Cześć,
Wróciłam rano z wojaży, przedłużyły się mnie i tysiącom
kibiców, który mogli zostać i czekać na mecz. Ja mogłam. Jak wszyscy wiecie miało miejsce spore zamieszanie. Teraz śmieję się z tego,
tak, wiem – nie powinno się tak zdarzyć, na tak ważnym międzynarodowym meczu. Zresztą
cały ten stadion narodowy to jakiś absurd! Kosztował „w ch…” a to jakaś prowizorka!
Deszcz lał się na kibiców przy schodach, przy WC. To widziałam na własne
oczy, jak było w innych miejscach tego nie wiem, ale pewnie sporo takich
niedociągnięć. W samych toaletach
ogólnie spoko, ale strasznie śmierdzi szambem, rurami – coś nie tak z
wentylacją . Jak działa się akcja pt.
przeniesienie meczu, to wcale mi do śmiechu nie było. Z tej okazji zapaliłam papierosa, a to już
jest „coś" bo pijana nie byłam. Najgorsze było niedoinformowanie nas tam, gdyby nie łączność
ze światem zewnętrznym to byśmy
się dowiedzieli o odwołaniu meczu z
godzinę później. Po drodze na mecz/nie
mecz zmokliśmy niemiłosiernie, emocje sportowe miały nam to zrekompensować...cóż.
Nic to, pub sprzed meczu był dobry i po „nie-meczu”,
poszłam wcześnie spać, zostawiając moich współtowarzyszy. Następnego
dnia miałam wyjazd do Łodzi o 7, więc odpowiadała mi ta pora. Moi nie mogli niestety zostać na meczu i wrócili na północ. Ja zaliczyłam Łódź, PKP niestety bo moja
blond natura wyszła ze mnie, narażając mnie na koszty. Otóż wcześniej zarezerwowałam sobie Polskiego
Busa do Łodzi, za 16zł. Btw polecam te linie, sprawnie, miło, tanio i jeszcze jeść i pić
dają;) Pojechałam po 6 rano, na Młociny bo tam był cel naszej podróży z
Gdańska i ja naiwnie sądziłam, że do Łodzi też stamtąd wyruszę. Zaczęłam się
niepokoić 15mn. przed planowanym odjazdem
bo nie widziałam nigdzie autobusu. Taak, wczytałam się w wydruk biletu – Stacja
Metro Wilanowska! Cholera jasna, już było za późno na dojechanie tam, więc
wróciłam do centrum i pojechałam pociągiem za 36zł;/
W Łodzi, która straaasznie mi się nie spodobała bo jakaś
rozlazła i nieogarnięta. Brak rozkładów jazdy komunikacji miejskiej na przystankach, owe przystanki oddalone od siebie w pi… porażka
jakaś. Udało mi się dotrzeć na czas, przed spotkaniem ogarnęłam się w Mc’Donaldowskiej
toalecie ;D. Rozmowa kwalifikacyjna - o wow, trwała blisko 50min.! Kurczę, pierwsza
w moim życiu taka prawdziwa. Rozmowy z dyrektor szpitala przez
zatrudnieniem jako takiej nie traktuję,
bo trwała może 5min.;) Wszystko jest
tak, jak w ich ofercie przedstawionej w Internecie. Wyniki rekrutacji mamy poznać do 10
listopada. Jestem zdecydowana na 85%,
jak nie teraz to kiedy?
Z rozmowy wybiegłam dosłownie, spiesząc się na pociąg do Warszawy. Wbiegłam
na dworzec 3 minuty po odjeździe
pociągu. Następny za godzinę, 16.40 miałabym być na Centralnym, innych
perspektyw brak więc pozostało mi tylko czekać. Poszłam na kawę, potem miałam zamiar powłóczyć się po dworcu ale
usłyszałam zapowiedź odjazdu pociągu do Białegostoku, przez Warszawę . Wbiegłam
na peron jak pan miał odgwizdywać wyjazd i
udało się, na mecz spóźniłam się 2min;) I nic to, że byłam na nim sama, bez
przyjaciół. No jasne, że z nimi byłoby jeszcze lepiej, zwłaszcza w podróży powrotnej… Atmosfera i gra naszych
zapewniły mi emocje do ostatniej 93 minuty meczu.
Poniżej mój bilet, mimo deszczu kod "działał" i weszłam bez problemu;)
Teraz planuję być na meczu z Urugwajem,
na naszym stadionie. Nawet sama;) Warszawa zrobiła na mnie dobre wrażenie.
Komunikacja, architektura i nawet palma na Rondzie de Gaulle’a (bez
politycznych podtekstów), ludzie –
wszystko bardzo pozytywnie. Czułam się tam lepiej niż w Krakowie, gdzie „lans”
jest tak wszechobecny, że aż szczypie. Oczywiście jest to moja subiektywna opinia i
nie mam zamiaru nikomu jej narzucać. Może perspektywa zamieszkania w stolicy
przez 4 miesiące, w ramach tego programu
wyjazdowego do Szwajcarii, powoduje u mnie takie pozytywne myślenie?:) Dworzec
Centralny opuściłam parę minut po 23, odjeżdżając przepełnionym kibicami
pociągiem, mając jednak szczęście umieścić swoją chudą d… na siedzeniu;)
(pozdrawiam R., który ma zgrabny tyłek, podobno;p).
Do pracy idę w sobotę.
Tak sobie myślę, że
powinnam być inna. Za chwilę stuknie mi 30, a ja wciąż czuję się jak na
studiach. Zwłaszcza robiąc spontaniczne
rzeczy jak piwo na plaży czy rockowy koncert. Nie powinnam chyba narzekać,
obserwując znajomych, zwłaszcza tych „dzieciatych”. Moja wolność i niezależność od nikogo i
wszystkiego pozwala mi się cieszyć. Niestety
więcej jest innych myśli, wręcz odwrotnych. Ale o tym pisałam tu nie raz i nie
mam zamiaru się powtarzać. Jest dobrze! „I
tego trzymać się trzeba”(Sted)
Pozdrawiam!
A ja myślę, że najważniejsze to być sobą, a nie taką jak sugerowałyby stereotypy ;-).
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się zdecydowałaś, mam nadzieję, że jeszcze zetknę się z relacjami ze Szwajcarii ;p.
Masz rację, dosć stereotypów! Zyjmy tak aby nikomu, i sobe też nie robić krzywdy:) a Szwajcaria to najwczesniej w lipcu.
UsuńNie, nie! Żadna inna! Chodzenie na koncerty i robienie spontanicznych rzeczy po 30-stce jest jak najbardziej OK! Trzeba się cieszyć tym co mamy i mądrze korzystać z małych radości życia :) Pozdrawiam serdecznie, znowu, po dłuższej przerwie i przeprowadzce :)
OdpowiedzUsuńOjej! Strasznie się cieszę z Twojego wpisu:) Żyjesz to znaczy, co prawda wirtualnie ale jednak;)/pozdrawiam!
Usuń