środa, 4 czerwca 2014

„...to my cierpimy, nie Afryka...”*

Dobry wieczór,

ostatnio pisałam w kwietniu, a w kwietniu były święta wielkanocne, które spędziłam wśród rodziny i bliskich w Polsce. Piękny był to czas, zwłaszcza, że pogoda dopisała. Byłam „w domu” tylko trochę ponad tydzień, więc nie zdążyłam wszystkich poodwiedzać, ale te najważniejsze sprawy załatwiłam. Oczywiście wiedziona sentymentem poszłam na moje stare miejsce pracy...ehh, dobrze, że mnie już tam nie ma. Wszystko stoi i dzieje się tylko gorzej.
W rodzinie wielka uciecha spowodowana najmłodszym członkiem naszej familii, bratankiem Nikodemem:) Słodki, uroczy i śliczny, a przy tym nawet grzeczny, dzięki czemu nawet ciocia (czyli ja) nie bała się go brać na ręce;)
Będąc w ojczyźnie zrobiłam od dawna już planowany tatuaż. Wewnętrzna strona lewego nadgarstka. Przedstawia hmm, jakby to ująć moje jestestwo. 



Powrót do pracy po Polsce był nawet ok, wiedziałam, że jeszcze tylko 4 czy 6 dyżurów i urlop! Daleko stąd i słońce...niedoczekanie moje, właściwie nasze bo byłyśmy we 4. Jeśli wyobrażasz sobie teraz drogi Czytelniku, że pojechałyśmy gdzieś „pod palmę” to masz rację...częściowo. 


 Uganda. W moich młodzieńczych marzeniach był gdzieś zawsze wyjazd na Czarny Ląd. Teraz stał się rzeczywistością. Wszystko dzięki jednej z uczestniczek programu, Magdzie, którą już na długo przed wyjazdem mogłam mianować moją przyjaciółką. Magda była tam już 2 razy, wiedziała więc co i jak. WOW, co to był za wyjazd...Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć. Mieszkałyśmy w domu wolontariusza, bo w takim charakterze tam pojechałyśmy. Nasi opiekunowie wszystko tak świetnie zorganizowali, że raczej czerpałyśmy z Afryki pełnymi garściami, niż pracowałyśmy. Te kilka razy w domu dziecka sprawiły mi o wiele więcej frajdy niż leżenie i nic nie robienie. Oczywiście nie było łatwo (zwłaszcza na początku) patrzeć bez współczucia, politowania na wszechobecną i przeogromną biedę. Nie obyło się bez oceniania i porównywania tamtejszych mieszkańców do nas - Europejczyków, tamtej cywilizacji do naszej. ALE NIE O TO PRZECIEŻ CHODZI!!! Niesamowite bogactwo kulturowe tamtych ziem, przepiękne dziewicze rejony, nieskażone jeszcze przez człowieka, potencjał młodych i zdolnych Ugandyjczyków – to mnie zachwyciło i wzięło górę! Wiem, że jest tam wiele możliwości pomocy i zamierzam się jakoś w to włączyć, nie tylko duchowo. Zobaczyłam naprawdę wiele, wspomnień starczy mi na rok lub dłużej;) na pewno tam wrócę.

 Kilka zdjęć z wyjazdu:

 Wyglądamy lepszego jutra dla Afryki i widzimy!






Tak, to ja we własnej osobie;)

W pracy po staremu, czyli sporo do ogarniania. Coraz częściej odważam się podnosić słuchawkę dzwoniącego telefonu i sama też takowe wykonuję (nie tylko do lekarzy). Do tego językowo chyba też powoli idzie ku lepszemu, zwłaszcza, że zdają mi raporty po szwajcarsku. Widzę, że praca tutaj naprawdę może być pasjonująca i rozwojowa, trzeba tylko chcieć!

Tym jakże pozytywnym akcentem kończę i pozdrawiam!


* Tomek Michniewicz „Swoją drogą”, gorąco polecam.