Dobry wieczór,
bez zbędnego wprowadzenia postanowiłam Wam pokrótce opisać, jak wygląda przeciętny dyżur, tzw. Frühdienst na moim oddziale:)
Przychodzisz ok. 7, zwykle 6.50 i logujesz się do systemu komputerowego. Najpierw rzucasz okiem na tablicę i dowiadujesz się, za kogo dzisiaj odpowiadasz. Wczytujesz sobie dane Twoich pacjentów - ok. 4-6 osób, ale bywa różnie. To jest min. ALE! tutaj pielęgniarki mają do pomocy FAGE i/lub studenta/ucznia pielęgniarstwa, który będąc w 3 roku nauki robi naprawdę wszystko. Póki co, ja bywam takim pomocnikiem, zwłaszcza ze względu na język i nieznajomość systemu szwajcarskiej opieki. O 7 nocna zmiana (2 pielęgniarki na 26 pacjentów_TYLKO!!!) zdaje szybki raport. O 7.10 często zawozisz pacjenta na blok operacyjny, co wiąże się z ustnym jego przekazaniem zespołowi anestezjologicznemu. Wracasz na oddział i wczytujesz się w historię Twoich pacjentów, sprawdzasz leki doustne, które przygotowuje zmiana nocna i wynotowujesz sobie na karteczkę wszystko, co masz do zrobienia przy danym pacjencie. I tu się gubię, bo i FAGI i "dyplomierte" (czyli pielęgniarki) myją pacjentów i uruchamiają. Jakoś nie zauważyłam, żeby pielęgniarki delegowały te czynności. Po porannych czynnościach (pomiary, podanie leków, toalety, EKG) bywa chwila na śniadanie. Bywa bo czasami przychodzi lekarz i idziesz z nim na obchód. I tu zonk! U mnie na oddziale są 3 grupy lekarskie: kardiochirurdzy, chir. naczyniowi i kardiolodzy...i jakoś trzeba na te 3 obchody pójść! zwykle jest tak, że jedni po drugich przychodzą i jakoś leci. Ale lekarze chcą Cię na obchodzie, z Tobą omawiają plan leczenia, rehabilitację, wypis. Oczywiście nie muszę wspominać, że rano wchodząc do pokoju przedstawiasz się, podajesz pacjentowi rękę i zapewniasz, że "Jestem dla Pana/Pani dzisiaj do 16!"+ uśmiech nr 5:) Lekarze na obchodzie też witają się z pacjentem i poświęcają mu czas, rozmawiają z nim, biorą pod uwagę jego życzenia i sugestie. I tak robi się godzina 10 -10.30. Przyjęcia nowych pacjentów lub powroty z Intensywnej czy z "wybudzeniówki" po zabiegach. Nowoprzyjęty pacjent, który zwykle jutro ma zabieg, zajmuje dobrą godzinę. Rozmowa, w której przedstawiasz mu się i przebieg jutrzejszego dnia, a także typowy pobyt zajmuje sporo czasu. Pobranie krwi, ekg to pikuś! Zwłaszcza, że pacjenci pytają! Potem przychodzi do nich anestezjolog, potem operator. Czasami pacjenci mają w dzień przyjęcia jeszcze badania obrazowe - ostatnio przyszedł pan i miał rtg, USG i CT. Wszystko w 2h! I każdy ma dla niego czas. Aaa, co mnie zabiło, to wiadomość, że operator, po skończonym zabiegu dzwoni pod nr żony/matki czy męża i pokrótce zdaje relację z zabiegu! W Polsce - no way!
Koło południa znowu mierzysz parametry, w międzyczasie jakieś opatrunki, leki, płyny, asystowanie lekarzowi przy wyciąganiu drenaży opłucnej...od 12 do 14 chodzi się na przerwę - 36min., którą nie zawsze w całości udaje się wykorzystać. Zależy ile jest pracy bo czasami zdarzało mi się zsuwać naprędce sałatkę czy "mikrofalówkowe żarełko". Oczywiście zdarzają się też ostre przyjęcia, co też zaburza rytm. Z reguły transport pacjentów na badania organizuje sekretarka medyczna - zamawia się w intranecie Transportdienst, a piel. musi tylko przygotować pacjenta, czy to na wózku czy na łóżku. aaa, zapomniałam! o 10 jest Standort - czyli zebranie całej ekipy, z hotelową włącznie - omawia się po kolie pacjentów, jak daleko jest się z pracą i czy nie potrzeba pomocy. O 14 przychodzi kolejna zmiana, tez jest krótki raporcik i z reguły wtedy siedzisz z godzinę przed kompem i wpisujesz wszystko. Ehhh te nieszczęsne Pflegeberichte!;/ W międzyczasie dzwonią telefony, często od rodzin, które chcą się dowiedzieć co i jak z ich bliskim - i musisz im takiej informacji udzielić. Oczywiście w zakresie kompetencji, miło i życzliwie:) Ok. 15 zdajesz swoich pacjentów przy łóżku drugiej zmianie. No i oczywiście żegnasz się z nimi:) Do tego umawiasz wychodzących pacjentów np. w sklepie zaopatrzenia medycznego, czy u doradcy żywieniowego, omawiasz pacjenta z rehabilitantem itd. Nie ma czasu na nudę. Nie biegasz może po oddziale tak jak w Polsce, ale na dupie nie siedzisz bezczynnie nawet 5 minut! Dodam, że nie udało mi się jeszcze wyjść z pracy o 16...
No, tak to się prezentuje. Nie czuję, że trafiłam do raju. I dobrze bo zawsze lubiłam to "zamieszanie", ten pęd. Różnica znacząca polega na tym, że tu za tą ciężką pracę dostajesz naprawdę dobre wynagrodzenie...a i szacunek pacjentów większy, że nie wspomnę o satysfakcji płynącej z pracy w zespole.
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru dzisiaj i niedzieli jutro!
sobota, 23 listopada 2013
sobota, 16 listopada 2013
Los! czyli poszło;)
Dobry wieczór Wam, którzy tu jeszcze
zaglądacie[;)] mimo moich zapewnień, że „więcej nie będzie”.
Zmieniłam jednak zdanie, postanawiając
nie przejmować się innymi i robić swoje. Niczego nie zamierzam
ukrywać i dalej będę szczerze o tym, co mi na sercu, tudzież
wątrobie leży;P
Po pierwsze – 12. 11 zostałam po raz
pierwszy ciocią, taką w pierwszej linii – mojemu bratu urodził
się Syn! Szkoda tylko, że zobaczę go nie prędko...wybieram się
do Pl. w kwietniu...chyba,że okoliczności przybiorą inny bieg i
rzucę to w cholerę;)
Od 2 tyg. jestem pracownikiem szpitala
w Zurychu. Niby wszystko ok, niby cacy, cacy, pitu, pitu ale jeszcze
to nie TO. Mój niemiecki nie jest jeszcze na super poziomie (nie
mówiąc już o szwajcarskim), kardiologia
nigdy nie była moim konikiem, to jakoś chyba powoli ogarniam ten
ich system. W cholerę z całą dokumentacją, która jest
elektroniczna, co przyprawia mnie o zawrót głowy...i pacjentami,
których traktuje się tutaj naprawdę po królewsku (jak w „Na
dobre i na złe” czy innym durnym serialu tego typu)! Zamieszanie i
nieogarnięcie podobne jak u mnie na starym oddziale;) z tą różnicą,
że sprzętu nie brakuje i terminy krótsze. Pacjent, po dajmy na to
wymianie zastawki mitralnej przez t. udową bez komplikacji zostaje
max. 5 dni. Kasa, kasa, kasa – musi się zgadzać. Zespół mam ok,
gdyby tylko chcieli częściej mówić po niemiecku...osoby w różnym
wieku, a i nawet niemiecka Polka jest;)
Zresztą, podobno mają z nas
rezygnować bo za słaby język mamy...zobaczymy jak się sprawa
rozwinie.
Zurych – jest przepięknym miastem.
Zakochałam się w nim po pierwszym dłuższym spacerze. Położony
na górzystym terenie (do pracy mam z górki;). Stara część bardzo
urocza, rzeki i jezioro...nie żałuję, że zostawiłam Lucernę,
która również przypadła mi do gustu.
Mieszkamy w Personalhaus, hmm, to taki
akademik można by rzec. Pokoje z umywalką (ładne, czyste bo
odnawiane w sierpniu), kuchnia i łazienki na korytarzu. A to
wszystko za 600CHF miesięcznie:) 20 min. mam do centrum pieszo a do
pracy 10 min. Mieszkamy tu my (5 osób z programu) i niemieccy
lekarze stażyści, bardzo sympatyczni btw.
Poza tym funkcjonuje tutaj polska
parafia, co jak wiecie dla mnie jest baaardzo istotne. Ksiądz głosi
sensowne kazania a i ludzi na mszach sporo, raczej młodych:) nie to,
co na szwajcarskich mszach, gdzie ja i moi znajomi zaniżaliśmy
średnią;)
No, i to by było na tyle. Nie
zauważyłam żeby życie tutaj było jakoś mega droższe niż w
Lucernie, no może towary luksusowe, na które tak czy siak mnie nie
stać...podstawowe artykuły są w podobnych/jednakowych cenach.
Hmm, niepokoi i zastanawia mnie następująca
kwestia – jeśli szpital mi podziękuje, to ja na pewno nie będę
ponownie przechodziła przez stresujący proces rekrutacji do innych
szpitali. Podziękuję firmie i ogarnę coś sama tutaj lub w
Niemczech.
Kurczę, tu tyle się dzieje! Już
planuję koncert DM czy Michael'a Buble:) do tego zimowe szaleństwo
– może nauczę się w końcu jeździć na nartach? Żal byłoby to
rzucić....Ale co tam! CZAS UCIEKA, WIECZNOŚĆ CZEKA;D
Pozdrawiam serdecznie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)