niedziela, 24 sierpnia 2014

A kiedy tęsknię...


Dobry wieczór,

 

Tak się składa, że znowu piszę z nocnego dyżuru.

 

In memoriam pana C., o którym pisłam ostatnio, wspomnę tylko, że nie ma go już wśród nas... Tętniak pękł i nie udało się go uratować. Nie opiekowałam się już nim potem, ale jakoś widywałam na korytarzu, kilka razy byłam „na dzwonku” u niego i jakoś tak była między nami nić porozumienia. Czasami tak mam, że łapię z pacjentem/pacjentką dobry kontakt, nie mam tu na myśli poprawnego kontaktu, ale jakieś takie niewytłumaczalne porozumienie, które powstaje. Panu C. polepszyło się na tyle, że często się uśmiechał, rehabilitował się ruchowo z fizjo ALE nie doczekł końca terapii...cóż, życie. Śmiertelność z powodu pęknięcia tętniaka jest na całym świecie bardzo wysoka. Tu też. A wszyscy wiemy, że „życie jest chorobą śmiertelną”.

 

Dzisiaj mam 3 noc z 5, które jak wspominałam są po kolei. Wczoraj o mało nie zostałam pobita przez pacjenta w ataku paniki/strachu, w przebiegu majaczenia pooperacyjnego. Pan przebudził się nagle i zaczął wzywać pomoc, krzycząc na całe gardło. Oczywiście podeszłam do niego,a on zcisnął mnie za nadgarstki i nie puszczał, tylko krzyczał...i nie dał sobie nic powiedzieć. Koleżanka, słysząc te wrzaski przybyła mi na pomoc i po szwajcarsku, chyba z 10min. próbowała  opanować sytuację, na szczęście z powodzeniem. Jak się dzisiaj dowiedziałam w ciągu dnia nie było lepiej...pan krzyczał, odmawiał wszystkiego, wyszarpnął sobie 2 Redony ;/ Teraz śpi, oby do 7;)

 

W pokoju z tym panem mam jeszcze pana Włocha, który teraz też (na szczęscie!) śpi, a który też trochę zwariował po operacji. Obaj mają teraz Sitzwachy, które o 3 zmieniam, bo idą na przerwę.  

 

 

A dzisiaj po kilkugodzinnym odsypianiu (do 13) dołączyłam do moich kochanych przyjaciółek „na mieście”. Byłyśmy w takiej industralnej, powiedziałabym też hipsterskiej części miasta. Klimat mega pozytywny, knajpki stworzone jakby z kontenerów, obok tory, z przejeżdżającymi co chwila pociągami i ładni ludzie wokoło. Spora część przyodziana w torby od Freitaga (http://www.freitag.ch/). Ciekawa historia z tymi torbami, muszę ją mieć. Nie dość, że recykling to jeszcze tak bardzo w moim stylu;P I nie chodzi mi o to, żeby być modną i jak połowa Szwajcarów mieć tę torbę. Po prostu strasznie mi się podobają akurat TE, a nie podobają mi się torebki od Prady, czy inne super top z wysokiej półki_wiem, że są inne, podobne do tych, ale to tak jak z trampkami – można kupić z ryneczku za 22PLN, a można kupić Conversy;P

 

 

Ostatni tydzień to tylko tęsknię, bo Ktoś pojechał do Polski, ale na szczęście jutro wraca, co niestety nie znaczy, że już jutro się zobaczymy.

 Przyznam też, że fajnie jest mieć za kim tęsknić...;)

 

Za Mamusią też tęsknię i bardzo się cieszę, że odwiedzi mnie w październiku!:)

 

Pozdrawiam i życzę miłeg niedzieli!

Polecam pójść do Kościoła, może się tak zdarzyć, że spotkacie tam SENS ŻYCIA, a wtedy wszystko nabierze innego wymiaru, nawet śmierć.

środa, 6 sierpnia 2014

Dzieje się, oooj dzieje....

Hej,

miałam dzisiaj wolny dzień i o dziwo słońce świeciło! Przeglądam sobie posty z lat poprzednich i nie wiem, czy to dobrze czy źle, że tyle osobistych rzeczy ujrzało światło dzienne. Nie zamierzam nic kasować, bo i tak nie cofnę tego, co i jak wtedy czułam...w sumie, to w wielu kwestiach nic się nie zmieniło...

W jednej z najważniejszych TAK, ale za szybko by o tym pisać;)

Praca...hmm, po 6 dyżurach 2 dni wolnego - szału nie ma, zwłaszcza, że pracy było sporo.
Miałam pod opieką bardzo ciekawego pacjenta, pan po przeszczepie serca w 1998, jak to zwykle po przeszczepie - niewydolność nerek, st. po leczeniu nowotworowym, po tętniakach aorty no i teraz u nas też po leczeniu t. aorty (pomostowanie t. nerkowych). Długo był na intensywnej, potem na IMC (Intermediate Care) i w końcu u nas, na dopieszczenie. Niestety, chyba za szybko bo nerki słabe, CRP ok. 400, gorączka itd. I tu to wygląda tak, że jeśli chcesz włączyć pacjentowi antybiotyk, to wołasz infekcjologa. Oczywiście procedury typu krew/mocz/wymazy na mikrobiologię też idą, ale o antybiotyku decyduje specjalista z tej właśnie dziedziny. O zakończeniu antybiotykoterapii, czy jej zmianie też. Od wszystkiego są ludzie, to chyba dobrze, nie? Dzięki temu mniej jest opornych szczepów bo nie ładuję się od razu z antybiotyku z najwyższej półki na jakąś zwykłą infekcję. Wracając do pana, powoli wszystko się cofa i mam nadzieję, że jak wrócę w czwartek będzie całkiem dobrze.

Jutro też ma być ładnie, tak więc zamierzam leżeć...o tak, jak mój rower:)



Ot taki króciutki post, żeby nie zalewać Was ilością.

Pozdrawiam!

P.S. Kto jeszcze pamięta Anitę Lipnicką? cudna...