czwartek, 23 lutego 2012

Labor est etiam ipsa voluptas! /praca jest sama w sobie przyjemnością/


Sesese, mogę tak napisać mając 4 dni wolne!  Mam bowiem dzisiaj urodziny i należy mi się, chociaż w tym wieku chyba już nie powinnam świętować starzenia się;)




Wczoraj byłam w pracy na D. 5 zabiegów, 38 chłopa w oddziale. Oj działo się, działo. 

Ciekawszy był jednak dyżur w nocy z pon na wt. Oddział również obłożony, jedno przyjęcie – pacjent z bloku, po perforacji guza jel. gr. z kałowym zapaleniem otrzewnej. Prawdopodobnie meta – tj. przerzut nowotworowy. Pan od kilku lat zmagał się z tą chorobą. Zmagał bo zmarł niestety po naszym dyżurze. Całą noc przy nim spędziłyśmy, płyny, aminy w pompie, leki p. bólowe, opatrunek. Jego ból, jęk, strach przed nieuniknionym, błagalne spojrzenie, krzyczące o pomoc.  Przeczuwał co się stanie, a nam pozostawało jedynie zapewniać go, że będzie dobrze, że ma się uspokoić i odpoczywać. Pierwotnie miał trafić z bloku na OIOM ale niestety, nie kwalifikował się. Pan lat 57. Wytrzymał blisko 12 godzin od zabiegu, zmarł ok.8, na następnej zmianie.

Kolejna ciekawa sytuacja mająca miejsce na dyżurze – pacjent lat blisko 70. Jakieś 2 tygodnie temu leczony z powodu krwawienia (po Accenokumarolu), operowany, sonda Sengstakena, wszyscy myśleli, że nie uda mu się wyjść z tego cało. A jednak, wyszedł, w świetnej formie do domu. Wrócił, tym razem z jakby odwrotnym schorzeniem – zakrzepicą w prawej kończynie dolnej. No i leżał już jakieś 3 dni u nas. Stosował się do zaleceń – tj. leżał ładnie w łóżku, bo tego wymaga ta choroba, mogąca doprowadzić do zatorowości i śmierci.  Rano, ok. 6 poszłyśmy założyć panu czopek bo sam nie dawał  rady;), i czujnym naszym oczom nie umknęło dziwne jego zachowanie. Nic nie mówił! Ruchy jakieś opóźnione, nie odpowiadał na pytania…Oczywiście zawołałyśmy lekarza, ten neurologa. Jak się potem okazało – świeży udar. Zabrali go na neuro. 

Pisałam ostatnio o starszym panu K. „Wyszła” u niego Clostridium perfringens, heh, właściwie może u mnie w jelicie też sobie mieszkać ale u niego przyczyniła się do rozwoju zgorzeli gazowej. Zabrali go na dobę do ośrodka leczenia hiperbarycznego. Oddali go wczoraj, z zaleceniem wytworzenia anusa (stomii), bo póki co nieszczelności w zaopatrzeniu przetoki nie pozwalają na efektywne leczenie. Widziałam wczoraj ranę. Masakra! Dawno nie było u nas tak spektakularnej „rozpierduchy”.
/Cholera, jednak potrafią mnie zadziwić takie widoki, ten wywołał u mnie nie lada podniecenie. To chyba oznacza, że chirurgia to moje życie i ma przede mną sporo tajemnic, które z radością odkryję;) / Na szczęście pan bardzo dobrze się czuje, mimo zaawansowanego wieku i chorób współistniejących.

Na samej prawie końcówce dyżuru, o 5.36 zmarł nam pan z sali 13. Został właściwie przyjęty tylko po to, żeby nie odejść w domu. Ludzie boją się śmierci, nie wiedzą co robić chyba od stricte technicznej strony, dlatego wolą oddać umierającego do szpitala/hospicjum. Rozsiany proces nowotworowy, nieoperacyjny guz żołądka. Koniec.

Ile się dzieje w szpitalu, każdy dyżur to nowi ludzie, nowe historie, nie rzadko tragiczne i straszne. Niejednokrotnie, na szczęście, szczęśliwe i dające nadzieję na lepsze, przywracające wiarę w naszą pracę:) 


Wróciłam przed chwilą z obiadu i mini shoppingu z S. Taki urodzinowy akcent. Jutro spotykamy się w większym gronie.   Mam tylko nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy śpiewać mi „Sto lat!”;) 

Uwielbiam kolor herbaty z cytryną:)


Zdjęcie (z http://mrrrkotekzemnie.pinger.pl/a/2011/5/8/) nie oddaje rzeczywistości:) 

Pozdrawiam.

niedziela, 19 lutego 2012

Niedzielnie:)


Cześć, 

Jestem po nocnym dyżurze, spałam do 13, ugotowałam obiad, posprzątałam i poszłam do Kościoła na 18.
                  
Wracając rano z pracy, jak to w niedzielę po 7, miasto budzi się dopiero, pustki na ulicach, ludzie z psami wynurzający się z ciepłych posłań i tacy jak ja – wracający ze zmiany pracownicy zmianowi;) Jak to mam w zwyczaju, słucham radia w drodze. Jako że w Trójce audycja „dziecięca”, przełączyłam na Jedynkę, gdzie akurat był wywiad z Radosławem Pazurą i jego żoną, Dorotą Chotecką, też aktorką. Opowiadali o tym, jak ważna jest wiara w ich życiu, i jak diametralny wpływ na ich postawę w tej sferze miał wypadek p. Radka przed laty. Mówili, że cale to straszliwe zdarzenie postrzegają teraz w kategoriach błogosławieństwa! Dzięki niemu weszli na drogę Kościoła i od tamtego czasu budują swoje życie z Jezusem. Pięknie! Taki optymistyczny akcent na początek dnia,  umocnienie świadectwem innych ludzi, braci w wierze.  Jak już nie raz pisałam cieszę się, że jestem w Kościele. Że otrzymałam wiarę, że nie postrzegam jej jako zakazów, umartwiania się, płacenia „czarnym” za free, ukrywania pedofilów księży  itd. itp.  Kościół katolicki jest największą instytucją religijną na świecie, mogę chyba tak napisać, mając na myśli cała hierarchię i machinę go tworzącą. Nie da się ukryć, że w historii katolicyzmu wiele kart zapisanych zostało krwią, okupione brudnymi pieniędzmi czy też aferami pedofilskimi.  Wszystko to miało/ma miejsce i należy stawiać temu czoła. Nie chcę jednak się rozpisywać o Kościele w wymiarze globalnym. Chcę po prostu zaznaczyć, że wymiar duchowości katolickiej jest odzwierciedleniem moich potrzeb religijnych.   I jestem MEGA szczęśliwa  i wdzięczna Bogu, za to że Jest w moim życiu.  Mam wrażenie, że gdyby nie wsparcie jakie odnajduję w wierze, moje życie byłoby uboższe i puste. Nie potrafiłabym odnaleźć sensu w samej pracy, w relacjach z ludźmi, w samorealizacji.  Dooobra, już nie nudzę. Ciekawe, kto dotarł AŻ do tego momentu;p  Miałam po prostu ochotę się wygadać;)


 Ajj,  mocne:) ale co tam, nikogo nie powinno obrażać.


Pracowo  - intensywny dyżur. Jutro spotkanie z oddziałową, będziemy pewnie dyskutować o poprawie naszych  relacji , a i tak nic z tego nie wyniknie. Mam już powoli dosyć tej babskiej życzliwości w pracy. Ciągłe plotki i obgadywanie. Aż mi mózg puchnie po dyżurach z niektórymi osobami. Cieszę się dyżurując z W., można spokojnie porozmawiać i nie obrabiać komuś d….
Wracając do dyżuru, 4 przyjęcia. W tym jedno o 6.50;) Przyjęłyśmy 2 ostre trzustki, z których jedna naprawdę nie dobrze się zapowiada.  Strasznie pan bólowy, rzygający, słaby. Nie alkoholik, dla ścisłości.  Założyłyśmy panu sondę do żołądka, cewnik do pęcherza no i głownie walczyliśmy z bólem. Druga trzucha, chłopaczek 2 lata ode mnie starszy, drugi atak choroby, tutaj raczej etiologia alkoholowa wchodzi w grę, chociaż zaprzeczał jakoby nadużywał. Jak to mówi pewien dr, wszyscy kłamią. Nam pozostaje zweryfikować jego wersję badanami;)
Wrócił do nas pan S. Operowany pierwotnie na skutek ataku nożownika, którego doznał. Wyszedł jakiś tydzień temu, nic nie zapowiadało „babrania” się rany. W każdym razie rana mu zropiała i oto wrócił na łono naszego oddziału.
No i rano, o godzinie 5 dr oświadczył, wyszedłszy zaspany ze swojego pokoju, że schodzi na blok, zaszyć perforację. Tym właśnie sposobem o 6.50 odbierałyśmy z bloku pana po zoperowaniu przedziurawionego wrzodu żołądka. Hehe, takie przyjęcia na zmianie dyżurów są najgorsze, mamy wtedy raport – za zwyczaj. Dla niewtajemniczonych – omawiamy każdego pacjenta w kilku słowach/zdaniach, przekazując najistotniejsze wiadomości kolejnej zmianie. W sytuacji przyjęcia pacjenta o tej godzinie zawsze zaburza to raport no i wiąże się z dłuższym pobytem w pracy. Przyjęcie bowiem wymaga minimum kwadransa, a w sytuacji pacjenta z bloku kolejnego kwadransa. Ja tam się nie spieszę, nie mam dzieci, które trzeba zaprowadzić do szkoły czy zrobić im kanapki rano, i spokojnie zdążę się wyspać . Jednak to wolontariat – bo nikt mi nie zapłaci za dodatkowe minuty/godziny w pracy. 


Mamy w oddziale pana K. Pan rocznik 1928. Trafił do nas po laparotomii z powodu kałowego zapalenia otrzewnej. Jak opowiadali chirurdzy, który go otworzyli – gnój w brzuchu. Pan – podobno – tydzień chodził z bolącym brzuchem, który mu „puchł” bo do środka lała się treść jelitowa.  Otworzyli go, zdrenowali i teraz leży z opatrunkiem od spojenia do mostka, nacięty, przecięty i niestety nie ładnie pachnący. Dziw bierze, że nie umarł i nie wpadł w sepię. Jak to mówimy, rocznik wojenny! Co jakiś czas biorą go na blok i dokładnie, dogłębnie czyszczą  „od środka” nijako. Oby znieczulenia go nie zabiły. Pan bardzo miły, sympatyczny, w pełni sprawny umysłowo. Taki kochany dziadzio. :)

W przyszłym tygodniu mam urodziny, w związku z tym zaprosiłam parę osób na piwo. Nie wiem jeszcze gdzie zaklepać stolik bo bez tego ciężko będzie coś znaleźć. Muszę to jutro ogarnąć, poza tym mam też jutro fryzjera i N


Pozdrawiam!