie chciał się od razu wypisać ze szpitala, nie chciał kroplówek, leków, wkłucie wyrwał i w ogóle miał w poważaniu głębokim to, co mu oferowaliśmy. Uspokoił się na szczęście na tyle, że położył się i zasnął.
Biegaliśmy całą noc, od jednego pacjenta do drugiego, od przodu do tyłu i tak do rana. Krach personalny na oddziale - koordynująca złamała sobie palec i poszła na zwolnienie lekarskie. Oprócz niej jedna koleżanka, po urazie nogi też jeszcze na zwolnieniu. Innej koleżance zmarł ojciec - wypadła z grafiku w tym tygodniu, i muszę przerwać urlop, który zacznę w poniedziałek. Ehhh, trudna sytuacja ale trudno mi było odmówić.

Zimowy krajobraz prosto z 2010r. <made by my sis.;*>


Wczorajszy clubbing całkiem udany. Oczywiście nie wiedziałyśmy gdzie się udać. Postanowiłyśmy coś, ale okazało się, że jest tam 18! w klubie studenckim! podziękowałyśmy. Kolejny pub okazał się łaskawszy ale muzyka, którą zabijał nasz słuch skutecznie nas przegoniła. Trafiłyśmy w spokojne miejsce...ale mały ruch był na tyle, że po jednym piwie pani grzecznie nas wyprosiła;) hehe, postanowiłyśmy z S., że spróbujemy się wbić do rockowego klubu, do którego jakoś nie mamy szczęścia - raz zamknięty, raz chcą wstęp...tym razem również się nie udało. Obok chcieli od nas legitymacje stud., których już nie mamy (sic!), albo wstęp. Ooo nie, nie będę płacić za możliwość napicia się piwa, w kącie, na stojąco pewnie. Takiego WAŁA!;D Udając się w nieznanym kierunku natknęłyśmy się na pubik, z trochę fastfoodowymi stoliczkami. Sympatycznie, na 1 piwo akurat. I to miał być koniec wieczoru, ale po drodze na autobus nocny zachęcił nas wolnymi stolikami jeszcze jeden klub. Muzyka dziwna, nie wiem jaka ale pozytywnie. Ludzie różni, młodzi, starsi, homo i hetero. Ale miło było, wyszłyśmy ostatnie, po 2 piwach;) i pieszo do domku, o 6 wylądowałyśmy w łóżku, posiliwszy się wcześniej zimną pizzą;D Po drodze spotkałyśmy rowerzystę, o 5 nad ranem! śmiesznie.

Teraz słucham listy osobistej w trójce. Nie mam możliwości obejrzeć meczu Barcelony z Realem;/szkoda, zapowiada się jak zwykle ciekawie.

środa, 7 grudnia 2011

Wku...ona!

Hej,



jestem tak nabuzowana, że chyba zaraz exploduję. Otóż, czasami w pracy są takie akcje, że ktoś czegoś nie zrobi, i musi to zrobić następna zmiana bo zrobić to trzeba. Owe "nieróbstwo" nie wynika z czyjegoś lenistwa czy zapominalstwa. Najczęściej jest to spowodowane przeoczeniem? niedopatrzeniem?, o które to łatwo, zwłaszcza gdy jest nawał pracy. I ja to rozumiem. Ktoś czegoś nie wpisze, nie przepisze, nie przekaże, nie odczyta...tak się dzieje i dziać będzie, niestety niektórzy nie potrafią tego zrozumieć i roztrząsają sprawy do meega afer. Kurde, przecież nikt nie robi tego na złość koleżance czy tym bardziej pacjentowi. Po prostu ta praca wymaga bardzo ścisłej współpracy, naprawiania czyichś niedociągnięć, czasami nawet pracy ZA kogoś. Niektórzy są tak skupieni na obrabianiu d..p współpracownikom, że o tym zapominają. Są takie osoby, że podejrzewam je nawet o zaburzenia psychiczne;) Mam koleżankę, która na temat każdego z naszego zespołu pielęgniarskiego je/dzie. Dzisiaj ze mną rozmawia o koleżance X, że jest taka i owaka, a jutro obgaduje mnie z nią. Nie ma chyba osoby, na którą nie ma "czegoś". I tak jest na każdym dyżurze, ole ja się nasłucham...a że nie znoszę takich akcji, nie włączam się w rozmowę tylko przytakuję, albo delikatnie daję do zrozumienia, że mnie to nie obchodzi albo, że ja nie zauważyłam tego u koleżanki X czy Y. I to chyba jej się nie podoba bo doszły mnie słuchy, że ma to "coś" do mnie;/ Luuuudzie, co za paranoja! Na szczęście nie mam z nią dyżuru w grudniu. Uff, co za ulga;)

Jutro odbieram dyplom, a w piątek planuję jego "opicie";)

Mamy w oddziale pana R.  Przyjęty czas jakiś temu z zakrzepicą k.k.d.d., mimo przyjmowania warfaryny, z INR 5! Paradoksalna sytuacja. Pan bardzo miły i sympatyczny. Kontaktowy i zawsze uśmiechnięty. Podejrzewaliśmy pana o neo. TK j. brzusznej wykazało zmiany ogniskowe w wątrobie, o charakterze meta. Dostał dzisiaj wypis i na pon. załatwili mu termin na BAC wątroby. Sekretarki dały panu wypis, i pan czekał sobie ładnie na świetlicy na rodzinę. Był  jakby już "nie nasz". W pewnym momencie odebraliśmy telefon, że pan w piżamie jest na postoju taxówek...!Ochroniarz przyprowadził pana, który już na pierwszy rzut oka wydawał się jakiś dziwny. Blady, odpowiadający półsłówkami, twarz maskowata...Wzbudziło to naszą czujność, wezwałyśmy dr. i anulowaliśmy panu wypis. TK - świeży udar krwotoczny. Mogłabym powiedzieć cholera!i powiem, napiszę. (miauczyński?!) Wezwaliśmy neurologa, który mam nadzieję zabrał pana na neuro - nie wiem, zeszłam po 19, a go jeszcze nie było.



Pozdrawiam, śniegu życzę bo u mnie jeszcze niet:),
K.

niedziela, 4 grudnia 2011

...chyba chcę już śniegu...?



Śnieg, na razie w sferze marzeń, ale na Święta to już być musi!

Pisałam ostatnio, że miało mi się trafić trochę wolnego...ale...zasiadając przed 20 z pysznymi kanapkami, z nastrojem telewizyjno-książkowym na kanapie zadzwonił telefon! Patrzę kto dzwoni - Gośka z pracy, myślę, odbiorę, pewnie chce się zamienić na jakiś dyżur...zakomunikowała mi, że jeszcze siedzi w pracy, mimo, że była na D (do 19), że taki Sajgon się porobił, i czy bym nie przyszła na N, teraz, już bo są tylko 2 w pracy...ja na to, spoglądając na kanapki;D, że ok, ogarnę się, i będę - o!, taki ze mnie pracownik. Zrobiłam jak powiedziałam, jadłam, ubierałam się, zadzwoniłam po taxę i w drogę. Pan taxówkarz jakiegoś dziwnego repertuaru słuchał, na szczęście blisko mam do Szpitala i wytrzymałam te 10min. bo już chciałam mu zwrócić uwagę.

Przebrałam się, wszedłszy na oddział, dowiedziałam się, że zaraz mają przywieźć ciężkie HETD. Na pooperacyjnych tylko jedno miejsce więc pana tam umieściłyśmy. Pacjent ok. 40 letni, "bladosinozielony", ale z kontaktem. Oczywiście bez sondy, cewnika w pęcherzu...dobrze, że chociaż mu grupę i krzyżówkę pobrali na Izbie...Po oporządzeniu pana, nic ostrego się z nim nie działo - RR trzymał, nie krwawił czynnie, wymagał przetaczania KKCz, płynoterapii no i oczywiście obserwacji.

Obok niego leżał pan zaintubowany, przywiązany, w dodatku duży i groźnie wyglądający. Przyjęty jako HETD, z blisko 4 promilami we krwi (dlatego zaintubowany). Ok. północy extubowaliśmy pana, dając mu jednocześnie drogę do wydzierania się i krzyku...diazepam, halo w odpowiedniej dawce usypiały pana na trochę, rano odwiązałyśmy go - był już spokojny i logiczny.

Poza nimi na sali septycznej leżał pan, z martwicą k.d.L. Bez kontaktu, na skutek chor. neurologicznych, niewydolny krążeniowo i oddechowo też siadający. Anestezjolodzy nie dopuścili pana do zabiegu amputacji. Pan cały w odleżynach, obrzęknięty, krzyczący, na dopaminie...a z tej nogi taki piekielny smród, nie do opisania - ja wrażliwa na smród nie jestem, ale tego rodzaju fetor jest po prostu tak odrażający, że brak słów na scharakteryzowanie go czy porównanie do czegoś. Strasznie żal mi się pana zrobiło, tak jakby skazany na rozkład za życia /?/
Wczoraj w pracy - pan na pooperacyjnej, noga amputowana, dopamina w przepływie 12ml/h, kont. zerowy, pan nawet nie krzyczy. Zmiana opatrunku - kikut nie zszyty, żywe "mięso", słodki zapach krwi pomieszany z "tamtym"...Morfologia wymagająca przetoczenia, nie mogłyśmy pobrać krzyżówki, lek. ukłuł pana z t. udowej. Nie wydaje mi się, że spotkam pana dzisiaj jeszcze...


Ok, muszę się zbierać do pracy.
Wpadnę jutro, mam jeszcze w zanadrzu paru ciekawych pacjentów;)

Dodam, że nie będąc wczoraj na żadnej imprezie spałam do 13!!! Szok.
W Kościele byłam na 16, musiałam znaleźć taki, z tą właśnie godziną i wiem, że to niego już nie pójdę. Księża jakby w półśnie, kazanie marne, ludzie kręcący się, wchodzą, wychodzą, dzieci z zabawkami - trudno było się skupić, to nie dla mnie atmosfera, która powinna sprzyjać Najważniejszemu w tygodniu spotkaniu...

3majcie się,
śniegu życzę!,
K.