Witajcie,
po długiej przerwie.
Tyle się u mnie dzieje, że naprawdę nie mam czasu nic nowego tutaj
napisać. Właściwie to nic się nie dzieje
oprócz nauki niemieckiego ale ona pochłania większość mojego czasu bo spać i
jeść przecież trzeba ;)
Nie będę oryginalna pisząc, że mam już tego cholernego
śniegu „po kokardy”! Topi się, sypie, topi, sypie i tak już prawie pół
roku ;/ Depresyjnie się tylko robi. Od
jakiegoś czasu znowu biegam, co świetnie poprawia mi humor. Szkoda tylko, że
trzeba się przez śnieg przebijać. Był w
Warszawie półmaraton, miałam szczęście widzieć
uczestników pod Centrum Nauki Kopernik. Mam zamiar kiedyś też
wystartować...Były w stolicy 2 mecze naszej reprezentacji w piłkę nożną…byłam na nich i w
sumie nie wiem czy jest to powód do chwalenia się...raczej nie.
Za 2 tygodnie kończę warszawską część mojej szwajcarskiej
przygody. Mam wtedy egzamin z b1, tydzień przerwy i 28.04 lecę do Niemiec na 7 tygodni, żeby tam
„zrobić” b2. Wszystko układa się nadal
świetnie, mam tylko wrażenie, że zaczyna
mi doskwierać stałe przebywanie w tym samym gronie ludzi. Na tak długą metę jest to męczące, przerwa
niemiecka dobrze nam zrobi. Z tego
samego powodu nie poszłam dzisiaj ze sporą częścią grupy na piwo ;], byliśmy
wczoraj w kinie i wystarczy mi ich. Hmm,
mimo, że jesteśmy ze sobą od stycznia, praktycznie po parę godzin dziennie, nie
do końca udało mi się poznać niektóre osoby. Ogólnie wszyscy są ok, ale nie ma między
nami prawdziwej relacji. Wydaje mi się, że sporo jest udawania w stylu „jesteśmy
super grupą, wszyscy się przyjaźnimy”. Jasne, że nie oczekuję tego od wszystkich 12
osób ale denerwująca jest dla mnie ta sztuczność. Ja chyba i tak uchodzę za dziwaka w grupie –
zawsze pierwsza kończę posiłki i wychodzę z naszej jadalni, najmniej się odzywam
a jeśli już to robię, to nie na siłę i mój głos ginie w tych wszystkich „słitaśnych”
rozmowach. Nie lubię marnować czasu na gadanie o głupotach, narzekanie, jak to
k… mamy dużo nauki. Wolę zobaczyć serial czy rzeczywiście się pouczyć. Zresztą
chyba wszyscy już to wiedzą i nikt nie zwraca na moje dziwadła uwagi ;D
Święta Wielkanocne spędziłam oczywiście w domu, nie musiałam
być w pracy jak to bywało przez ostatnie 4 lata. Właśnie, praca – tęsknię strasznie
za całym tym chirurgicznym młynem ;] Pośpiech, szybkie decyzje, utarczki z koleżankami, krew i inne wydaliny...ehhh.
i tu miało być jakieś fajne, krwawe zdjęcie...ale się powstrzymałam.
Za to poniżej "złoty wieżowiec", w którym to będę miała okazję mieszkać przez 4 miesiące w Szwajcarii:D
Warszawka nadal pozostała dla mnie nie odkryta, fakt – udało
nam się namierzyć świetną, włoską knajpę w samym centrum, ale jakoś nie mamy czasu bywać ;] Urzekł mnie Plac Zbawiciela, nie wiem w sumie dlaczego ale strasznie podoba mi się to miejsce. Ma to "coś".
Tymczasem mówię cześć, życząc Wam i sobie WIOSNY!
Podziwiam że zdecydowałaś się podjąć decyzję o wyjeździe za granicę - oczywiście uważam że decyzja dobra (wiadomo jak w Polsce wygląda "służba" zdrowia, niestety') i będę Ci kibicowała :)
OdpowiedzUsuńNiemiecki jest tym łatwiejszy im więcej czasu spędzi się wśród niemców, rozmawiając tylko w tym języku - dasz sobe spolojnie radę :)
Pozdrawiam!
dziękuję:) a na ten Frankfurt to nie mogę się już doczekać!
UsuńA ja się właśnie zastanawiałam, co się z Tobą dzieje, bo taka cisza u Ciebie ;].
OdpowiedzUsuńWiosna ma podobno przyjść dzisiaj, już widzę przez okno słoneczko i czyste niebieskie niebo, jeszcze niech tylko śnieg stopnieje i będzie cudownie ;].
Powodzenia na egzaminach!
no! dzisiaj pokazało się Słoneczko i od razu inaczej się człowiek czuje:)
Usuńdziwactwa dodają tylko uroku :)
OdpowiedzUsuńw tej Szwajcarii to luksusowo będziesz miała. żyć nie umierać. powodzenia!
Szkoda tylko, że nie wielu daje się złapać na ten "urok";D, dzięki/pozdrawiam!
UsuńNo własnie!
UsuńWitam! jestem pierwszy raz na Twoim blogu i widzę ze masz podobne dylematy do mnie... zycze powodzenia i pozdrawiam! bede Cie sledzila czesciej :)
OdpowiedzUsuńa dziękuję, zapraszam i pozdrawiam:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCześć!
UsuńOdpowiadając na Twoje pytania:
1. Powiem Ci jak bywało u mnie - jeśli pacjent był w pełni władz umysłowych, podpisywał stosowne papiery i wychodził. W sytuacji, gdy był po urazie głowy - odbywały się badania i konsultacje, pozwalające właściwie ocenić jego stan - co czasami kończyło się wypisem do innego szpitala (psychiatrycznego). Bywały też sytuacje, w których zdawaliśmy się na rodziny, ale de facto tylko częściowo bo przecież nie można nikogo zmuszać do hospitalizacji.
2. Może się nie zgodzić.
3. Eutanazja jest prawem polskim zabroniona. Wsparcie rodziny czy psychologa byłoby tu moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem.
Pozdrawiam!