Dobry wieczór,
Tak się składa,
że znowu piszę z nocnego dyżuru.
In memoriam pana
C., o którym pisłam ostatnio, wspomnę tylko, że nie ma go już wśród nas...
Tętniak pękł i nie udało się go uratować. Nie opiekowałam się już nim potem,
ale jakoś widywałam na korytarzu, kilka razy byłam „na dzwonku” u niego i jakoś
tak była między nami nić porozumienia. Czasami tak mam, że łapię z
pacjentem/pacjentką dobry kontakt, nie mam tu na myśli poprawnego kontaktu, ale
jakieś takie niewytłumaczalne porozumienie, które powstaje. Panu C. polepszyło się
na tyle, że często się uśmiechał, rehabilitował się ruchowo z fizjo ALE nie
doczekł końca terapii...cóż, życie. Śmiertelność z powodu pęknięcia tętniaka
jest na całym świecie bardzo wysoka. Tu też. A wszyscy wiemy, że „życie jest
chorobą śmiertelną”.
Dzisiaj mam 3 noc
z 5, które jak wspominałam są po kolei. Wczoraj o mało nie zostałam pobita
przez pacjenta w ataku paniki/strachu, w przebiegu majaczenia pooperacyjnego. Pan
przebudził się nagle i zaczął wzywać pomoc, krzycząc na całe gardło. Oczywiście
podeszłam do niego,a on zcisnął mnie za nadgarstki i nie puszczał, tylko
krzyczał...i nie dał sobie nic powiedzieć. Koleżanka, słysząc te wrzaski
przybyła mi na pomoc i po szwajcarsku, chyba z 10min. próbowała opanować sytuację, na szczęście z powodzeniem.
Jak się dzisiaj dowiedziałam w ciągu dnia nie było lepiej...pan krzyczał,
odmawiał wszystkiego, wyszarpnął sobie 2 Redony ;/ Teraz śpi, oby do 7;)
W pokoju z tym
panem mam jeszcze pana Włocha, który teraz też (na szczęscie!) śpi, a który też
trochę zwariował po operacji. Obaj mają teraz Sitzwachy, które o 3 zmieniam, bo
idą na przerwę.
A dzisiaj po
kilkugodzinnym odsypianiu (do 13) dołączyłam do moich kochanych przyjaciółek „na
mieście”. Byłyśmy w takiej industralnej, powiedziałabym też hipsterskiej części
miasta. Klimat mega pozytywny, knajpki stworzone jakby z kontenerów, obok tory,
z przejeżdżającymi co chwila pociągami i ładni ludzie wokoło. Spora część
przyodziana w torby od Freitaga (http://www.freitag.ch/).
Ciekawa historia z tymi torbami, muszę ją mieć. Nie dość, że recykling to
jeszcze tak bardzo w moim stylu;P I nie chodzi mi o to, żeby być modną i jak
połowa Szwajcarów mieć tę torbę. Po prostu strasznie mi się podobają akurat TE, a nie
podobają mi się torebki od Prady, czy inne super top z wysokiej półki_wiem, że
są inne, podobne do tych, ale to tak jak z trampkami – można kupić z ryneczku za
22PLN, a można kupić Conversy;P
Ostatni tydzień
to tylko tęsknię, bo Ktoś pojechał do Polski, ale na szczęście jutro wraca, co
niestety nie znaczy, że już jutro się zobaczymy.
Przyznam też, że fajnie jest mieć za kim
tęsknić...;)
Za Mamusią też
tęsknię i bardzo się cieszę, że odwiedzi mnie w październiku!:)
Pozdrawiam i
życzę miłeg niedzieli!
Polecam pójść do
Kościoła, może się tak zdarzyć, że spotkacie tam SENS ŻYCIA, a wtedy wszystko
nabierze innego wymiaru, nawet śmierć.
Przepraszam, że pytam, ale czytam od niedawna ; )
OdpowiedzUsuńMieszkasz w Szwajcarii ? Czy coś źle zrozumiałam?
Zadam kolejne głupie pytanie, ale czy jesteś uodporniona na śmierć? Nie smuci Ci się serce, jak umrze ten pacjent z którym nawiązałaś nić porozumienia?
Dzień dobry Kasiu,
Usuńtak, mieszkam w Szwajcarii, od ponad roku, a od listopada pracuję w szpitalu jako pielęgniarka.
Na śmierć uodporniona nie jestem i nigdy nie będę. Wiem, że jest to nieodłączny element życia i staram się godzić z taką koleją rzeczy. Każda śmierć jest rozstaniem, a jak wiadomo rozstania są przykre_ALE wierzę z życie wieczne, więc...
No i cudownie mi o sobie opowiedziałaś. Dziękuję, że mogłam Cię poznać "troszkę lepiej" na pewno będę wpadać, czytać i poznawać dalej ;)
UsuńŚlę uściski! :)
Myślisz że lepiej się znieczulic na cierpienia pacjentów czy po prostu podejść z dystansem. Bo chyba nie da cierpieć razem z nimi.
OdpowiedzUsuńWitaj,
Usuńoczywiscie, ze lepej podejsc z dystansem, ale czasami to po prostu dla mnie bardzo trudne...owszem staram sie wylaczyc, podchodzic rzeczowo i konkretnie, ale nie zawsze tak sie da./pozdrawiam!