środa, 30 listopada 2011

Słodkie "nicnierobienie" ;P

Witajcie,

jestem po N, następny dyżur mam dopiero w sobotę. Wyspałam się, ok. 15 wstałam, ogarnęłam się i poszłam na zakupy - zaczynam kupować prezenty. Z okazji mgr. dostałam trochę gotówki, więc mogę pokupować to i tamto. Najgorsze jest to, że brak mi pomysłów na podarunki. A lista osób do obdarowania jest naprawdę długa:) Co tam, dam radę. Udało mi się dzisiaj kupić prezent/część prezentu dla Siostrzyczki;) W tv rodzinka.pl - jak dla mnie rewelacja, oglądając ten serial zanoszę się od śmiechu, moja "Ukrainka" chyba ma mnie za dziwaczkę;D

A w pracy - hmm...30 osób, pooperacyjne zajęte w połowie. Ciekawy jest przypadek pana z chor. Lerischa. Trafił do nas z martwiczymi zmianami na obu stopach i ze świerzbem, chyba w poprzednim poście o nim wspomniałam. Diagnostyka naczyniowa wykazała znamienne dla tego zespołu cechy, od nas miał trafić do o. chir. naczyniowej, nie udało się to bo pan "pogorszył się". Niewydolność krążenia w przebiegu OZW (ostrego zespołu wieńcowego). Zaczęło się - konsultacje - interniści, kardiolodzy, tak przez parę dni. Oczywiście o przeniesieniu na inny oddział nie było mowy, chyba z obawy przed opatrunkami;/. W każdym razie stan pana się poprawił i mam nadzieję, że nie skończy się na amputacjach.


Mamy jeszcze pana, 87 -letniego, operowanego z powodu niedrożności jakiś tydzień temu. Z bloku trafił na OIOM, potem do nas. Jego stan też uległ pogorszeniu. W stomii 0, brzuch jak balon, że o ogólnie pojętej złej kondycji krążeniowo-oddechowej nie wspomnę. Założono mu zgłębnik do żołądka, zleciało ponad 3000ml, do stomii też zaczęło lecieć więc ok. Oczywiście, pacjentowi ulżyło, brzuch "odpuchł" ale stan ogólny nadal jest nieciekawy...

A na dzisiaj zaplanowano 7 zabiegów! Porażka, domyślam się, że jazda była dosłownie i w przenośni;)

Wspominałam tu już, że biegam? Tj. od niedawna w sumie powróciłam do tego, bo kiedyś też biegałam i muszę powiedzieć, że jest świetnie!  Potrzeba mi jeszcze dobrych butów, ale to jest poważniejszy zakup, nad którym muszę się jeszcze zastanowić.



Tymczasem pozdrawiam,
K.

środa, 23 listopada 2011

Od dzisiaj "Blog mgr pielęgniarstwa"

Witajcie Kochani!,


od godz. 12.25, dnia 23.11.2011 jestem magistrem pielęgniarstwa. Po wielu zawirowaniach i zamieszaniach mojej kariery akademickiej stało się, to do czego dążyłam:) Szkoda tylko, że nie oznacza to przełomu w mojej karierze;) Obrona przebiegała standardowo - najpierw opowiedziałam o celach, badaniach i wynikach mojej pracy, potem 3 pytania...Poszło nawet nieźle...ocenili mnie na 5, więc super, ale ja po wyjściu miałam mieszane uczucia, tak się stresowałam;) Przewodnicząca komisji, nasza dziekan pochwaliła mnie za dużą wiedzę kliniczną, dot. omawianego tematu (Ocena czynników ryzyka krwawienia oraz jakość życia pacjentów po epizodzie krwawienia z GOPP). Hehe, przez skromność nie zaprzeczę;D, nawet recenzent na korytarzu, mijając mnie wyraziła uznanie dla mojej wiedzy w tym temacie:)_czyli dobrze! Wiem, że obecnie ten tytuł nie stanowi żadnej nobilitacji, i często nie jest problemem go zdobyć. W moim przypadku jednak oprócz samozaparcia, liczyły się też nakłady finansowe (opłacenie statystyka). Dlatego cieszę się, że mam TO już za sobą. Ehh, czas na ogarnięcie się i specjalizację:) Planuję AiIT, o!



W pracy ostatnio był spokój. Pooperacyjne puste, a na oddziale 25 chorych.  Przyjęłyśmy pana z krytycznym niedokrwieniem kończyn, świerzbem. Pan z "rozrywkowych" raczej, tj. alkoholik. Miał mieć angio-TK, po którym miały zapaść decyzje odnośnie dalszego leczenia. Co się odbyło dowiem się jutro.
Wrócił do nas pan T., o którym pisałam kiedyś. Mięsak przestrzeni zaotrzewnowej, rozejście się rany (od loży w talerzu biodrowym, do kolana prawie), potem krwawienie z tętnicy biodrowej, udowej...Zdecydował się na wyłuszczenie kończyny w stawie biodrowym, tylko to zaproponowała mu współczesna medycyna - doda, że konsultowany był w CO w stolicy, a to chyba coś znaczy...


Ok, czas na odpoczynek i nadrobienie zaległości w serialach;D,
w piątek wielkie świętowanie - tj. urodziny mojej kochanej A., ale toast za mojego mgr. też być musi!
K.____mgr K.

wtorek, 15 listopada 2011

Po urlopie:)

Cześć wszystkim!,


miałam parę dni wolnego od pracy, wykorzystując 2 dni urlopowe i długi weekend miałam wolne 5dni:) oczywiście pojechałam do domu, i tam odpoczywałam pracując;)

Wyobraźcie sobie, że złożyłam pracę w dziekanacie, miałam przystąpić do jej obrony w ten piątek 18.11, niestety mój promotor ma wykład i nie może go przesunąć więc lipa...;/ kolejny termin nie został jeszcze obwieszczony przez dziekanat;(

W domu jak to w domu, czas płynie inaczej, sielsko, anielsko i mimo, że pracuje się tam (organizuje opał na zimę, sprząta dom, obejście i robi masę rożnych rzeczy) kocham tam być:)

Wróciłam wczoraj, i spotkałam się z Mała, miała bardzo "upojny" weekend więc sporo było opowiadania. Później wybrałyśmy się do kina na "Listy do M". Film całkiem zgrabny, ale bez rewelacji z mojej strony. Wprowadził mnie w świąteczny nastrój, czas kupować prezenty;) Jak to komedia romantyczna...po raz kolejny pozwala /?/uwierzyć w "miłość od pierwszego wejrzenia". Powinni chyba wprowadzić jakieś ograniczenia dla samotnych, szukających prawdziwej miłości osób;)

No, więc byłam dzisiaj w pracy. Oddział jak zwykle kolorowy.
Pan K., OZT,  leczone m. Bradleya, po raz kolejny zmiana opatrunku na bloku operacyjnym. Pacjent ten od początku strasznie pesymistycznie nastawiony do szpitala, nas i skuteczności naszych zabiegów. Niestety jego stan tak się pogarszał, że tylko drenaż "zmasakrowanej" trzustki mógł go ocalić. W porównaniu z obrazem sprzed tygodnia (kiedy ostatnio go widziałam) teraz jest o niebo lepiej. Widziałam nawet uśmiech na jego twarzy. Taki obraz buduje i daje wiarę w medycynę:)

Poza tym, przyjęłyśmy "na ostro" dwóch panów, w podobnym wieku, z prawie identycznym rozpoznaniem: ZZA, toksyczne uszkodzenie wątroby, stan po HETD, anemia. Różnica wynikała ze statusu społecznego. Jeden pan pachniał, drugi cuchnął i nie miał domu....obaj wymagali transfuzji KKCz i wzmożonej obserwacji, a także "profilaktyki delirium";)

Czas mam teraz taki, że rozgrywa się swoista walka o dyżury w Święta...niby same się wpisujemy, i ma być sprawiedliwie...niestety nie jest, starsze koleżanki "czują się", i chcą zagarnąć co lepsze dyżury. Kwas się robi.
Nigdy nie zapomnę mojej pierwszej nocy wigilijnej spędzonej w pracy...Pracowałam zaledwie miesiąc, i już miałam "podwójny" dyżur ze starszą koleżanką. Jak pomyślę, jakim żółtodziobem byłam to dziwię się, że tak oddziałowa ustawiła sprawę. Do dziś pamiętam pacjentów, jakich przyjęliśmy...pan B. z niedrożnością - z Poznania do siostry na Święta przyjechał, potem okazało się, że ma guza neo, zmarł jakiś czas po operacji. Przyjęłyśmy też pana z HETD, z dolnego odcinka. Pół nocy zmieniałyśmy pampersy, przelane krwią bo dr nie widział potrzeby operacji...pan przeżył, od nas poszedł potem na internę...Doskonale pamiętam lekarzy z nami dyżurujących, dr G. i Michał;) Taaa....kiedy to było...3 lata będą, dr G nadal pracuje u nas, M. robi karierę w szpitalu uniwersyteckim. Czas mija, coraz szybciej, dzień za dniem, miesiąc, rok itd...Świadomość, że w domu rodzina przy wigilijnym stole śpiewa kolędy, dzieli się opłatkiem i zaraz wyjdzie na Pasterkę była baardzo dla mnie dołująca i dobijająca. Na szczęście w tym roku Wigilia zapowiada się w "rodzinnej wersji".


Siedzę teraz przed tv, Kuba "leci":) Dereszowska jest.

Pozdrawiam,
K.

niedziela, 6 listopada 2011

:) MeGa!

Cześć,

jestem właśnie po dniu i przed dniem w pracy;) Dzisiejszy dyżur przypadł mi w udziale za koleżankę bo uszkodziła sobie nogę...a w pracy moooc przypadków i ciekawych historii chorób. Oddział full - 39 łóżek zajętych, tak więc nie było akcji z przyjmowaniem pacjentów chociaż Izba przysłała nam pana po urazie głowy, którego musieliśmy zawrócić bo zwyczajnie nie mieliśmy dla niego miejsca;)

Ostatnio jest urodzaj na appendektomie;) prawie co dyżur jakaś wpadnie;), niestety również "na otwarto" co wiąże się z dłuższym pobytem i większym dyskomfortem i niebezpieczeństwem pacjenta. Jak to w świąteczne dyżury, dzisiaj byłam "tą biegającą". Ogarnąć zlecenia 39 pacjentów nie było łatwo ale się udało.

Mamy w oddziale, już od paru tygodni pana M. Pan pochodzi z drugiego końca Polski, ma 30 lat, trafił do nas z perforacją jelita /?/ chyba. Pan był/jest narkomanem i alkoholikiem. Zapalenie trzustki również go nie minęło. Oczywiście zoperowany, po powrocie z bloku op. jego szanse na wyjście z "tego" oceniano marnie. Zwłaszcza ze względu na zmasakrowaną trzustkę. Ale jak to często bywa pan zaskoczył wszystkich i dzięki naszym zabiegom pan wyszedł z najgorszego. OZT przyprawiło go o odmę opłucnej - drenaż. Jak usunięto drenaż pojawiła się gorączka, rana na brzuchu nie bardzo się goiła...W zeszłym tygodniu okazało się, że zaszyto mu w brzuchu coś czego nie powinno się tam zostawiać....!Pacjenta poinformowano, że ma ropnia - oczywiście kłamstwem to nie było bo "ciało obce" otorbiło się i nijako tym właśnie się stało...Heh, teraz może być już tylko lepiej. Po prostu ma facet pecha...

Tyle o szpitalu.

Czy wspominałam kiedyś, że kocham SDM? Dla niewtajemniczonych Stare Dobre Małżeństwo. Zespół ten jak i wiele innych poznałam dzięki mojemu bratu, za co jestem bardzo wdzięczna:) Poezja śpiewana. Inspiracją dla twórców SDM - są wiersze m.in. Stachury, Rybowicza, Ziemianina, Belona...

Tabletki ze słów
 
Kogo nie boli,
ten nie pisze wierszy,
bo po co?
Wiersze piszą ci,
których boli,
tak jakby mogły one
zmienić cokolwiek...
Wiersze piszą ci,
których zawiodły
wszystkie
przeciwbólowe
środki...
A więc wiersze
to dla nich
uśmierzające
tabletki ze słów.
 
(...)by Rybowicz
 
 
Polecam tym, "których boli", każdemu kto zastanawia się nad życiem, istnieniem, przemijaniem, kto ma i czuje ducha...głos wokalisty i współzałożyciela zespołu jest na tyle charakterystyczny, że długo nie da się go zapomnieć. Słowa, które śpiewa wwiercają się w serce i każą się zastanowić. Po prostu, mając dosyć tej wszechogarniającej  "rypanki", chamstwa, wyścigu szczurów, gonitwy za pieniędzmi, przyjemnością trzeba po prostu znaleźć jakiś "złoty środek". Dla mnie to przede wszystkim modlitwa, ale także muzyka. 
 
"Kompot z rabarbaru", też Rybowicz.

"Nie pamiętam twojego imienia,
koloru twoich włosów, oczu.
Nie wiem, kiedy to było
gdzie, przy jakiej okazji.
Czasami tylko, ostrożnie
wydobywam z pamięci
ten gest, z jakim postawiłaś
przede mną kompot z rabarbaru.

I zaraz, przerażony,
chowam w panice ruch twojej ręki
z powrotem w niepamięć,
aby nie zwariować z czułości.
 
Niestety nie mogę tu umieścić mp3 z tym utworem, jest nieziemsko piękna. Słuchając jej serce rwie się do kochania:), tęskni, przypominają się różne rzeczy i spać nie można...


Doobra, dosyć tego mojego romantyzmu;)
Wramach zmainy tematu powiem, że byłam wczoraj po raz pierwszy na meczu piłki nożnej! Jestem zafascynowana, mega pozytywnie nakręcona i  nie mogę się doczekać następnego:) Podobno nasi nie grali zbyt dobrze ale mnie i tak się podobało. Atmosfera i stadion wzięły górę nad chłodnym osądem sytuacji;) Mecz skończył się remisem. Czułam się podobnie jak na dobrym koncercie, bez alkoholu ale "na haju";D

OK, muszę wrócić na ziemię i powiesić pranie;)

Pozdrwiam,
K.

wtorek, 1 listopada 2011

"Zapal świeczkę..."

Cześć,

byłam dzisiaj w pracy. Nie czas na opowieści o pacjentach więc:




Miłego wieczoru, pozdrawiam:),
K.