sobota, 27 lipca 2013

Polskość:)

Hej,

miniony tydzień minął bardzo szybko, a to za sprawą gości, których same sobie zupełnie niespodziewanie zorganizowałyśmy i niespodziewanie ciekawych zajęć z Opieki Paliatywnej:)

Ale od początku.
W poniedziałek wracając z Aldi (tani sklep) pozdrowiłyśmy tutejszym "Gruezi" parę turystów, stojących nad mapą. Kulturalnie odpowiedzieli i zamienili ze sobą zdanie po polsku:) My oczywiście podchwyciłyśmy, słysząc nasz ojczysty język: dzień dobry! itd. itp.:) Od słowa do słowa poszli z nami. Okazało się, że nocowali pod namiotem nieopodal. My - jako gościnne i otwarte, zaproponowałyśmy, że mogą u nas wziąć prysznic, zjeść coś (co sami sobie kupili;). Przystali na to. Okazało się, że są z Wrocławia. Ona - architekt, ładna i cicha a on historyk - sympatyczny i wygadany. Przyjechali sobie na urlop i objeżdżają Szwajcarię. Po odświeżeniu się poszli w góry, zostawiając u nas bagaż. Wrócili po 21 więc nie miałyśmy sumienia nie zaproponować im noclegu u nas, zwłaszcza, że kanapa stoi pusta...no i tak zostali tę i kolejną noc.






Tak niewiele potrzeba, żeby komuś pomóc. Dlaczego tego nie robić. Oczywiście pojawiły się głosy w grupie, że jesteśmy nadzwyczaj "gościnne", co w domyśle miało znaczyć, że po prostu głupie bo co nam z tego przyjdzie...wiem jedno, że jeśli znowu przyjdzie mi spotkać "Naszych" na drodze, zachowam się tak samo:)

W niedzielę byłyśmy na polskiej Mszy, które tu w Lucernie są 2 razy w miesiącu. Dotychczas bywałyśmy na niemieckich, gdzie forma liturgiczna jest dla mnie trudna do akceptacji  (kobiety są szafarzami, zupełnie inna kolejność obrządku!). Ooo jak dobrze było! Zostałyśmy ciepło przyjęte przez wspólnotę bo widać, że taka tu istnieje. Nie odważyłyśmy się jednak na aktywny udział poprzez czytanie lekcji, ale za to nasz śpiew przebijał się przez zespół;) (do którego zamierzamy dołączyć;])



Zajęcia z paliatywnej trochę nas przerażały. 4 dni, po 7h - co my tam będziemy robić, zwłaszcza, że każdy miał to na studiach - tak myślałyśmy jeszcze w poniedziałek rano. Jakież było nasze zaskoczenie gdy pani H. przedstawiła nam w ciekawy sposób jak to wszystko wygląda w Szwajcarii, jak to naprawdę jest ze Sterbehilfe, jak postępuje się z umarłym w szpitalu, a do tego kilka filmów dokumentalnych i jeden fabularny. Baaardzo interesująco, ba! nawet na zajęciach w trakcie studiów tak mnie to nie "jarało", co nie znaczy, że chciałabym tam pracować.



A! i jeszcze zaczęło się zapraszanie nas na rozmowy kwalifikacyjne:) Dostałam ofertę z Zurichu, ze szpitala uniwersyteckiego na coś w rodzaju "oddziału wybudzeniowego". Odmówiłam. Nie chcę Zurichu. Daleko od gór, długi dojazd do pracy tez mnie nie kręci. Czekam na kolejne oferty, jestem pewna, że nadejdą.

 A teraz mamy już sobotę;) Plan jest taki: wyspać się, pouczyć (słówka, słówka, słówka...) i nad jezioro!



Pozdrawiam, miłego weekendu!
 

sobota, 20 lipca 2013

Na bogato...?

Dzień dobry,


ale tu jest fajnie! Sporo się dzieje, Lucerna obfituje w wydarzenia sportowe i kulturalne. Nic, tylko korzystać!

Ale po kolei:
 W ubiegły weekend miały tu miejsce zawody zaliczane do Pucharu Świata w wioślarstwie. Nigdy wcześniej nie interesowałam się tym sportem ale TO był dobry początek. Mamy dobrych zawodników, którzy  nie są znani szerokiemu gronu (no dobra, ja ich nie znałam), nie brylują w mediach a mogliby. Aż mi głupio, że interesuję się piłką nożną, która jest prosta i  dla mas;) Wracając do wioślarzy - myślałam, że są to raczej wychudzeni, niscy panowie. Oooo jakie było moje zdziwienie! Zanim dowidziałyśmy się, że są tutaj te zawody to w autobusie spotkałyśmy grupę strasznie przystojnych Anglików. Koleżanka odczytała na ich koszulkach co trzeba i tak się zaczęło.  Sobotę i niedzielę spędziłyśmy nad jeziorem Rotsee, nie tylko kibicując;)

Sami oceńcie;)




Groß Britanien!



No i nasza Ósemka:)

Ok, myślę, że wystarczy. Wieczorem w niedzielę niezupełnie przypadkiem natknęłyśmy się w mieście na 2 "naszych" i zamieniłyśmy parę zdań. Niestety na palcu jednego z panów widniała obrączka;P 


We wtorek natomiast mieliśmy u siebie Borussię Dortmind!
Hehe, wygrali z Lucerną 4-1, Lewandowski strzelił jedną bramkę;) Był to mecz towarzyski, stadion zebrał ok. 17 tyś. kibiców, za duży nie jest i wiele więcej juz by nie pomieścił;) 


Mieszkamy obok stadionu, ale to już chyba kiedyś pisałam.

No, a w ten weekend odbywa się Blue Balls Festival. ALE niestety nie stać nas jeszcze na bilety;) Co prawda właśnie stamtąd wróciłam bo były też darmowe koncerty ale żal mi strasznie, że nie zobaczę Damiena Rice'a, Jamesa Morrisona, Zaz, Elvisa Costello i wielu innych...

Sztuką jest teraz korzystać z darmowych/tanich eventów, prawda?:)

W szkole ten tydzień minął jakoś szybko. Może wyłączając czwartek bo był wolny...aaa, no i w środę miałam próbną rozmowę kwalifikacyjną. Oczywiście w języku niemieckim, z panem specem od rekrutacji. Trwała ok. godziny i trzeba było odpowiadać na pytania w stylu - Co jest Twoją słaba/mocną stroną? Jak widzisz siebie za 5 lat?  Jaki powinien być szef? itp. itd. Nie było to dla mnie proste, ba! nawet po polsku trzeba się zastanowić nad dobrą, właściwą odpowiedzią...Możliwe, że od poniedziałku czekają nas już prawdziwe rozmowy, w szpitalach...brrr!

Od pół roku bez szpitala, bez tego stricte medycznego świata, za którym strasznie tęsknię...z drugiej strony strach przed nową rzeczywistością, szwajcarską, która nawet w sprawach mieszkaniowych nie jest prosta;)...ale o tym może innym razem.


Znacie pana Michała?




Pozdrawiam serdecznie!



poniedziałek, 8 lipca 2013

Die Schweiz!!!



W końcu, po sporym zamieszaniu, dyskusjach, rozmowach, momentach zwątpienia podpisałam umowę. Zostaję.  Firma zgodziła się na nasze warunki, w końcu czujemy się bezpiecznie.  Nie wszyscy zdecydowali się zostać. Koleżanka, która ma narzeczonego w Pl., dla którego praca tutaj byłaby niewiadoma postanowiła nas opuścić i wyjechać do Niemiec. Wielka szkoda bo to bardzo fajna dziewczyna...mam nadzieję, że kontakt utrzymamy. 



Pogodę mamy dobrą, chociaż jest trochę duszno. W sobotę zdobyłyśmy najwyższy szczyt – Pilatus. Trochę nieodpowiedzialnie z mojej strony bo w trampkach_ale po prostu nie zabrałam z Pl butów a na nowe jeszcze mnie nie stać;) Pięknie było! Mimo, że jedno podejście paraliżowało mnie i nie pozwalało spojrzeć w dół, opłacało się. Koniecznie trzeba to powtórzyć. Na szczycie 2 Hotele, restauracje i mnóstwo Chinczyków;P  Ogarniamy plan na kolejny weekend bo do zwiedzania, obejścia sporo.  

A w sierpniu mam tydzień wolnego i odwiedza mnie siostra z ciocią. Robię listę rzeczy, które muszą mi przywieźć. W szkole…hmmm, łatwo nie jest. Obciąża nas ilość godzin…dzisiaj np. było wolne ale od jutra do piątku od 8.15 do 16.30 w szkole, z jedną godzinną przerwą. Łatwo nie jest…tak wrócić w szkolne ławki.  Jedno z zadań domowych obejmowało wizytę w banku i zasięgnięcie informacji dot. oferty danego banku. Załatwiłyśmy to bez problemu.  Nauka szwajcarskiego – Schweizerdeutsch – jest raczej śmieszna, niż przynosiłaby mi jakąś korzyść. Pani nauczycielka, młodsza ode mnie, jakoś nie ma pomysłu na te zajęcia. Nudzimy się jak mopsy. 



Dzisiaj kupiłyśmy piłkę do siatki i pograłyśmy sobie nawet:) , bolą mnie przedramiona ale sporo zabawy z tym było i będzie nadal.  Decyzja o pozostaniu tutaj niesie za sobą kolejne, które trzeba podejmować, żeby tutaj „normalnie żyć”.  Powoli, powoli odnajdujemy się.  Wybieramy się na mecz BVB vs. FC Luzern! mieszkamy obok stadionu więc grzechem byłoby nie skorzystać. Aaa, Polaków tutaj nie wielu. Chociaż kilku już spotkaliśmy. Sklepy, zwłaszcza te tanie są już przez nas rozpoznane;), głodu nie cierpimy a z każdym miesiącem będzie lepiej. 
I tym optymistycznym akcentem kończę i pozdrawiam!