środa, 28 listopada 2012

Beztytuł:)

Dobry wieczór!,

pada, pada, szaro, buro. Chciałabym już trochę mrozu i słońca:) wtedy jakoś inaczej jest, prawda?



Ładnie? Jak w bajce:)


Jestem po dziennym dyżurze, 30 pacjentów, 6 zabiegów. Miałam aż 4 dni wolnego i trochę zagubiona byłam na początku. Po obchodzie już wiedziałam kto i po co się u nas znalazł. Najlepsze jest to, że znowu mam labę i do pracy idę w pon!;D

Mamy w oddziale weteranów, panów leżących gruubo ponad miesiąc. A tu stopa cukrzycowa, która moim zdaniem się nie wygoi i trzeba będzie ją amputować, a tu wyrostek, powikłany ewentracją, wymagający długiego raczej leczenia i jeszcze pan z rozsianym procesem neo, z 2 stomiami...Zawsze są tacy, prawie, że "domownicy". Zaprzyjaźniamy się w pewnym stopniu z nimi, z rodzinami. Wspieramy ich, dodajemy otuchy. Cieszymy się jednak, gdy w końcu opuszczają nasze progi.


W tv leci "Na dobre..."Już się kiedyś wypowiedziałam nt. tego i innych seriali med. Powtórzę - szkodzą, dając idylliczny obraz pięknego szpitala, gdzie najważniejszy jest jeden pacjent, leczą go szybko i z uśmiechem. Przychodzi taki Kowalski i chce się dowiedzieć na czym będzie polegał zabieg/badanie, jakie jest dalsze leczenie, jakie rokowanie...W realu mało kto zna nazwisko lekarza prowadzącego czy operatora. A diagnozy - dajmy na to o podejrzeniu nowotworu, przekazywane są w biegu, na obchodzie czy korytarzu...Czy naprawdę wymagam zbyt wiele, oczekując rozmowy na osobności, w 4 oczy, 10-15 min. w sytuacji, gdy wali się świat danego pacjenta to chyba nie wiele...Pośpiech, drugi etat, prywatny gabinet, procedura, pieniądze, czas, czas, czas...a raczej jego brak są tego przyczyną.
Ja próbuję zarejestrować mamę na MRI od miesiąca, już ścieżkę wydeptałam do rejestracji, znam wszystkie panie z okienka  i  ciągle słyszę, że nie ma zapisów na ten rok, a na przyszły "ruszą" w następny poniedziałek. Tych poniedziałków już trochę było...;p

Pracuję do końca roku, 31.12 mam dyżur dzienny. Od stycznia, przez pół roku nie będę miała styczności ze szpitalem. Kurczę, już ubolewam nad tym i nie wiem jak się z tym uporam bo przecież to moje życie jest!:) Bez nowych pacjentów, ich historii, przebiegu leczenia aż do wyleczenia. To daje mi energię i kopa. Od następnego roku będę czerpała siłę z postępów w nauce j. niemieckiego;P taa, na pewno.



Odkąd news oddziałowy o moim odejściu rozszedł się "po ludziach"(personelu oddziału) wszyscy ubolewają nad nim;) Mówią, że życzą mi jak najlepiej, że fajnie, że się zdecydowałam i odważyłam ale szkoda, że odchodzę bo taka super jestem;)  Miło to słyszeć, szkoda, że na co dzień nie mówimy sobie takich komplementów. 


Pozdrawiam!

piątek, 16 listopada 2012

Muszę być słoikiem:)

Witajcie!,

jak to zwykle w wolny, piątkowy wieczór u mnie bywa - słucham lp3, popijając coś dobrego. Tym razem jest to grzaniec.

Wróciłam z filmu "Przed Świtem" part II. Przy całym szacunku dla sagi książkowej i wcześniejszych adaptacji filmowych, ta wypadła moim zdaniem blado. Mogli część I przedłużyć i zawrzeć to, co pokazali w tym filmie.

Ten tydzień był przełomowym w moim życiu. W środę złożyłam wypowiedzenie z pracy, w czwartek podpisałam w Warszawie umowę na Szwajcarię.
Wcześniej był mecz, który przerżnęliśmy sromotnie. Po meczu ledwo zdążyłam na pociąg, który ok. 6 rano dowiózł mnie do stolicy. Powłóczyłam się po Nowym Świecie, wcześniej wzięłam prysznic na Centralnym;D Śniadanie, kawa, druga kawa, spacer i o 10 spotkanie z ludźmi, z którymi może zwiążę się jakoś na przyszłe lata.
Włócząc się po tej naszej stolicy podszedł do mnie starszy, elegancki pan, który jak zauważyłam - przyglądał mi się. I powiedział coś, co wybiło mnie z rytmu i zszokowało - "Dzień dobry pani, przepraszam ale jest pani najpiękniejszą dziewczyną, jaką widziałem w życiu." Hmm, uśmiechnęłam się, powiedziałam dziękuję i poszłam dalej;P Nie powiem, połechtał moją kobiecą próżność ale mam w domu lustro i wiem jak wyglądam:) Tym nie mniej miło usłyszeć takie słowa od kogokolwiek, a tym bardziej od mężczyzny.



Na spotkaniu ludzie różni, raczej młodzi. I tu kolejny zaskok - jak się przedstawiłam jednej pani, to mnie rozpoznała jako autorkę bloga! I potem jeszcze jedna dziewczyna ze Śląska też... Jedna z nich powiedziała, że tak mnie sobie wyobrażała...Nie wiem co miałaś na myśli ale chętnie się dowiem:)
Kurczę, apeluję do Was I. i D. o poszanowanie mojej osoby i zachowanie Waszej wiedzy o mnie dla siebie:) "Pracowe" sprawy, które tutaj poruszam - spoko, nie są tajemnicą ale wiecie, że piszę tu nie tylko o tym. Pozdrawiam Was serdecznie i mam nadzieję do zobaczenia!


W ogóle cały ten listopad jakiś taki inny dla mnie. Nie dość, że zmieniam swoje życie to jeszcze spotkałam się z 2 koleżankami, z licencjatu. Nie widziałyśmy się ze 3 lata! a miałam wrażenie, że nic się nie zmieniło i gadało się nam swobodnie jak kiedyś.

Hmm, myślałam sobie ostatnio, obserwując koleżanki z pracy i w ogóle znane mi małżeństwa - jak to jest, że te głupiutkie kobiety mają spoko mężów, albo na odwrót!? Na zasadzie przeciwieństw? Nie no bez sensu, znam przecież normalne, fajne związki. Zero logiki w tym wszystkim i chyba nie jestem w stanie tego ogarnąć;) albo jak się widzi przystojniaka i dziewczynę raczej urody przeciętnej:)



W środę odwiedził nas w pracy lekarz, w którym się podkochiwałam skrycie, a który już u nas nie pracuje. Widywałam go potem w szpitalu uniwersyteckim, jak pisałam magisterkę, kiedyś nawet w jakimś pubie... Każde to spotkanie wywoływało szybsze bicie serca i to" dziwne uczucie". Teraz - jakoś bez poruszenia. To chyba też jakiś znak, że dojrzewam...albo, że staję się zimną suką. Na szczęście nie mieliśmy za bardzo czasu rozmawiać bo jego głos od początku czarował i sprawiał, że nogi się pode mną uginały.

Jutro planujemy, a raczej ja planuję jakiś melanż. Oczywiście ciężko namówić towarzystwo, mam jednak nadzieję, że dojdzie do skutku. Wcześniej trzeba jednak pójść do pracy na 12h. Zauważyłam, że odkąd podjęłam decyzję o rzuceniu jej pracuję inaczej. Oczywiście nie mniej efektywnie, po prostu mówię, co mi się nie podoba głośno, każdemu. No dobra, może nie każdemu;) ale mam kompletnie wywalone, zwłaszcza gdy jestem pewna swojej racji.

3majcie się!

piątek, 2 listopada 2012

40+ ;)

Cześć!,

jak już ciemno za oknem, a to dopiero 17! Taka pora - długie wieczory, krótkie dni, mimo to nie dopadła mnie jesienne depresja...jeszcze;) Jestem po nocnym dyżurze, nie miałam okazji być na grobach bliskich kolejny rok z rzędu. Jakoś zawsze pracuję.

W pracy, hmm...nawet spokojnie. Sinusoidalna intensywność pracy, z punktem kulminacyjnym w okolicy weekendu...poprzednio 4 zgony się nam przydarzyły! To sporo jak na nasz oddział.




Pan Z. 

Trafił do nas z rozpoznaniem krwawienia z przewodu pokarmowego, którego de facto nie było. Pan po prostu zaniedbany, niedożywiony, odbiałczony i na morfologii stracił. Cały w odleżynach, co nie przeszkadzało mu pić alkohol w dzień wcześniej. Jakaś totalna abstrakcja! Jego siostra powiedziała nam, że przepija swoją rentę z kumplem, w melinie, jaką jest jego mieszkanie. Jakby tego było mało do libacji przyłączała się opiekunka socjalna. Koszmar, aż trudno uwierzyć w taką patologię;/
Z tydzień poleżał i umarł.

Pan S.

Przyjęty z niedrożnością przewodu pokarmowego. Konieczna była operacja. Chirurdzy znaleźli tam guz w jelicie cienkim, zamykający światło. Pan dodatkowo obciążony "sercowo", miał wszczepiony kardiowerter. Zabieg odbywał się w nocy, rano pan przy nas się zatrzymał i natychmiastowa reanimacja nie odniosła skutku.

Pan M.

 Po wycięciu poprzecznicy z powodu guza. Niedosłyszący, z zaawansowanym zespołem otępiennym żył w swoim świecie i trudno było się porozumieć. Miał wyjść nazajutrz ale pogorszył się znacznie...po kolejnych 2 dniach zmarł. 

Pan X.

Nie poznałam pana, był niecałą dobę. Żylaki przełyku, a tu śmiertelność jest bardzo wysoka. Jego przypadek to potwierdził.

A wczoraj na N, mimo 3 przyjęć ostrodyżurowych całkiem spokojnie. 21 panów, oczywiście każdy potrzebuje czegoś na nocnym dyżurze;)

Ostatnio wdzięczna nam bardzo córka jednego pana, która uznała, że cudni jesteśmy przyniosła zapas preparatu dla pań 40+. Ma wspomagać włosy i paznokcie, przypadły mi w udziale 2 op. Podzielę się z mamą:D


Byłam na nowym Bondzie, nie powiem - całkiem, całkiem. Mam wrażenie, że pan James w tej części dorósł.  Jakoś mniej tych ślicznych panienek, romansów. Priorytety uległy zmianie.



Wczorajszym popołudniem oglądałam na vod "Senność", polski film M. Piekorz. Szczerze polecam.



Tak sobie ostatnio spacerując czy biegając spotkałam kilku dziadków z wnuczkami/wnukami w wózkach. Strasznie rozczulający widok. Starszy, siwy pan i małe dziecko. Ojj, chyba nie jest dobrze ze mną, bo łzy mi ciekną na taki widok :O W ogóle często się wzruszam, film, serial, dobre kazanie w Kościele...Hormony trzeba sprawdzić;p

Niestety mój zabytkowy laptop, mający ponad 4 lata odmówił współpracy ostatnio. Zaniosłam go do pana, chłopaka właściwie i za 340zł. wymienił mi dysk bo podobno coś nie grało. Mam nadzieję, że mnie nie orżnął i rzeczywiście dysk wymienił bo ja głupia baba nie mam o tym pojęcia;D
Komputer działa i to pozwoliło mi pozostawić tu dzisiaj kolejny ślad:)

Pozdrawiam!