piątek, 30 grudnia 2011

:) >< :(

Cześć, dobry wieczór!,

słucham płyty "Prosto z serca" dołączonej do kolejnej edycji kalendarza Dżentelmeni 2012. Są na niej umieszczone duety, niczym z tańca z gwiazdami ale uważam poziom artyzmu za nieporównywalnie wyższy. Zeszłoroczna edycja również mnie pozytywnie zaskoczyła. Polecam, zwłaszcza, ze cel szczytny - kasa ze sprzedaży przekazywana jest na zakup obuwia dla dzieci z domów dziecka.

http://www.tvn.pl/news/7198/view

Byłam dzisiaj w pracy, całkiem przyjemny dyżur, ale proszę Państwa, ku zaskoczeniu memu, mych współpracowników przebywa na o. Chir. I, Szpitala XYZ zaledwie 13 pacjentów! Niemożliwe a jednak prawdziwe:) To najmniejsza ilość pacjentów w mojej ponad trzyletniej karierze. Stwierdziłam z koleżanką, że to za mało...tj. zabieg, który miał się odbyć spadł, na pooperacyjnej jeden, stabilny pan i po prostu nudziło sie nam i dłużyło. Zwłaszcza od 15 do 16 - przyjęcie, pomiary, i potem od 17-19. Ten "przestój" to chyba wynik wykorzystanych limitów w tym roku, albo tez nagroda za "mega zapieprz" (przepraszam za kolokwializm/wulgaryzm), który zafundowano nam przez ostatnie pół roku.  Przyjęłyśmy jednego pana, z uwięźnięciem przepukliny pachwinowej prawej, ale, że się odprowadzała więc do zabiegu na poniedziałek.

Przeczytałam książkę pana Niedźwieckiego, polecam ją szczerze, wrażliwcom - on na pewno nim jest:)


Jak pięknie jest siedzieć sobie w fotelu, na kanapie i słuchać ulubionej  muzyki, czytać książkę, pisać bzdury z przyjaciółką na gg, czy pisać bloga, popijając aroniówkę wyrobu własnej matki (wykonuję właśnie mix tych czynności:) Dziękuję Stwórcy za te chwile. Są piękne i jedyne....mimo wszystko wierzę, że przeminą...
Mam  nadzieję, że czeka mnie zmiana trybu spędzania wolnych wieczorów.
Na chwilę obecną pragnę zmiany.
Pan Marek czuje się dobrze ze swoją samotnością. Ma swoje nawyki, przyzwyczajenia...z reszta, będąc 57-letnim mężczyzną nic z w tym dziwnego. 
Zauważam, że mnie również takich nie brakuje. Nie lubię zmian, tkwię w tym, w czym mi wygodnie, często pewnie bez głębszego sensu i celu...

Szkoda tylko, że rozmowa wirtualna, że przyjaciele daleko...(jakoś za dużo kropek w tym wszystkim;)



Kolejny rok, kolejne podsumowania, nadzieje, cele...

Życzę Wam wytrwałości w realizowaniu pragnień, czasu na rzeczy naprawdę ważne, refleksji i owocnych przemyśleń...

K.

czwartek, 29 grudnia 2011

Poświątecznie, przedsylwestrowo.

Witam jak w tytule, po Świętach, przed Sylwestrem.

W tym roku mam dyżur nocny 1 stycznia. Oznacza to, że mogę się zabawić w tą szaloną noc, chociaż dla mnie to nieistotne, uważam, że każda inna noc też się na to doskonale nadaje, a ciśnienie i presja, że trzeba jakoś uczcić tę jedyną noc w roku, jest głupia. Jakby każda noc nie była jedyna? Ok, nie każdej nocy zmienia się rok, ale czy to musi być powód do świętowania?Głupota. Skoro jednak tak wyszło, że mogę zabalować, i praca mi sprzyja to skorzystam z okazji i spędzę ją w towarzystwie przyjaciół, na "domówce".

W zeszłym roku było podobnie, tylko musiałam wstać o 5.30, miałam D w pracy;) 2 lata temu o północy szlam do Banku krwi po KKCz - mieliśmy straszne krwawienie do opanowania. Nie przeszkadzało mi wcale, że byłam w pracy - życzenia składane z koleżankami, lekarzami pomiędzy jedną kroplówką, krwią a pampersem też mają swój klimat;) i na długo zapadają w pamięć:) szkoda tylko, że ta uprzejmość i miłość nie zostaje na dłużej...

Święta minęły w domowej, ciepłej atmosferze. Dużo jedzenia, picia. Jak dla mnie za mało kolędowania...
Mama z atakiem rwy kulszowej, ledwo poruszająca się, mimo leków p. bólowych, które jej ordynowałam. Masakra. Na szczęście ja z siostrą pomagałyśmy jak tylko się dało, jednak niektóre rzeczy musiała robić sama bo jest niezastąpiona oczywiście.
Wigilia, potem pasterka - wybrałyśmy się pieszo z siostrą, a dodam, że to ok. 2 km przez las, więc uroczo:) szkoda tylko, że śnieg nie spadł....:( Pod choinką, mimo kryzysu gospodarczego /!/ góra prezentów. Jestem nimi usatysfakcjonowana w zupełności:) Pierwszy dzień Świąt tradycyjnie u mamy w domu rodzinnym. Ciotki, wujkowie, kuzynostwo no i oczywiście jedzenie. Zmyłam się ok. 19, z myślą o pracy dnie następnego. A że byłam sama w domu, w towarzystwie psa, wina i kolędami rozebrałam choinkę. Tak! Właśnie to zrobiłam. Nasza choinka nie była urodziwa, na szczęście mieliśmy drugą w zapasie i zamieniliśmy je.



Dyżur świąteczny baaardzo świąteczny. 15 pacjentów. 2 na pooperacyjnej. Sympatycznie było:) 2 przyjęcia.
Ciekawy przypadek pana K. Lekko ponad trzydziestoletni pan, z chor. Burgera, ZZA. Miał u nas niegdyś amputowany mały palec u nogi, teraz trafił ze zropiałym kikutem drugiej, amputowanej niedawno k.d.L. Btw z tamtego szpitala wypisał się na własne żądanie, po 1 fazie delirium. To nie byłoby jeszcze najgorsze. W pierwszej dobie (25XII)dostał udaru w L półkuli, więc P strona ciała - ta z nogą, jedyną nadzieją na w miarę sprawne funkcjonowanie została porażona. Oczywiście neurolodzy nie spieszyli się żeby pana zabrać do siebie i tam wdrożyć odpowiednie leczenie. Nastąpiło to dopiero 27, lepiej późno niż wcale...dobrze by było, żeby nie ZA późno.

Dzisiaj jestem po N, jutro mam D. Na dzisiaj zaplanowano 5 zabiegów, ciekawa jestem co będzie jutro;)

Zabieram się za czytanie książki, którą kupiłam zachęcona recenzjami a także, chyba przede wszystkim -  miłością do pewnego pana Marka z wąsem;D

Pozdrawiam,
K.

środa, 21 grudnia 2011

...złota łopata?

Kochani, (mmm, jaka czułość;),

już jutro po nocnym dyżurze jadę do domu na Święta i raczej nie będę umieszczać nowych postów (wspólny komputer w domu;p) składam Wam najserdeczniejsze życzenia!
Znalazłam takie, które spodobały mi się bardzo i Wam je dedykuję:


„Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel...”
Owocnych refleksji nad faktem, że Bóg stał się człowiekiem,
odtąd zawsze jest z nami.
Jest z nami, gdy się cieszymy i płaczemy,
gdy pracujemy i odpoczywamy, i nawet wtedy, gdy grzeszymy...
Pełnych pokoju świąt Bożego Narodzenia
i błogosławionego Nowego Roku! 


 Mam nadzieję, że podobna sceneria będzie towarzyszyła moim Świętom, a zapewniam, że mój domek położony jest podobnie jak ten z obrazka:)

Skończyłam dzisiaj zakupy prezentowe, ogromny problem miałam z podarunkiem dla mamy...na szczęście już mam to za sobą:) i pozostaje mi tylko zapakować wszystko ładnie i wsunąć pod choinkę.

A w pracy...hmmm. 2 ostatnie zgony zdarzyły się na moim dyżurze...nie były to nagłe sytuacje, nieprzewidziane. Rodziny zostały uprzedzone i mogły jakoś się na to przygotować (wiem, wiem  - nie ma takiej opcji)...zawsze to ból, tęsknota, strata. Zwłaszcza wczorajsze zejście mocniej mnie uderzyło. Pan trafił do nas z bloku, po laparotomii z powodu pękniętej torbieli trzustki. Ok. 55 letni, marskość wątroby, po leczeniu czerniaka naście lat temu...Interniści przekazali go "naszym" i po zabiegu codziennie konsultowali go, bo był w bardzo ciężkim stanie. Pompa z dopaminą, z insuliną, z noradrenaliną...antybiotyki, płyny, żywienie pozajelitowe. Wiele zabiegów i starań poszło na marne...Najgorsze jest to, że będąc w niedzielę w pracy zastałam pana w dobrej formie - parametry ok, kontakt logiczny, łatwy, wydawałoby się, że wyjdzie z tego. To co zobaczyłam wczoraj, rozwiało moje nadzieje, wiedziałam, że to kwestia godzin może doby. I po raz kolejny już przekonałam się, jak ogromną moc ma wola życia do pewnego momentu. Przyszła żona a po 0,5h pan już nie żył. Pożegnali się, chociaż on już nie mówił. Czekał na nią. Kilka razy widziałam takie sytuacje. Umierający jakby czeka na tą osobę i potem, w bardzo krótkim czasie odchodzi. I nikt mi nie powie, że to zbieg okoliczności...


Strasznie się cieszę z tych Świąt! Pracuję 26, chyba już pisałam;) Miałam szczęście trafić na rekolekcje adwentowe - świetnie poprowadzone i w dogodnych dla mnie godzinach. Potrzebowałam ich, dobrze było zatrzymać się na chwilę i pomyśleć o TYCH sprawach:) szkoda tylko, że na dzisiejszy ostatni dzień nie trafię - praca;/



Spakowałam już rzeczy, które muszę zabrać do domu - plecak, torebka i duża reklamówka - nie mam torby w mieście i jutro objuczona jak wielbłąd pojadę na wieś! <jupi>

Pozdrawiam raz jeszcze,

K.

piątek, 16 grudnia 2011

Piątkowo, deszczowo, przedświątecznie, uroczo:)

Dobry wieczór,

siedzę sobie w pokoiku moim, słucham ukochanej Listy przebojów programu 3 Polskiego Radia, delektuję się czerwonym winem i czytam/czytałam książkę. <teraz piszę;)> Na dworze deszcz leje, śniegu nadal brak...atmosferę świąteczną zapewniłam sobie, powiesiwszy w oknie lampki choinkowe, co w półmroku daje dobry, oczekiwany wręcz efekt:)


Jestem po małym maratonie pracowym, D,D,N. Miałam być na urlopie więc te dyżury trochę pokrzyżowały mi plany. Zresztą mój wniosek urlopowy wciąż tkwi w kadrach, muszę go w końcu wycofać;) Mamy Sajgon (jak zwykle), ale teraz to do kwadratu! Koleżanka, właściwie piel. koordynująca jest na zwolnieniu lekarskim. Zastępująca ją, a właściwie usiłująca zastąpić,  co nie udaje jej się w ogóle, pani z kierownictwa szpitala wprowadza zamęt i zamieszanie. Nie robi, tego co powinna, i jej obowiązki spadają na kogoś z dyżuru, co zupełnie dezorganizuje pracę na oddziale. Lekarze też mają już dosyć tego zamieszania, co wcale nie dziwi bo okazuje się, że jakieś terminy badań niedograne, konsultacje nie zgłoszone, wyniki nie odebrane itp. itd. Hmmm, pacjenci chyba jeszcze nie zauważyli o co w tym wszystkim chodzi, ale przy ich rotacji to całkiem zrozumiałe.

Czy pisałam już, że idę na mecz Euro 2012 Hiszpania - Chorwacja, w Gdańsku? Udało mi się wylosować bilet. Tj. mnie wylosowali;P Moja przyjaciółka dorwała go jakoś teraz, co sprawia, że cieszę się jeszcze bardziej!

Odnosząc się do przyszłotygodniowych <już> świąt brakuje mi jeszcze prezentu dla mamy...Kompletnie nie mam pomysłu i weny na poszukiwania też mi brak. Ale będzie pięknie na Wigilii, 11 osób przy stole, mały Maxio z nami - kuzynka z 2,5 letnim synkiem, kuzyn z żoną, oczekującą Dzidziusia. Jednego czego mogę się spodziewać, a nie będzie to dla mnie miłe - to element życzeń "...powodzenia w życiu osobistym/znalezienia chłopaka/drugiej połówki..."wiadomo o co chodzi....z drugiej strony, szkoda, że się nie spełniają i co roku je słyszę, zawsze z nadzieją, że następnym razem będzie inaczej.

Mam, a właściwie miałam od zawsze takie "rozkminy", że jestem wrażliwcem.  Już wyjaśniam w czym rzecz. Chodzi o wrażenie, że bardziej od innych czuję, odczuwam, myślę, analizuję ludzi, sytuacje, zachowania. Z drugiej strony trudno ocenić czy >>bardziej od innych<<, jeśli będąc podobnymi do mnie nie mówią o tym, tylko prowadzą dyskusję wewnętrzną.
Są takie aspekty ducha, mojego ja, mojej egzystencji - i nie mam tu na myśli religii <chyba> - które wciąż nakręcają mnie do działania, myślenia takiego a nie innego. Nie prę do przodu, nie mam ciśnienia na kasę, karierę, posiadanie, new look, design, image, make up i takie duperele. To jest sprawą drugorzedną, doczesną, przemijającą. Oczywiście, że są to rzeczy ważne i niezbędne. Ale odpowiedź na pytanie - mieć czy być - jest dla mnie oczywista. Mam wrażenie, że te życiowe analizy potęguje fakt zbliżania się 30 r.ż. (jeszcze 4 lata) a zmian brak. Strach, niepewność, brak wiary we własne siły, możliwości blokuje mnie przed radykalnymi działaniami. Ot taka konkluzja na koniec.

Fuck! Gotye po raz 12 nr 1 Listy. Mam już dosyć tej piosenki;/

Jutro sobota, wolna sobota:)
Planuję generalne porządki w pokoju i kuchni, się zobaczy co z planów tych mych wyniknie:)

Pozdrawiam,
K.

sobota, 10 grudnia 2011

Hmmm, nie tym razem...

Cześć,

jestem sobie w domu, na wsi, w środku lasu, sama:) i jest pięknie, brakuje tylko śniegu za oknem;)

Miałam dyżur z czw/pt. Z kolegą sami byliśmy i było naprawdę hardcorowo! Pooperacyjne zapchane, 2 krwawienia na zwykłej sali bo tam nie było dla nich miejsca. Jeden z nich, pan O., po sintromoterapii krwawił/rzygał mimo sondy. Z jednej strony laliśmy mu krew, z drugiej ją tracił. Na szczęście sytuacja uspokoiła się, i udało się pana nie otwierać. Sympatyczny, starszy pan, emerytowany cukiernik, który napisał książkę o obozach koncentracyjnych, w których zresztą był. Ojciec lekarza z naszego szpitala btw. Przy nim sporo pracy było, niestety poza nim było jeszcze 36 innych pacjentów. Przyjęliśmy trzech nowych - niedoszłego samobójcę,  który dźgnął sobie nożem w klatkę tak, że przeponę przeciął. Torako i laparotomia, drenaż opłucnej. Ostro. Kolejny pan, po urazie głowy, z prawie 4 promilami, który w pampersie chciał się od razu wypisać ze szpitala, nie chciał kroplówek, leków, wkłucie wyrwał i w ogóle miał w poważaniu głębokim to, co mu oferowaliśmy. Uspokoił się na szczęście na tyle, że położył się i zasnął.
Biegaliśmy całą noc, od jednego pacjenta do drugiego, od przodu do tyłu i tak do rana. Krach personalny na oddziale - koordynująca złamała sobie palec i poszła na zwolnienie lekarskie. Oprócz niej jedna koleżanka, po urazie nogi też jeszcze na zwolnieniu. Innej koleżance zmarł ojciec - wypadła z grafiku w tym tygodniu, i muszę przerwać urlop, który zacznę w poniedziałek. Ehhh, trudna sytuacja ale trudno mi było odmówić.

Zimowy krajobraz prosto z 2010r. <made by my sis.;*>


Wczorajszy clubbing całkiem udany. Oczywiście nie wiedziałyśmy gdzie się udać. Postanowiłyśmy coś, ale okazało się, że jest tam 18! w klubie studenckim! podziękowałyśmy. Kolejny pub okazał się łaskawszy ale muzyka, którą zabijał nasz słuch skutecznie nas przegoniła. Trafiłyśmy w spokojne miejsce...ale mały ruch był na tyle, że po jednym piwie pani grzecznie nas wyprosiła;) hehe, postanowiłyśmy z S., że spróbujemy się wbić do rockowego klubu, do którego jakoś nie mamy szczęścia - raz zamknięty, raz chcą wstęp...tym razem również się nie udało. Obok chcieli od nas legitymacje stud., których już nie mamy (sic!), albo wstęp. Ooo nie, nie będę płacić za możliwość napicia się piwa, w kącie, na stojąco pewnie. Takiego WAŁA!;D Udając się w nieznanym kierunku natknęłyśmy się na pubik, z trochę fastfoodowymi stoliczkami. Sympatycznie, na 1 piwo akurat. I to miał być koniec wieczoru, ale po drodze na autobus nocny zachęcił nas wolnymi stolikami jeszcze jeden klub. Muzyka dziwna, nie wiem jaka ale pozytywnie. Ludzie różni, młodzi, starsi, homo i hetero. Ale miło było, wyszłyśmy ostatnie, po 2 piwach;) i pieszo do domku, o 6 wylądowałyśmy w łóżku, posiliwszy się wcześniej zimną pizzą;D Po drodze spotkałyśmy rowerzystę, o 5 nad ranem! śmiesznie.

Teraz słucham listy osobistej w trójce. Nie mam możliwości obejrzeć meczu Barcelony z Realem;/szkoda, zapowiada się jak zwykle ciekawie.

środa, 7 grudnia 2011

Wku...ona!

Hej,



jestem tak nabuzowana, że chyba zaraz exploduję. Otóż, czasami w pracy są takie akcje, że ktoś czegoś nie zrobi, i musi to zrobić następna zmiana bo zrobić to trzeba. Owe "nieróbstwo" nie wynika z czyjegoś lenistwa czy zapominalstwa. Najczęściej jest to spowodowane przeoczeniem? niedopatrzeniem?, o które to łatwo, zwłaszcza gdy jest nawał pracy. I ja to rozumiem. Ktoś czegoś nie wpisze, nie przepisze, nie przekaże, nie odczyta...tak się dzieje i dziać będzie, niestety niektórzy nie potrafią tego zrozumieć i roztrząsają sprawy do meega afer. Kurde, przecież nikt nie robi tego na złość koleżance czy tym bardziej pacjentowi. Po prostu ta praca wymaga bardzo ścisłej współpracy, naprawiania czyichś niedociągnięć, czasami nawet pracy ZA kogoś. Niektórzy są tak skupieni na obrabianiu d..p współpracownikom, że o tym zapominają. Są takie osoby, że podejrzewam je nawet o zaburzenia psychiczne;) Mam koleżankę, która na temat każdego z naszego zespołu pielęgniarskiego je/dzie. Dzisiaj ze mną rozmawia o koleżance X, że jest taka i owaka, a jutro obgaduje mnie z nią. Nie ma chyba osoby, na którą nie ma "czegoś". I tak jest na każdym dyżurze, ole ja się nasłucham...a że nie znoszę takich akcji, nie włączam się w rozmowę tylko przytakuję, albo delikatnie daję do zrozumienia, że mnie to nie obchodzi albo, że ja nie zauważyłam tego u koleżanki X czy Y. I to chyba jej się nie podoba bo doszły mnie słuchy, że ma to "coś" do mnie;/ Luuuudzie, co za paranoja! Na szczęście nie mam z nią dyżuru w grudniu. Uff, co za ulga;)

Jutro odbieram dyplom, a w piątek planuję jego "opicie";)

Mamy w oddziale pana R.  Przyjęty czas jakiś temu z zakrzepicą k.k.d.d., mimo przyjmowania warfaryny, z INR 5! Paradoksalna sytuacja. Pan bardzo miły i sympatyczny. Kontaktowy i zawsze uśmiechnięty. Podejrzewaliśmy pana o neo. TK j. brzusznej wykazało zmiany ogniskowe w wątrobie, o charakterze meta. Dostał dzisiaj wypis i na pon. załatwili mu termin na BAC wątroby. Sekretarki dały panu wypis, i pan czekał sobie ładnie na świetlicy na rodzinę. Był  jakby już "nie nasz". W pewnym momencie odebraliśmy telefon, że pan w piżamie jest na postoju taxówek...!Ochroniarz przyprowadził pana, który już na pierwszy rzut oka wydawał się jakiś dziwny. Blady, odpowiadający półsłówkami, twarz maskowata...Wzbudziło to naszą czujność, wezwałyśmy dr. i anulowaliśmy panu wypis. TK - świeży udar krwotoczny. Mogłabym powiedzieć cholera!i powiem, napiszę. (miauczyński?!) Wezwaliśmy neurologa, który mam nadzieję zabrał pana na neuro - nie wiem, zeszłam po 19, a go jeszcze nie było.



Pozdrawiam, śniegu życzę bo u mnie jeszcze niet:),
K.

niedziela, 4 grudnia 2011

...chyba chcę już śniegu...?



Śnieg, na razie w sferze marzeń, ale na Święta to już być musi!

Pisałam ostatnio, że miało mi się trafić trochę wolnego...ale...zasiadając przed 20 z pysznymi kanapkami, z nastrojem telewizyjno-książkowym na kanapie zadzwonił telefon! Patrzę kto dzwoni - Gośka z pracy, myślę, odbiorę, pewnie chce się zamienić na jakiś dyżur...zakomunikowała mi, że jeszcze siedzi w pracy, mimo, że była na D (do 19), że taki Sajgon się porobił, i czy bym nie przyszła na N, teraz, już bo są tylko 2 w pracy...ja na to, spoglądając na kanapki;D, że ok, ogarnę się, i będę - o!, taki ze mnie pracownik. Zrobiłam jak powiedziałam, jadłam, ubierałam się, zadzwoniłam po taxę i w drogę. Pan taxówkarz jakiegoś dziwnego repertuaru słuchał, na szczęście blisko mam do Szpitala i wytrzymałam te 10min. bo już chciałam mu zwrócić uwagę.

Przebrałam się, wszedłszy na oddział, dowiedziałam się, że zaraz mają przywieźć ciężkie HETD. Na pooperacyjnych tylko jedno miejsce więc pana tam umieściłyśmy. Pacjent ok. 40 letni, "bladosinozielony", ale z kontaktem. Oczywiście bez sondy, cewnika w pęcherzu...dobrze, że chociaż mu grupę i krzyżówkę pobrali na Izbie...Po oporządzeniu pana, nic ostrego się z nim nie działo - RR trzymał, nie krwawił czynnie, wymagał przetaczania KKCz, płynoterapii no i oczywiście obserwacji.

Obok niego leżał pan zaintubowany, przywiązany, w dodatku duży i groźnie wyglądający. Przyjęty jako HETD, z blisko 4 promilami we krwi (dlatego zaintubowany). Ok. północy extubowaliśmy pana, dając mu jednocześnie drogę do wydzierania się i krzyku...diazepam, halo w odpowiedniej dawce usypiały pana na trochę, rano odwiązałyśmy go - był już spokojny i logiczny.

Poza nimi na sali septycznej leżał pan, z martwicą k.d.L. Bez kontaktu, na skutek chor. neurologicznych, niewydolny krążeniowo i oddechowo też siadający. Anestezjolodzy nie dopuścili pana do zabiegu amputacji. Pan cały w odleżynach, obrzęknięty, krzyczący, na dopaminie...a z tej nogi taki piekielny smród, nie do opisania - ja wrażliwa na smród nie jestem, ale tego rodzaju fetor jest po prostu tak odrażający, że brak słów na scharakteryzowanie go czy porównanie do czegoś. Strasznie żal mi się pana zrobiło, tak jakby skazany na rozkład za życia /?/
Wczoraj w pracy - pan na pooperacyjnej, noga amputowana, dopamina w przepływie 12ml/h, kont. zerowy, pan nawet nie krzyczy. Zmiana opatrunku - kikut nie zszyty, żywe "mięso", słodki zapach krwi pomieszany z "tamtym"...Morfologia wymagająca przetoczenia, nie mogłyśmy pobrać krzyżówki, lek. ukłuł pana z t. udowej. Nie wydaje mi się, że spotkam pana dzisiaj jeszcze...


Ok, muszę się zbierać do pracy.
Wpadnę jutro, mam jeszcze w zanadrzu paru ciekawych pacjentów;)

Dodam, że nie będąc wczoraj na żadnej imprezie spałam do 13!!! Szok.
W Kościele byłam na 16, musiałam znaleźć taki, z tą właśnie godziną i wiem, że to niego już nie pójdę. Księża jakby w półśnie, kazanie marne, ludzie kręcący się, wchodzą, wychodzą, dzieci z zabawkami - trudno było się skupić, to nie dla mnie atmosfera, która powinna sprzyjać Najważniejszemu w tygodniu spotkaniu...

3majcie się,
śniegu życzę!,
K.

środa, 30 listopada 2011

Słodkie "nicnierobienie" ;P

Witajcie,

jestem po N, następny dyżur mam dopiero w sobotę. Wyspałam się, ok. 15 wstałam, ogarnęłam się i poszłam na zakupy - zaczynam kupować prezenty. Z okazji mgr. dostałam trochę gotówki, więc mogę pokupować to i tamto. Najgorsze jest to, że brak mi pomysłów na podarunki. A lista osób do obdarowania jest naprawdę długa:) Co tam, dam radę. Udało mi się dzisiaj kupić prezent/część prezentu dla Siostrzyczki;) W tv rodzinka.pl - jak dla mnie rewelacja, oglądając ten serial zanoszę się od śmiechu, moja "Ukrainka" chyba ma mnie za dziwaczkę;D

A w pracy - hmm...30 osób, pooperacyjne zajęte w połowie. Ciekawy jest przypadek pana z chor. Lerischa. Trafił do nas z martwiczymi zmianami na obu stopach i ze świerzbem, chyba w poprzednim poście o nim wspomniałam. Diagnostyka naczyniowa wykazała znamienne dla tego zespołu cechy, od nas miał trafić do o. chir. naczyniowej, nie udało się to bo pan "pogorszył się". Niewydolność krążenia w przebiegu OZW (ostrego zespołu wieńcowego). Zaczęło się - konsultacje - interniści, kardiolodzy, tak przez parę dni. Oczywiście o przeniesieniu na inny oddział nie było mowy, chyba z obawy przed opatrunkami;/. W każdym razie stan pana się poprawił i mam nadzieję, że nie skończy się na amputacjach.


Mamy jeszcze pana, 87 -letniego, operowanego z powodu niedrożności jakiś tydzień temu. Z bloku trafił na OIOM, potem do nas. Jego stan też uległ pogorszeniu. W stomii 0, brzuch jak balon, że o ogólnie pojętej złej kondycji krążeniowo-oddechowej nie wspomnę. Założono mu zgłębnik do żołądka, zleciało ponad 3000ml, do stomii też zaczęło lecieć więc ok. Oczywiście, pacjentowi ulżyło, brzuch "odpuchł" ale stan ogólny nadal jest nieciekawy...

A na dzisiaj zaplanowano 7 zabiegów! Porażka, domyślam się, że jazda była dosłownie i w przenośni;)

Wspominałam tu już, że biegam? Tj. od niedawna w sumie powróciłam do tego, bo kiedyś też biegałam i muszę powiedzieć, że jest świetnie!  Potrzeba mi jeszcze dobrych butów, ale to jest poważniejszy zakup, nad którym muszę się jeszcze zastanowić.



Tymczasem pozdrawiam,
K.

środa, 23 listopada 2011

Od dzisiaj "Blog mgr pielęgniarstwa"

Witajcie Kochani!,


od godz. 12.25, dnia 23.11.2011 jestem magistrem pielęgniarstwa. Po wielu zawirowaniach i zamieszaniach mojej kariery akademickiej stało się, to do czego dążyłam:) Szkoda tylko, że nie oznacza to przełomu w mojej karierze;) Obrona przebiegała standardowo - najpierw opowiedziałam o celach, badaniach i wynikach mojej pracy, potem 3 pytania...Poszło nawet nieźle...ocenili mnie na 5, więc super, ale ja po wyjściu miałam mieszane uczucia, tak się stresowałam;) Przewodnicząca komisji, nasza dziekan pochwaliła mnie za dużą wiedzę kliniczną, dot. omawianego tematu (Ocena czynników ryzyka krwawienia oraz jakość życia pacjentów po epizodzie krwawienia z GOPP). Hehe, przez skromność nie zaprzeczę;D, nawet recenzent na korytarzu, mijając mnie wyraziła uznanie dla mojej wiedzy w tym temacie:)_czyli dobrze! Wiem, że obecnie ten tytuł nie stanowi żadnej nobilitacji, i często nie jest problemem go zdobyć. W moim przypadku jednak oprócz samozaparcia, liczyły się też nakłady finansowe (opłacenie statystyka). Dlatego cieszę się, że mam TO już za sobą. Ehh, czas na ogarnięcie się i specjalizację:) Planuję AiIT, o!



W pracy ostatnio był spokój. Pooperacyjne puste, a na oddziale 25 chorych.  Przyjęłyśmy pana z krytycznym niedokrwieniem kończyn, świerzbem. Pan z "rozrywkowych" raczej, tj. alkoholik. Miał mieć angio-TK, po którym miały zapaść decyzje odnośnie dalszego leczenia. Co się odbyło dowiem się jutro.
Wrócił do nas pan T., o którym pisałam kiedyś. Mięsak przestrzeni zaotrzewnowej, rozejście się rany (od loży w talerzu biodrowym, do kolana prawie), potem krwawienie z tętnicy biodrowej, udowej...Zdecydował się na wyłuszczenie kończyny w stawie biodrowym, tylko to zaproponowała mu współczesna medycyna - doda, że konsultowany był w CO w stolicy, a to chyba coś znaczy...


Ok, czas na odpoczynek i nadrobienie zaległości w serialach;D,
w piątek wielkie świętowanie - tj. urodziny mojej kochanej A., ale toast za mojego mgr. też być musi!
K.____mgr K.

wtorek, 15 listopada 2011

Po urlopie:)

Cześć wszystkim!,


miałam parę dni wolnego od pracy, wykorzystując 2 dni urlopowe i długi weekend miałam wolne 5dni:) oczywiście pojechałam do domu, i tam odpoczywałam pracując;)

Wyobraźcie sobie, że złożyłam pracę w dziekanacie, miałam przystąpić do jej obrony w ten piątek 18.11, niestety mój promotor ma wykład i nie może go przesunąć więc lipa...;/ kolejny termin nie został jeszcze obwieszczony przez dziekanat;(

W domu jak to w domu, czas płynie inaczej, sielsko, anielsko i mimo, że pracuje się tam (organizuje opał na zimę, sprząta dom, obejście i robi masę rożnych rzeczy) kocham tam być:)

Wróciłam wczoraj, i spotkałam się z Mała, miała bardzo "upojny" weekend więc sporo było opowiadania. Później wybrałyśmy się do kina na "Listy do M". Film całkiem zgrabny, ale bez rewelacji z mojej strony. Wprowadził mnie w świąteczny nastrój, czas kupować prezenty;) Jak to komedia romantyczna...po raz kolejny pozwala /?/uwierzyć w "miłość od pierwszego wejrzenia". Powinni chyba wprowadzić jakieś ograniczenia dla samotnych, szukających prawdziwej miłości osób;)

No, więc byłam dzisiaj w pracy. Oddział jak zwykle kolorowy.
Pan K., OZT,  leczone m. Bradleya, po raz kolejny zmiana opatrunku na bloku operacyjnym. Pacjent ten od początku strasznie pesymistycznie nastawiony do szpitala, nas i skuteczności naszych zabiegów. Niestety jego stan tak się pogarszał, że tylko drenaż "zmasakrowanej" trzustki mógł go ocalić. W porównaniu z obrazem sprzed tygodnia (kiedy ostatnio go widziałam) teraz jest o niebo lepiej. Widziałam nawet uśmiech na jego twarzy. Taki obraz buduje i daje wiarę w medycynę:)

Poza tym, przyjęłyśmy "na ostro" dwóch panów, w podobnym wieku, z prawie identycznym rozpoznaniem: ZZA, toksyczne uszkodzenie wątroby, stan po HETD, anemia. Różnica wynikała ze statusu społecznego. Jeden pan pachniał, drugi cuchnął i nie miał domu....obaj wymagali transfuzji KKCz i wzmożonej obserwacji, a także "profilaktyki delirium";)

Czas mam teraz taki, że rozgrywa się swoista walka o dyżury w Święta...niby same się wpisujemy, i ma być sprawiedliwie...niestety nie jest, starsze koleżanki "czują się", i chcą zagarnąć co lepsze dyżury. Kwas się robi.
Nigdy nie zapomnę mojej pierwszej nocy wigilijnej spędzonej w pracy...Pracowałam zaledwie miesiąc, i już miałam "podwójny" dyżur ze starszą koleżanką. Jak pomyślę, jakim żółtodziobem byłam to dziwię się, że tak oddziałowa ustawiła sprawę. Do dziś pamiętam pacjentów, jakich przyjęliśmy...pan B. z niedrożnością - z Poznania do siostry na Święta przyjechał, potem okazało się, że ma guza neo, zmarł jakiś czas po operacji. Przyjęłyśmy też pana z HETD, z dolnego odcinka. Pół nocy zmieniałyśmy pampersy, przelane krwią bo dr nie widział potrzeby operacji...pan przeżył, od nas poszedł potem na internę...Doskonale pamiętam lekarzy z nami dyżurujących, dr G. i Michał;) Taaa....kiedy to było...3 lata będą, dr G nadal pracuje u nas, M. robi karierę w szpitalu uniwersyteckim. Czas mija, coraz szybciej, dzień za dniem, miesiąc, rok itd...Świadomość, że w domu rodzina przy wigilijnym stole śpiewa kolędy, dzieli się opłatkiem i zaraz wyjdzie na Pasterkę była baardzo dla mnie dołująca i dobijająca. Na szczęście w tym roku Wigilia zapowiada się w "rodzinnej wersji".


Siedzę teraz przed tv, Kuba "leci":) Dereszowska jest.

Pozdrawiam,
K.

niedziela, 6 listopada 2011

:) MeGa!

Cześć,

jestem właśnie po dniu i przed dniem w pracy;) Dzisiejszy dyżur przypadł mi w udziale za koleżankę bo uszkodziła sobie nogę...a w pracy moooc przypadków i ciekawych historii chorób. Oddział full - 39 łóżek zajętych, tak więc nie było akcji z przyjmowaniem pacjentów chociaż Izba przysłała nam pana po urazie głowy, którego musieliśmy zawrócić bo zwyczajnie nie mieliśmy dla niego miejsca;)

Ostatnio jest urodzaj na appendektomie;) prawie co dyżur jakaś wpadnie;), niestety również "na otwarto" co wiąże się z dłuższym pobytem i większym dyskomfortem i niebezpieczeństwem pacjenta. Jak to w świąteczne dyżury, dzisiaj byłam "tą biegającą". Ogarnąć zlecenia 39 pacjentów nie było łatwo ale się udało.

Mamy w oddziale, już od paru tygodni pana M. Pan pochodzi z drugiego końca Polski, ma 30 lat, trafił do nas z perforacją jelita /?/ chyba. Pan był/jest narkomanem i alkoholikiem. Zapalenie trzustki również go nie minęło. Oczywiście zoperowany, po powrocie z bloku op. jego szanse na wyjście z "tego" oceniano marnie. Zwłaszcza ze względu na zmasakrowaną trzustkę. Ale jak to często bywa pan zaskoczył wszystkich i dzięki naszym zabiegom pan wyszedł z najgorszego. OZT przyprawiło go o odmę opłucnej - drenaż. Jak usunięto drenaż pojawiła się gorączka, rana na brzuchu nie bardzo się goiła...W zeszłym tygodniu okazało się, że zaszyto mu w brzuchu coś czego nie powinno się tam zostawiać....!Pacjenta poinformowano, że ma ropnia - oczywiście kłamstwem to nie było bo "ciało obce" otorbiło się i nijako tym właśnie się stało...Heh, teraz może być już tylko lepiej. Po prostu ma facet pecha...

Tyle o szpitalu.

Czy wspominałam kiedyś, że kocham SDM? Dla niewtajemniczonych Stare Dobre Małżeństwo. Zespół ten jak i wiele innych poznałam dzięki mojemu bratu, za co jestem bardzo wdzięczna:) Poezja śpiewana. Inspiracją dla twórców SDM - są wiersze m.in. Stachury, Rybowicza, Ziemianina, Belona...

Tabletki ze słów
 
Kogo nie boli,
ten nie pisze wierszy,
bo po co?
Wiersze piszą ci,
których boli,
tak jakby mogły one
zmienić cokolwiek...
Wiersze piszą ci,
których zawiodły
wszystkie
przeciwbólowe
środki...
A więc wiersze
to dla nich
uśmierzające
tabletki ze słów.
 
(...)by Rybowicz
 
 
Polecam tym, "których boli", każdemu kto zastanawia się nad życiem, istnieniem, przemijaniem, kto ma i czuje ducha...głos wokalisty i współzałożyciela zespołu jest na tyle charakterystyczny, że długo nie da się go zapomnieć. Słowa, które śpiewa wwiercają się w serce i każą się zastanowić. Po prostu, mając dosyć tej wszechogarniającej  "rypanki", chamstwa, wyścigu szczurów, gonitwy za pieniędzmi, przyjemnością trzeba po prostu znaleźć jakiś "złoty środek". Dla mnie to przede wszystkim modlitwa, ale także muzyka. 
 
"Kompot z rabarbaru", też Rybowicz.

"Nie pamiętam twojego imienia,
koloru twoich włosów, oczu.
Nie wiem, kiedy to było
gdzie, przy jakiej okazji.
Czasami tylko, ostrożnie
wydobywam z pamięci
ten gest, z jakim postawiłaś
przede mną kompot z rabarbaru.

I zaraz, przerażony,
chowam w panice ruch twojej ręki
z powrotem w niepamięć,
aby nie zwariować z czułości.
 
Niestety nie mogę tu umieścić mp3 z tym utworem, jest nieziemsko piękna. Słuchając jej serce rwie się do kochania:), tęskni, przypominają się różne rzeczy i spać nie można...


Doobra, dosyć tego mojego romantyzmu;)
Wramach zmainy tematu powiem, że byłam wczoraj po raz pierwszy na meczu piłki nożnej! Jestem zafascynowana, mega pozytywnie nakręcona i  nie mogę się doczekać następnego:) Podobno nasi nie grali zbyt dobrze ale mnie i tak się podobało. Atmosfera i stadion wzięły górę nad chłodnym osądem sytuacji;) Mecz skończył się remisem. Czułam się podobnie jak na dobrym koncercie, bez alkoholu ale "na haju";D

OK, muszę wrócić na ziemię i powiesić pranie;)

Pozdrwiam,
K.

wtorek, 1 listopada 2011

"Zapal świeczkę..."

Cześć,

byłam dzisiaj w pracy. Nie czas na opowieści o pacjentach więc:




Miłego wieczoru, pozdrawiam:),
K.

czwartek, 27 października 2011

Powrót do pracy, bez bólu głowy:)

Cześć,

miałam ostatnio parę dni wolnych. Ogarnęłam pracę "na cacy", mam nawet tłumaczenie po angielsku, które chyba nie jest dobrze zrobione...ale cóż, w końcu nie ja to robiłam tylko biuro tłumaczeń;) Tak jakoś nie dobrze się czułam w te wolne dni, strasznie bolała mnie głowa, nawet mój kochany ketoprofen nie pomógł:( Miałam jakieś głupie uczucie, że za długo spałam przez te 2 dni, bo po ok. 10h! Dzisiaj wstałam do pracy po 6, i bólu głowy ani śladu:D

Natknęłam się ostatnio na takie "cudo":

http://dziendobry.tvn.pl/video/jak-zostalam-salowa,1,newest,14566.html

Dziw mnie bierze i rozbiera, że takie rzeczy dzieją się w stolicy!!! W moim szpitalu, (II st. referencyjności) każdy ma swoja działkę (oczywiście oprócz nas, bo MY robimy dosłownie wszystko, zwłaszcza w nocy). Salowe sprzątają, ekipa od pościeli, ekipa od śmieci, pani od badań labor., ekipa z kuchni do jedzenia itd. Dzięki temu praca ma ręce i nogi, a przede wszystkim spełnione są jakieś normy sanitarne. A tam? Pani najpierw szoruje "kible" a potem podaje komuś jedzenie....no ja przepraszam bardzo...SZOK, WSTYD, SYF I MALARIA!!!

A w pracy, hmmm. Ciekawie. Dwa zabiegi - wyc. przepuklin, potem "urodził się" drenaż opłucnej. Żadnych przyjęć planowych, dziwne, bardzo dziwnie. Pierwszy raz się tak zdarzyło w mojej karierze, że w dzień roboczy, od pon. do czw. nie było przyjęcia planowego. Za to były 2 ostre, nawet bardzo ostre. Wszystko byłoby ok gdyby nie fakt, że zaczęły się po 17tej.Dobrze, że do tego czasu uporałyśmy się z bieżącą robotą.

Pierwszy pan Z. 96 lat, zero kontaktu, przykurcze, chuuuudy, że strach patrzeć, co dopiero kłuć!, z rozpoznaniem niedrożności przew. pok. Oczywiście, odwinąwszy pampersa znaleźliśmy tam kupę. I tak sobie pan pos... cały czas. Wymagał od nas raczej poprawy stanu nawodnienia, potem może odżywienia bo te były tragiczne...Skóra wisiała na panu jaki ubranie, za duże o 3 rozmiary. Brak kontaktu potęgował całą sytuację, tylko te oczy - błękitne, małe, błądzące...nieobecne i błagające o pomoc. Wg zlecenia lekarskiego podłączyłyśmy panu kroplówki. Niestety, wkłucie z Izby okazało się dupne, i zaczęło się. Jedno, drugie, trzecie, ósme, dziesiąte. W międzyczasie wezwaliśmy anestezjologa do pomocy....po 1,5g kłucia, męczenia, przekręcania, odwracania "coś" tam wkłuli w szyjną...Tyle męki, a nie wydaje mi się, że pan z tego wyjdzie. Zamiast zostawić go w domu, dać spokojnie odejść z tego świata, w znajomym otoczeniu, wśród kochających osób - naraża się człowieka na niesamowity stres i cierpienie.

Nie zdążyło się wchłonąć 500ml a wkłucie "poszło". I od nowa. Nie wiem co nastąpiło dalej, bo to już nocna zmiana przejęła sprawę.

Tymczasem, zajmując się panem odebrałam tel. o kolejnym przyjęciu z HETD. 18.45 Powiedziałam Pani, że pracujemy przy innym panu, poza tym w tym czasie zdajemy sobie raport i nie przyjmę pana. Ona, że już pojechali i co ona ma zrobić. Ja jej, że mnie to nie obchodzi ale takie są zasady i koniec!  Mhmm, tyle mojego gadania...za 5 min. pan był przy mnie. Krwawienie z dolnego odcinka, przed 20 dniami zab. Barrona, sintromoterapia po przebytym epizodzie zatorowości. Lało się z pana tak, że po wstępnym naszym zapoznaniu zwiozłyśmy go na blok. Tym sposobem zeszłam z dyżuru o 19.30...Nie zdarza się nam to często, niektórzy choćby się waliło i paliło wychodzą o 19/7. Zazwyczaj obrabiamy wszystko w czasie ale trudno jednak przewidzieć czas, w którym pacjent zakrwawi czy dostanie zawału. Nie jest to praca w biurze czy na taśmie. Tu chodzi o ludzkie życie - coś najważniejszego.

Jutro N, z fajnymi dziewczynami, spoko dr., mam nadzieję, że minie szybko i bez większych atrakcji;)
Mmmm, odkryłam ostatnio pyszną kawę INKĘ z magnezem, polecam i pozdrawiam:),
K. 

środa, 19 października 2011

Skrzepy, włóknik i śmierć...

Cześć,

jestem po dyżurze, odpoczywam teraz przy moim ostatnio ulubionym trunku - specjalnym, niepasteryzowanym;)


Na początek, piosenka, która napełnia mnie niesamowitą energią:) Jakoś tak wewnętrznie serce się śmieje, jak jej słucham.



Dzisiejszy dyżur należał to "intensywnych" dość. Zaczęło się jak zwykle, raport, poranne nasze czynności. Z informacji zmiany nocnej dowiedzieliśmy się o przyjętym HETD, pan G., który jakiś czas temu był u nas z tym samym, po czym wypisał się na własną prośbę. Po obchodzie wypisy, zjazdy na blok itp. itd. , pojechałam z panem G. na gastro. Lubię być przy badaniu, jak mam okazję to jeżdżę, przy "ostrych" badaniach pacjent zjeżdża z pielęgniarką więc pojechałam. Pacjent współpracował więc poszło gładko. Co zobaczyliśmy - spory wrzód opuszki XII-nicy, pokryty skrzepami, włóknikiem - tj. niekrwawiący. Do leczenia zachowawczego. Wróciliśmy na oddział, podłączyłam pana do pompy z IPP, płynów i poszłam coś zjeść. Zjadłam pół kanapki i pojechałam na blok po pacjenta. Wracając - widzę, ekipa (pielęgniarki i lek.) idą do pana G., zaglądam kątem oka a pan jakiś taki wykrzywiony nienaturalnie - pewnie napad epi. Zajęłam się naprędce "ogarnięciem" pana z bloku, obserwując i doskakując do akcji na sali obok. REANIMACJA! Dzwonię po anestezjologa, że mamy rea, pan spokojnie, ok, że już idzie. Przyszedł, nawet szybko. W międzyczasie nasi reanimowali, pan chlusnął, zakrwawił innymi słowy. Cała jama ustna krwi, i jak tu działać cokolwiek. Odessali pana, wentylowali. Szybko, zamawianie "ostrej" sali, akcja trwa. Dołączyła druga anestezjolog. Cholera, zero reakcji. Raz, raz, raz, adrenalina, atropina, ________________________________________________________________Niestety, 9.35 time of death. Tak sobie pomyślałam, a gdyby to się stało w windzie, gdzie byłam tylko ja, pan i "zielona" pani z ekipy transportowej....przecież ja tam sama, bym k...nic nie zrobiła!_oprócz masażu, może krzyku, może...?nic to, stało się tak a nie inaczej. Swoją drogą, ekg dotarło dopiero po 15min. od stwierdzenia zgonu...PaRaNoJa!!!

I toczył się dyżur stałym rytmem, po przepisowych 2 godzinach, kiedy zwłoki leżą w oddziale, zwiozłam pana do "100" (chłodni szpitalnej). I tak zakończył żywot pan G, rocznik 1962.

Ok. 14 miałyśmy nawet czas "na kawkę". Jakimś splotem gadki moich koleżanek wywiązał się temat antykoncepcji i uświadamiania dzieci przez rodziców. Oczywiście, one "supernowoczesne" matki polki są po TYCH rozmowach ze swoimi dziećmi, notabene w moim wieku;]
Nie zabierałam głosu w dyskusji. Uznałam, że mając staroświeckie poglądy - czystość, Bóg, miłość, wierność nie mam siły przebić się przez ich modernistyczny sposób myślenia. Hehe, i tak mi przyszło do głowy - chyba jakaś dziwna jestem z "tym". Zwykle starsi są bardziej konserwatywni, zasadniczy i w ogóle...Z drugiej jednak strony, nie będąc w związku, nie mając dzieci nie jestem obiektywna. Moje "szczytne ideały" mogą okazać się mrzonkami w zderzeniu z realną sytuacją...
Doskwiera mi samotność, nie da się zagłuszyć wszystkiego pracą, jedną, drugą, nałogiem, przyjemnością chwilową i ulotną...Czuję, że nie żyję pełnią, że omija mnie coś bardzo ważnego, że chyba nie nadaję się na ten świat, tu i teraz. Mam takie "rozkminy", bez sensu to wszystko, cały czas trwa we mnie walka z tymi ideałami, z tym, czego oczekują ode mnie inni, czego ja sama chcę. "...wiara silniej mówi do mnie..." - i to chyba trzyma mnie w pionie. /?/ Ciekawa jestem ile jest ludzi myślących podobnie, zastanawiających się, szukających czegoś "ponad"...

Byłam wczoraj na obiedzie z Małą, jak przewidywałam zalała mnie informacjami o swoim życiu uczuciowym. Było ok bo ja sama byłam nawet ciekawa, co u niej. Pojawił się "kolejny";) Tymczasem, gdy zapytała mnie o moją tą sferę :O! Próbowała ciągnąć mnie za język, że niby ukrywam kogoś/coś przed nią. Niestety nie;(

Wróciłam do domu przed 22, w tramwaju jakiś ok. 25 letni chłopak, z "downem społecznym" - jak sam stwierdził, próbował mnie wciągnąć w rozmowę filozoficzną, nawet nieźle nam szła ta konwersacja, ale mój przystanek skutecznie zakończył "znajomość";)

Wracając do pracy, po pomiarach ok. 17 jeden z panów - po amputacji udowej, zgłosił nam złe samopoczucie. I rzeczywiście okazało się, hipotensja, hipoglikemia >> akcja wkłucia, płyny, ekg, internista...na szczęście wyszedł na prostą i mam nadzieję, że będzie z nim już tylko lepiej. Z internistą przyszedł stażysta, patrzę znajoma mi twarz z L.O. :)nie znamy się ale mimo wszystko miło tak spotkać kogoś "swojego":D

Słucham nowej Nosowskiej, polecam oczywiście co ambitniejszym koneserom muzyki i tekstów;]

Miał dzisiaj  dyżur lek. S. Jeden z tych, którzy się przejmują. Rozmawia z pacjentami, wyjaśnia, pomaga nam w pracy, dobrze wypełnia KZL;] Czasami aż wkurzające jest, gdy zleca niepotrzebne badania, konsultacje...ale i tak wolę go od "olewaczy". Z "młodszych" miał z nim dyżur lek P. Cholera, jak ja go nie cierpię. Cham i prostak, a uważa się za nie wiadomo kogo. Specjalizację zrobił rok temu. Z pacjentami w ogóle nie potrafi rozmawiać, leń w sprawach oddziałowych, zwracam się do niego jak już naprawdę nie mam innej opcji, w ostateczności. Sadząc po opiniach koleżanek, zgadzamy się.


Alem się rozpisała;P, poniosło mnie. Obawiam się, że blog ma zastąpić mi prawdziwą rozmowę, w której mogłabym się wyżalić i ponarzekać, póki co zauważam tą "nieprawidłowość" i jestem świadoma, że klawiatura nie nie odpowie;/...a szkoda.
Pozdrawiam,
K.

poniedziałek, 17 października 2011

Po sobocie:)

Cześć,

miałam ostatnio stres duży bo w sobotę szefowałam na dyżurze. Jak pewnie wiecie/nie wiecie w sobotę jesteśmy 3. Jedna ogarnia, druga biega, trzecia robi opatrunki. Tym razem, ze względu na najdłuższy staż w oddziale ja byłam ta pierwszą. Ehh, nie było łatwo. Trzeba rozpisać wszystkie zlecenia z kart zleceń lekarskich, dopilnować ich wykonania, dopilnować ewentualnych badań - były akurat 4 rtg i TK, do tego zaprowiantować "żarcie", zliczyć bilanse, i zająć się konsultacjami - co akurat de facto należy do lekarzy, ale jak ich nie ma albo mają to "gdzieś" to pozostaje to na naszej głowie.

Udało się wszystko, nawet dobrze chyba. Jednego pana musieliśmy oddać na OIOM, leżał z OZT, mieli mu złożyć drenaż opłucnej, niestety już stamtąd nie wrócił - otworzyli go a tak massakra w brzuchu...ciężko z nim, mam nadzieję, ze wyjdzie z tego...a będzie naprawdę trudno.
Jak to u nas bywa, paru pacjentów jest unieruchomionych;/, na szczęście tylko takie doraźne sytuacje, na czas kroplówki czy noce - bo wtedy wyjątkowo wszyscy się uaktywniają, zwłaszcza jak jest pełnia;)

Mamy od jakiegoś tygodnia pana D. Pan po kraniotomii w lipcu b.r. z powodu krwiaka, jakoś się pogorszył i trafił do nas. Wczoraj spadło mu RR, do tego bezdechy - myślałyśmy, że już schodzi...wezwałyśmy lekarza, od walenia w klatę ma dzisiaj siniaki;)i zaczęła się akcja - internista, TK na cito, "cuda wianki". Na szczęście w badaniu nic świeżego nie wyszło, jak się okazało najpewniejszą przyczyną pana stanu było przedawkowanie środków nasennych. Do rana stan pana się poprawił.


Miałam ostatnio okazję zobaczyć, że absolwent uczelni medycznej nie potrafi założyć jałowych rękawic...straszne!

Z moich bardziej osobistych spraw/niezawodowych napiszę może, że biorę się właśnie za niepasteryzowane piwko:) Dodam jeszcze, że mi dzisiaj niedobrze w życiu;/ Jutro widzę się z Małą, jakoś nie potrafię się cieszyć na to spotkanie, zwłaszcza, że po raz kolejny uraczy mnie swoimi opowieściami o podbojach miłosnych mniej lub bardziej. Cholera, z kimś muszę się widzieć, żeby nie żyć tylko pracą...z drugiej strony szkoda, że nie ma u nas nadgodzin...



 Krzyża się nie wypieram!
Z Bogiem!

czwartek, 6 października 2011

Krew, krew, krew...!

Cześć,

przez ostatnie dwa dyżury przewinęło się przez nasz oddział tyyylu pacjentów z HETD, że mogłabym chyba ich do doktoratu wykorzystać;] niestety, będąc wciąż o m.c. mgr mogę o doktoracie zapomnieć:D Przetoczyłyśmy morze KKCz, na szczęście bez powikłań, pomyłek itp. historii.
Po kolei:
Pierwszy pan A. - sonda HIV +, żylaki przełyku, sonda S-B./http://fr.wikipedia.org/wiki/Fichier:Sengstaken-Blakemore_scheme_numbered.svg/ Oczywiście, próbowałam sobie wmówić, że przy moim poziomie szczęścia pewnie się zakłuję, albo jakaś jego wydzielina wymiesza się z moją czy stanie się "coś" co potencjalnie narazi mnie na HIV_ale na całe szczęście, nic takiego się nie wydarzyło (przynajmniej nic nie wiem...) K/ł/ułam pana parokrotnie - pobierałam krew, zakładałam venflony bez uszkodzenia siebie;) o.k. więc. Pan otrzymał tyle krwi, że pewnie "swojej" nie ma wcale, sondę S-B ma już zdecydowanie za długo. Mieliśmy ją usuwać na moim dyżurze, na szczęście okazało się, że balony jeszcze są na full więc  dr tylko spuścił je i zostawiliśmy ją "na wszelki wypadek".



Kolejny pan, który był u nas z tym samym, i w zeszłym tygodniu wyszedł, wrócił w nd nad ranem. Pan S. jest po resekcji żołądka z pow. choroby wrzodowej, Billroth II przed laty. Poprzednio podkrwawiał z owrzodzenia w zespoleniu. Tym razem "puściło" naczynie powyżej zespolenia, w trudnej dla endoskopisty  lokalizacji. Miałam szczęście być na tej endoskopii i obserwować zmagania dr.z panem. Udało się zaklipsować jakimś cudem i opanować sytuację. Niestety pan zdążył się skrwawić na tyle, że również wymagał masy przetoczeń.

Następny pan P. - na skutek bólu nogi, jakieś zapalenie kości/stawu kolanowego najadał się ketoprofenu bez IPP i opamiętania. Człowiek starszy, mechanizmy protekcyjne już nie te...również potrzebował transfuzji...
Ostatni z "HETD -owców", nasz stały klient, pan M. Za mojej kariery gości u nas 4-5 raz. Żylaki przełyku, alkoholik. Przywieźli go z 4,4g/dl hemoglobiny, 1,5M czerwonych. Jak zobaczyłam te wyniki to zdziwiłam się dobrym stanem ogólnym pana, tylko trochę zmęczony i zmachany był;)

I jeszcze jeden pan z krwawieniem miał przybyć, do 19 -tej nie dojechał jeszcze, albo już nie dojedzie...
Poza pracą/opieką nad panami z krwawieniem są na oddziale jeszcze zabiegi planowe i masa pacjentów poza nimi - pracy było naprawdę sporo, udało nam się w biegu  coś zjeść i zrobić siku, na nic więcej nie było czasu. Miałam dobry dzień, i jakoś chyba ogarnęłam tych 33 facetów;)

Pozdrawiam,
czas na relax;)
K.

poniedziałek, 3 października 2011

Mmm, sielsko, anielsko...

Cześć,

piszę z domku mojego, kochanego na wsi - stąd tytuł posta.
Jestem od piątku, pilnuję dobytku bo rodzice wyjechali a ktoś tu być musi. Cieszę się, że tym razem jestem to ja. W sobotę mieliśmy z przyjaciółmi /i nie tylko - dziwni kumple mojego kuzyna/ grill i ognisko. Pięknie było! Pogoda wymarzona, gitara, śpiew i ludzie, których kocham:) Słodka beztroska na łonie natury...ehhh, i pomyśleć, że dzisiaj muszę wracać do szaro-burego miasta;/

Jutro do pracy:) a tam ostatnio sporo się dzieje, hmm, jak zwykle zresztą. Wracając do pana P., którego ostatnio wiązaliśmy, to wylądował na OIOM-ie po reanimacji...był tam 4 doby i już jest z powrotem u nas, teraz grzeczny, logiczny, "post-deliryczny".
Oprócz niego na POP-ie 3 pacjentów z niedowładami. Jeden z nich, z tetraplegią, który "przyszedł" na wymianę PEG-a, taki standard. Dziś przychodzi, jutro wymiana, pojutrze do domu. Taa, jak to często bywa plan się nie powiódł. W noc po wymianie gastrostomii jakimś cudem spadł z łóżka! Krwiaki L poł. ciała, i ogólne zdziwienie jak do tego doszło!? Późniejsze badania wykazały złamanie obojczyka...Myślę, że pan długo u  nas zabawi, bo pewnie zaraz wda się zapalenie płuc a to powikłanie u takich pacjentów jest naprawdę groźne...Inny z panów, z hemiparezą L, trafił appendicitis acuta. Zoperowany oczywiście, ładnie zeszyty...tylko jego stan kliniczny nie ulega poprawie..wręcz się pogarsza, brzuch wzdęty, tkliwy...w 3 dobie po zab. reoperowany - przepuklina wewnętrzna, teraz "open abdomen" i dłuuugie leczenie...
Heh, zauważyłam, że często rozpisuję się o powikłaniach. Nie jest oczywiście to częsta "przypadłość". Raczej udaje się zoperować pacjentów pomyślnie i wysłać do domu na własnych nogach:) Inaczej byłabym chyba w depresji...



Pozdrawiam,
idę nakarmić rybki,
K.

sobota, 24 września 2011

SIŁACZKI;D

Dzień dobry/dobry wieczór!,

witam w ten miły, sobotni wieczór. Za oknem już prawie ciemno, chłodno i w ogóle jesiennie. Będąc na spacerze podziwiałam budzącą się jesień_złotą, polską...

Miałam dzisiaj gości, mama, siostra i kuzynka odwiedziły mnie w mieście. Oczywiście nie obeszło się bez bezcelowego łażenia po galeriach handlowych;/ Masakra! w sobotę, po południu, ludzi wszędzie pełno...brrr, nienawidzę tego. Na szczęście późniejszy obiad i spacer zatarł złe wrażenie:)

Miałam ostatnio bardzo ciekawy dyżur nocny w pracy. Zaczęło się standardowo - obchodem. Po czym zaczęłyśmy robić zlecenia, tj. podawać leki dożylne, doustne.

Wśród pacjentów, od poniedziałku mamy pana P. 37 letni alkoholik, z OZT. Wpadł w delirium. Od początku dyżuru widziałam, że "coś" się z nim dzieje, niespokojny, splątany...zwiastuny "czegoś". Dostał leki wg zleceń, również "uspokajacze", które wcale na niego nie zadziałały. Nadal przejawiał dziwne zachowanie. W pewnym momencie usiłował wyrwać sobie cewnik z pęcherza bo stwierdził, że musi zapalić. Zaczął krzyczeć, że do domu musi iść, ze mamy mu dać noż, bo musi sobie odciąć cewnik. Po konsultacji z lekarzem, leki i pasy. Byłyśmy 3, i ledwo udało nam się pana unieruchomić. Ok, leży i krzyczy. Inni pacjenci z sali zaniepokojeni jego zachowaniem, rzucali jakieś głupie uwagi. Niestety nie było innego wolnego miejsca czy sali żeby go przenieść. Wróciłyśmy do swoich zajęć, po ok. 15 min. rzeczony pan wyplątał się (nie mam pojęcia jak!) i baaardzo chwiejnym krokiem, z papierosem w ustach udawał się do łazienki. I replay...lekarz, leki, pasy. Tym razem lekarz pomagał nam pana unieruchomić.

W tzw międzyczasie przyjęłyśmy 90-letniego pana, z krwiakiem przymózgowym, niekwalifikującym się do leczenia neurochirurgicznego. Pan S. na początku wydawał się logiczny, zmieniłam jednak zdanie jak próbował sikać do zlewu i nie stosował się do zaleceń. Założyłyśmy barierki na łóżko, do tego cewnik Foley'a i cierpliwe instrukcje co ma robić a czego mu nie wolno. Wracamy do swojej pracy. Za chwilę współlokator z sali wzywa nas - pan przeszedł przez barierki, cewnik naciągnięty jak struna, i ogólne zdziwienie na twarzy, co on tu robi, do domu musi iść. Następny! Było już koło północy. Przez akcję z cewnikiem do worka zaczęła spływać krew. Przyszedł lekarz, popłukał, wymienił cewnik. Pan w swoim majaczeniu, cierpiał na pewno z powodu uszkodzenia cewki, które sobie zafundował. Trzeba było pana również trochę unieruchomić i podać leki, po których na szczęście spał do rana, krzycząc coś przez sen.

Wydawać by się mogło - spokój. Zaniepokojona odgłosami z sali pana P. poszam tam i zastałam go na nogach, siłującego się z łóżkiem, do którego nadal przytwierdzona była jego noga. Oczywiście papieros w ustach, szaleńcze, rozbiegane oczy, przyspieszony oddech. Zawołałam koleżanki. Próbowałyśmy go położyć i unieruchomić. Nie udało się. Przyszedł lekarz, też niewiele pomogło, przyszedł drugi i udało się. Pan P. w międzyczasie zdążył tak ścisnąć koleżance przegub dłoni, że zrobił jej siniaki! W tym szpitalu, zwłaszcza na nocach powinna być jakaś ekipa do unieruchamiania, jak w psychiatryku! Po dobrych 20 minutach wiązania efekt był zadowalający. Sporo krzyku jeszcze było tej nocy...Na szczęście przyszedł mi do głowy pomysł, żeby delikwenta wywieźć na nieużywaną, pustą salę. Tak też zrobiłyśmy i tam leżał do rana.
Ponownie dochodzi do sytuacji, w której musimy człowieka wiązać jak zwierzę bo OIOM nie chce takiego pana wziąć i zsedować.  W oddziale nie mamy takich możliwości, sprzętu ani anestezjologa! Jedna wielka porażka.


Tym pesymistycznym akcentem kończę wpis,
pozdrawiam i życzę miłego wieczoru!

czwartek, 15 września 2011

Cholerka:)

Cześć,

jakoś dawno mnie tu nie było, złożyło się jakoś;]

Praca, praca, dom...hmm, wokół tego kręci się moje ostatnio (od paru lat!) życie.
Nuuuda, jak nic się nie zmieni to wyjadę stąd_w najlepszym/najgorszym razie czeka na mnie Libia;D Ostatnio do szpitala dotarło pismo z MZ, z pytaniem o chętnych medyków na wyjazd do Libii. Zapisałam się. Zobaczymy czy coś z tego wyjdzie, ale jakby chcieli dobrze zapłacić to dlaczego nie? W końcu męża nie mam, dzieci też nie. Przygoda i doświadczenie "warte świeczki".

W pracy hmmm, popsuło się i to bardzo. Na ostatniej mojej nocy 13/14 IX oprócz naszych panów, miałyśmy w oddziale jeszcze 4 kobiety. Dziwnie mi się nimi opiekuje, jakieś takie są "inne". Z panami to i pożartować można, pogadać na luzie...a kobiety takie cierpiące, bolące są, ze tylko słuchać co i gdzie boli;] Te 3 lata pracy na "męskim" zmieniły/ukształtowały mnie w konkretnym kierunku. Nie mogę jednak się ograniczać i jak tylko obronię mgr, ruszę na poszukiwania nowej/dodatkowej pracy. Oprócz doświadczenia przydadzą się także pieniądze bo czas "coś" odkładać a nie żyć od wypłaty do wypłaty;)

Mamy pana, 25-latka, który uległ poważnemu wypadkowi, spadł z ok. 15m, ma liczne złamania, otarcia skóry i wstrząśnienie pnia mózgu. Nie dziw, że boli go nawet oddychanie. Nasza terapia p.bólowa pomaga na chwilę, mimo, że ładujemy w niego masę leków. Poza nim był również pan po wypadku, ale samochodowym. Złamana noga, drenaż j. opłucnej. Stabilni obaj, mam nadzieję, że ich stan taki pozostał i jutro się spotkamy. Ciekawy jest przypadek pana G. Trafił do nas z przetoką skórną, która powstała po operacji w 2006r. w USA. Pan nie wie co to był za zabieg ale blizny wskazują na appendektomię. Mieliśmy mu wykonać fistulografię i odesłać do szpitala z sąsiedniego miasta, który go do nas skierował. Niestety zachciało się naszym lekarzom robić panu TK z hydrokolografią...(może i dobrze). Po badaniu zaczął strasznie gorączkować...trwa to już jakieś 1,5tyg. W opisie TK czytamy - "cechy perforacji przewodu pokarmowego w dystalnym odcinku odbytnicy". = ot hydrokolografia właśnie. Zobaczymy jak się sytuacja dalej rozwinie...


Jest jeszcze pan B. Trafił jako HETD. Teraz ginie w oczach. Odbiałczony, z obrzękami na CAŁYM ciele. Glikemia potrafi mu spaść do 33mg%, temperatura ciała także do takiej wartości. Interniści słabo nam pomagają. Cukrzyca cholerna!


Był też niedawno inny pan B. Przyjęty z ostrym zapaleniem trzustki. Dodatkowo obciążony ChUK, z masą leków. Emerytowany policjant. Jak to często bywa - trzustka poalkoholowa. Ostra niewydolność nerek - 200ml moczu, po otrzymaniu ponad 3000ml płynów i.v - to zdecydowanie za mało. Nefrolog, która miała pana zakwalifikować do HD, dotarła i rozpoczęła reanimację 5 min. po tym jak pan rozmawiał z jedną z koleżanek. Cholera, pieprzony alkohol! Pan zmarł.

 ...;(

Starczy o pracy, bo jakoś tak depresyjnie się robi. Zresztą, to o czym dalej też nie napawa mnie optymizmem. Tydzień temu wybrałam się z Małą na imprezę. Najpierw 2 piwa w jednym pubie, potem standardowo rockowy klub, gdzie za zwyczaj kończymy. Tam jeszcze jakieś piwko, i oczywiście parkiet jest nasz! Wszystko ładnie, pęknie_ALE! wokół Malej co chwila jakiś samiec!  Hmm, zobaczymy jak się życie nam ułoży. Mój książę może być zza światów;D

Jutro mam D w pracy, po czym jadę do domu. Mama nie spodziewa się mnie, niespodzianka taka:)
I raz jeszcze raz cholerka! -...że też moja wieś nie jest 10 km od miasta tylko 50...!

Pozdrawiam,
K.

niedziela, 4 września 2011

ICHTIS!

Hej,

witajcie:), jestem po D w pracy. Nie lubię pracować w niedzielę, jakoś tak bez Mszy Świętej niedzielnej czuję się źle. Fakt - chodzę w sobotę wieczorem, gdzie jest już liturgia niedzieli i kazanie ale dla mnie to nie to samo. Ostatnimi czasy bardzo mocno skupiam się na mojej relacji do Boga. Wiem, że jest niedoskonała, niedojrzała i marna.  Staram się ją naprawić, zwłaszcza poprzez świadome uczestnictwo w Mszy Świętej.
To moje z Nim spotkanie w Eucharystii nabrało od jakiegoś czasu charakteru wewnętrznego święta i niesamowitej radości! Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym żyć bez tego. Cała oprawa, ceremoniał Mszy stanowi pewną tajemniczą CAŁOŚĆ, która daje mi siłę, dodaje wiary i przysparza darów Ducha. Hehe, pewnie macie mnie teraz za nawiedzoną, zdewociałą i moherową babę;D ale co tam, dla mnie i tak najważniejszy jest Jezus, wcale się tego nie wstydzę! Wierzę świadomie i bezwzględnie. A oddaje to w pewien sposób mój ulubiony cytat z PŚ: /Rz 8, 32-39/

"Cóż więc na to powiemy? Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? 32 On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? 33 Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? 34 Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej - zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?
35 Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? 36 Jak to jest napisane:
Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień,
uważają nas za owce przeznaczone na rzeź.
37 Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nam umiłował. 38 I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, 39 ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym."




Dzisiaj na tyle, pracowo może jutro...,
Kinga.




środa, 31 sierpnia 2011

Jakoś tak dziwnie...

Hej, piszę po długiej przerwie, tak jakoś się złożyło. Nie do końca wiedziałam, co tu napisać ale może zacznę od spraw "pracowych".

Oddział spoko był nawet jak przyszłam w pon do pracy ALE miałyśmy 8 przyjęć i trochę się popsuło...panowie jacyś tacy internistyczno - onkologiczno - psychiatryczni się zebrali, z masą leków pod pachą, że trudno było ogarnąć. Zwłaszcza, że moi współpracownicy na owym dyżurze średnio byli zainteresowani i musiałam sama ogarniać...Poszło jakoś. Wczoraj natomiast, nie do końca  przeświadczona o dyżurze N pojechałam do szpitala i ku mojej uciesze, okazało się, że mam wolne:) hehe, na szczęście mam blisko więc mini wycieczka rowerowa z wieczora jak znalazł;) 

Kurczę, mam tak wyostrzony słuch, że wciąż COŚ słyszę, ni to muchy, ćmy czy inne duchy... spać nie mogę przez to;/




Dzisiaj powłóczyłam się trochę po sklepach, ogarniałam mgr;/ i w ogóle to jestem na diecie. Nie jem chleba, ziemniaków, że o słodyczach nie wspomnę;] niestety piwo piję i to pewnie zniweczy mój trud. Pfff, ciężko mi bo stale myślę o żarciu. Powinnam chyba stale pracować bo tam nie ma na to czasu;)

Zbieram się do napisania osobistego postu, od początku właściwie zamierzałam TO opowiedzieć ale jakoś nie mogę się przełamać. Dla mnie "temat" baaardzo ważny, jednocześnie trudny i beznadziejny, z drugiej strony banalny, mydlany, i w ogóle bez sensu. Muszę jednak go umieścić bo tłumić w sobie nie daję już rady. Jeszcze nie dziś.

 Moja miłość!!!

Byłam dzisiaj na piwku z Anką i jej chłopakiem, jutro jadą na urlopik, za wschodnią granicę:) Mogłam jechać z nimi, niestety finanse mi na to nie pozwoliły. Tak się niestety zarabia w tym zawodzie;/ Oczywiście dodać do tego należy fakt, że za 600zł wynajmuję pokój, a do tego nie potrafię oszczędzać;p
Generalnie żałuję, że nie udało mi się z nimi pojechać, nie mówiąc o przyczynach takowego stanu.

Pozdrawiam zatem,
do zobaczenia!/?/

środa, 24 sierpnia 2011

Buuurza!

Cześć!,

siedzę w mieszkaniu i chowam się przed burzą. Powinnam pójść do sklepu ale pogoda mi na to nie pozwala. Głód, nie zważając na warunki atmosferyczne dopomina się o kolejną porcję jedzenia;D


Miałam wczoraj dyżur. Ale nie o tym. W pt po pracy byłam na oddziałowym spotkaniu, na którym żegnaliśmy Aśkę. Wesoło było, ekipa się zebrała z 10-13 osób, alkohol, muzyka, dobre towarzystwo. Tańce, hulanki, swawole...ale nie koniecznie w moim wykonaniu bo w sob. rano musiałam wstać do pracy, tak więc po 4 godzinach snu, zwlekłam się z wyrka i do pracki:) Na szczęście - spokój. ZERO przyjęć, oprócz standardowych czynności, jakieś toczenia KKCz, FFP. Aż za nudno było;] a wieczorem...kolejna impreza. Przyjechała do mnie siostra, razem z przyjaciółkami wybrałyśmy się na Starówkę, na koncert. Ja ledwo żywa, śpiąca "otrzeźwiałam" po pierwszych dźwiękach, płynących z 3 scen. Nie słucham jazzu na codzień, jednak w wykonaniu mistrzów chapeau bas! Niesamowite i wspaniałe jak muzyka oddziałuje na dusze. Artyści wprost rozpływali się pod wpływem dźwięków, które sami wytwarzali. Ich twarze wyrażały emocje przez duże E. Dziękuję!

Dzisiaj idę na N. Mam dyżur z Asią, jeden z jej ostatnich u nas...;(

Po pracy jadę na wieś, do rodziców, co mnie bardzo cieszy:D


Pozdrawiam,
do zobaczenia!/?/,
K.



środa, 17 sierpnia 2011

Tytuł kosztuje...

Cześć!,

jestem po N. Odsypiałam do ok. 14, po czym udałam się na małą przejażdżkę rowerem. Pogoda sprzyjająca więc sama przyjemność:)
W pracy miałam dyżur z Kamilą, pracuje rok krócej ode mnie, jest młodsza ale jest dobrą pielęgniarką. My, Szef i dr G kontra 26 pacjentów;] Starcie wypadło pomyślnie dla nas bo było nadzwyczaj spokojnie. Żadnego przyjęcia, nikt nie krwawił, nikt nie krzyczał, nie wyrywał się. Jakbym zmieniła oddział! Taaki spokój:) ok. 23 wszystkie wieczorne czynności, łącznie z papierami były za nami. I dzięki temu podzieliłyśmy się od 0 do 6. Tj. ja siedziałam do 3, ona od 3 do 6. Oczywiście nie jest tak, że siedzi się na punkcie i czyta książkę. Ja np. przeglądam szafki z lekami, uzupełniam sprzęt, uzupełniam karty gorączkowe i zleceń, no i oczywiście doglądam co "cięższych" pacjentów.

Kolejny dyżur mam dyżur w piątek, po nim idę na imprezę oddziałową. Organizuje ją Aśka, z okazji odejścia od nas do przychodni. Niestety jest to jedna z moich ulubionych koleżanek i bardzo mi przykro, że nas opuszcza...Nie będę mogła jej "godnie" pożegnać bo w sob też mam D;]

Co do tytuły posta, to po spotkaniu ze statystykiem załamałam się...Koszt jego pracy to grubo ponad 0,5tys. zł! Mam żal do tej p...uczelni, że nie nauczyli nas podstaw statystyki. Nie pozostaje mi nic jak zadłużyć się i mu zapłacić, obronić się i w końcu mieć to z głowy. Ehhh! Paranoja;/


 Wspomnienie zeszłorocznych wakacji...tegorocznych wspomnień brak na zdjęciach ;P

Miłego wieczoru,
K.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Po "długim" weekendzie /?/

Cześć,

jestem właśnie po dyżurze dzisiaj,w pt D, i sob N - tak więc miałam pracowity, długi weekend:) W oddziale pracy sporo, wczoraj zmarł 91-letni pan po perforacji, o którym pisałam poprzednio (dziadek kleryka).  Pan z HETD (przyjęty w nd o 2 nad ranem) wpadł w delirium tremens, trzęsie się biedny, poci, majaczy, ma omamy i generalnie typowy obraz tego schorzenia. Niestety oprócz blokady farmakologicznej konieczne jest unieruchomienie przymusowe.  I tu news - mamy nowe pasy do "wiązania" chorych. Zamiast brać pacjentów na OIOM i tam odpowiednio i humanitarnie ich "zsedować" szpital postanowił zainwestować w przemoc. Oczywiście, nie pozostaje nam nic jak korzystać z tych "dobrodziejstw" dla szeroko pojętego dobra samych pacjentów, współpacjentów i personelu.  Tym niemniej jest to przykre dla nas jako opiekunów pacjentów jak i dla rodzin.
Statystyki na dziś są zadowalające - mamy tylko 2 panów, których musimy tak zabezpieczać. Jest dobrze w porównaniu z tym, co było z 2tyg. temu.

Wyobraźcie sobie, że taki zestaw ww. kosztuje 2600zł!!!

Wracając jeszcze do mojego ostatniego wyjścia w pt. grubo było ale bardzo faaajnie. Bawiłyśmy się w 2 miejscach a w jednym nawet tańce odchodziły;] Wróciłam do domu po 4 a.m. ;), spałam z przerwami do 15 i musiałam się przygotować do pracy:P


Tyle na razie, powinnam teraz ogarnąć się przed jutrzejszym spotkaniem ze statystykiem;>

Pozdrawiam,
K.

piątek, 12 sierpnia 2011

Lista przebojów Trójki!

Cześć!,

jestem już po 2 dyżurach "po". Po - po Woodstocku. Kochani, tego co się tam dzieje nie da się opisać, trzeba tam być i to poczuć. Do wszystkiego należy dołączyć podróż pkp i mamy pełen obraz festiwalu:) 3 dni nieograniczonej niczym muzyki, wolności i przyjaźni:) - tak, tak właśnie to odebrałam. Każdy miły, uczynny, życzliwy dla każdego...normalnie mega! Muszę tam być za rok, ale koniecznie trzeba opracować inną wersję powrotu żeby znowu nie trzeba było się kłaść na torach w ramach protestu;) Polecam ten festiwal każdemu, kto czuję "tą" muzykę. Nie mam tu na myśli The Prodigy - to zupełnie inna bajka;/ i błąd tegorocznej edycji...
Słucham teraz mojej kochanej Listy, jak w temacie, piję piwko i  jest pięknie:)
Wychodzę zaraz z Małą na jakiś melanżżż;p

A w pracy, hmmm, ciekawie...sporo nowych pacjentów, nikt nie zmarł od czasu przed;]
Przyszłam rano na dyżur i po oddziale włóczył się pan C., jakiś taki niespokojny, zakręcony...ok. 11 przywiozła go policja, wyszedł ze szpitala, wsiadł w tramwaj (w piżamie) i pojechał z 0,5h drogi, do oddalonej dzielnicy.  Jak już wrócił to stwierdził, że żąda wypisu, i takowy otrzymał...o godz. 18.30 odebrałam telefon nast. treści. Dzwonił lek. dyżurny - ten ch....co się rano wypisał, będzie znowu przyjęty:) Hehe jaka masakra! Dodam, że pany był z podgojonym już Mallory - Weissem.


Poza tym mamy pana Z., 91 lat, po perforacji poprzecznicy. Operowany we wt, z dusznością, niskim RR, na aminie - generalnie ciężki jest i nie wiem czy z tego wyjdzie ALE, nie o pany chciałam się rozpisać tylko o jego wnuku:) W ów wtorek przed osstrą operacją dziadka przyszedł do nas młody, ok. 23-25 letni, przystojny - wysoki, pęknie zbudowany, ubrany na czarno chłopaczek:) Koleżankom "szczeny opadły" na jego widok;], /ja niestety go nie ujrzałam/. Po przedstawieniu się powiedział, że jest Klerykiem:) Ojej, lamentom nie było końca, że taki ładny a na zmarnowanie poszedł;] Oczywiście nie w jego obecności a między sobą tak gadały, co mnie przyprawiło o salwy śmiechu - bo gdzie jest napisane, że ksiądz musi być brzydki;] Trochę i mnie mina zrzedła jak zobaczyłam chłopaka na własne oczy;)  Dobrze, że i ładni idą Tą Drogą <><

Poza tym, mamy jeszcze parę "innych" egzemplarzy, o których nie chce mi się teraz pisać, ale napiszę o studentce LEK-u, która po pierwszym roku przyszła do nas na praktykę pielęgniarską. Agata, bo tak ma na imię, myślała chyba, że się będzie nudziła bo zabrała notatki z anaty i histy chcąc się uczyć w tzw. międzyczasie;] okazało się oczywiście, że nie było takiej opcji i nawet ja osobiście goniłam ją do roboty;), bo tej niestety nie brakowało.  Przychodzi taki studencik na praktyki, nikt się nim nie zajmuje a potem myśli, że pielęgniarki nic nie robią;], nie u nas takie numery;p

pozdrawiam,
Kinga.

środa, 3 sierpnia 2011

Niepewność:)

Cześć!,

siedzę w mieszkaniu cały dzień o pakuję się na Wooda! Z rana pojechałam rowerkiem do biblioteki, oddać książkę a że było blisko podjechałam na pkp po bilety. Oczywiście nie obyło się bez niejasności bo jak zwykle pani w okienku miała masę pytań, na które to właśnie ona powinna znać odpowiedź! o której pociąg wyrusza, gdzie przesiadka itp., itd. Ludzie za mną sapali;],aż do czasu gdy przed płaceniem wyciągnęłam kartę i pani oświadczyła, że tutaj to trzeba mówić przed, że się płaci kartą;D hahaha! w tym momencie ludzie za mną zmienili kolejkę;p

Potem pojechałam kupić pelerynę p.deszczową - ma padać;/ Kupiłam, czerwoną za 29zł. Później jeszcze jakieś puszki, słodycze i chyba już jestem gotowa. Okaże się w Kostrzynie gdy czegoś będziemy potrzebować;]

A w pracy poprzedniej nocy, hmm, lekko nie było. 3 przyjęcia, w tym 2 bez wcześniejszego nas powiadomienia co zdezorganizowało nam pracę.Cholecystitis, ileus i pana po pobiciu, któremu połamali chyba wszystkie kości twarzoczaszki + kość skroniową! Z nim to taka historia, że zanim trafił on, już policja była z 15 minut wcześniej.  Panowie dr. nawet się starali;] i wszystko wspólnie ogarnęliśmy. Najgorsza jest nasza Izba Przyjęć. Nie dość, że często wwożą nam pacjentów bez powiadomienia, to jeszcze robią takie gafy, ze aż strach się udać po pomoc do lekarza. Np. trafia na oddział pacjent ledwo żywy, z HETD, a na izbie nawet grupy i krzyżówki mu nie pobrali! Pan z niedrożnością, rzygający, brzuch jak balon a on bez sondy! Jak mu ją założyłyśmy od razy 1,7 litra spłynęło, przynosząc pany niewymowną ulgę. Pracują tam mało inteligentni/?/, głupi ludzie, co najgorsze decydenci. Szkoda gadać, pism poszło sporo, skarg, narzekań...odkąd tam pracuję ciągle to samo...

teraz URLOP! po 22 zaczynamy naszą podróż, ciekawe jak będzie:) wypiłam pyszną kawę, zjadłam jeszcze lepszą czekoladę i teraz siedzę jak na szpilkach, zastanawiając się co jeszcze zabrać;] tzw. gorączka przed podróżą.

Pozdrawiam,
K.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Na szybko:)

Hej, hej, hej!,

dzisiaj na szczęście mam lepszy nastrój niż ostatnio, chociaż po dyżurze, który nie należał do "najlżejszych".
Do ok. 12 ogarniałam dzisiaj opatrunki, nawet lubię je zmieniać - jak mawiam, jest krew, jest impreza!;) U nas pacjenci z otwartymi, zropiałymi brzuchami, stopami cukrzycowymi, owrzodzeniami, po laparotomiach - a więc bywa krwiście. Co innego planowe zabiegi, kończące się ładnym, równym, szwem tam raczej krwi nie ma;] Imponujący opatrunek zmieniałam panu po wyc. mięsaka przestrzeni zaotrzewnowej, po rozejściu się rany i krwawieniu z tętnicy. Dziuuura na 3 pięści, i niestety rokowanie mało pomyślne...leczenie "domowe" pana czeka do tzw. końca. Poza tym, usuwałam parę Redonów, drenaż opłucnej z dr. K. Wszystko się kręciło jakoś w miarę po kolei. Aż do 17, 3 przyjęcia praktycznie na raz;/ w tym HETD, i 2 brzuchy do obserwacji. Dokumenty, a raczej cała ich sterta, wyk. zleceń dot. farmakoterapii, założenie zgłębnika do żołądka - wierzcie mi, dla 3 osób pracy z górą.

Ale to jest to!, tak, tak - dzisiaj w pełni świadomie stwierdzam - kocham, to co robię!

Sytuacja 1.

Przyjmujemy jednego z panów, i jakaś kobieta się zjawia przy ladzie, zwracając się do koleżanki:

- pani wypisała w czwartek mojego męża,a  on przecież jest chory!
-dzień dobry pani, nie ja wypisuję pacjentów, tylko lekarze, proszę do nich podejść i porozmawiać z nimi - odp. A.
- a gdzie oni są? - zapytała pani, myśląc, że lekarz chirurg stoi przy łóżku chorego/!?/
- w dyżurkach lekarskich - odpowiedziała  A., a ja czułam, że jej cierpliwość się kończy,
- a gdzie są dyżurki? - pani nie dawała za wygraną,
A. wyjaśniła pani, że tam i tam, pani jakaś zdezorientowana, bo A. już zdenerwowana zawracaniem głowy przez kobietę w czasie gdy była zajęta czym innym, ważniejszym.
W końcu nie wytrzymała i wykrzyczała:
- co ja dr. pod spódnicą trzymam? Niech się pani przejdzie i poszuka lekarza jak jest pani potrzebny bo ja mam co innego do roboty!
- jak się pani do mnie odzywa? to się nadaje do telewizji! - wykrzyczała pani, odwróciła się i poszła...

Ciekawa wymiana zdań, hehe, A. należy do osób, które nie dadzą sobie wejść na głowę i bardzo dobrze bo często chętnie by weszli, i pacjenci i ich rodziny...

Zaczęłam pisać tego posta wczoraj, ale nie skończyłam bo spieszyłam się na spotkanie z przyjaciółkami na Starówce. Miło było, zaliczyłyśmy 3 puby = 3 piwka:), tak więc wesoło było. Może A. pojedzie z nami na Woodstock. Dobrze by było bo ona już była kiedyś i wie co i jak. Zakończyłyśmy spotkanie koło 2, nocnym autobusem linii pasującej nam wszystkim podróżowałyśmy po dzielnicach i zakątkach miasta, o których żadna z nas nie miała wcześniej pojęcia;]

Wszystko byłoby super...beztroska, śmiech i gadanie o niczym ale przed wszystkim rozmawiałam z siostrą i dowiedziałam się o prawdziwej przyczynie rozstania brata z dziewczyną. Cała historia brzmi jak z taniego serialu, jest tak cholernie trudna, ciężka i bolesna, że aż abstrakcyjna. Gdybym wiedziała to co teraz wiem wcześniej, inaczej postrzegałabym brata, rozumiem teraz jego zachowanie i niektóre decyzje.
Kur...!  Najgorsze jest to, że wszyscy pokochaliśmy już jego byłą obecnie dziewczynę i teraz myślę o tym jak można jej pomóc. Nie mam jednak prawa się wtrącać i nawiązywać z nią kontaktu skoro brat zakończył swój z nią związek. Bez sensu byłoby utrzymywanie jakiegoś tam kontaktu, wiedząc i znając sytuację. Życie jest tak meega skomplikowane i złożone, tyle czynników ma wpływ na nas, na nasze postawy, decyzje, zachowania.  Nie pozostaje chyba nic poza modlitwą...Tylko tyle albo aż tyle mogę dla niej zrobić. I dla brata też. Wiem, że mimo całej jego chłodnej, mroźnej wręcz postawy, w środku bardzo cierpi. Obecnie bilans jego życia uczuciowego nie jest optymistyczny. 2 poważne związki za nim...beznadzieja. Nie rozmawiamy, nie dzwonimy do siebie żeby pogadać i to jeszcze bardziej wszystko komplikuje. Nie wiem na ile ma przyjaciół, znajomych, którzy mogą go wesprzeć, wysłuchać...szkoda, że już za późno na naprawę/zbudowanie wspólnej bratersko-siostrzanej relacji.



Dooobra, już nie smęcę. Musiałam to z siebie wyrzucić. Nie mogę tego nikomu powiedzieć więc pozostała mi tylko taka forma oczyszczenia, wyżalenia się... /?!/
Dzisiaj idę na noc do pracy. dyżuruję z A. i 2 najbardziej leniwymi lekarzami w oddziale;] zapowiada się ciekawie.

Pozdrawiam więc, wyspać się jeszcze muszę.
K.

czwartek, 28 lipca 2011

...to się porobiło...fuck!

Cześć,
jestem po dniu, i przed dniem jutro, tj. po/przed dyżurem dziennym. Po tych paru dniach wolnych oddział się trochę zmienił, jednakże "stare" urazy zostały. Nie wszyscy dożyli jednak...zmarł pan F., jeden z urazów. Mnie przypadło zauważenie pogarszającego się stanu pana F. i rozpoczęcie akcji rea. Niestety, nieskutecznej...co najgorsze, wiem, że tak się skończy niejeden jeszcze żywot, pośród przebywających w oddziale pacjentów.  Cała reanimacja toczyła się bardzo prężnie, w 5 minut pojawił się anestezjolog, intubacja, aminy itd. - - - - nic jednak z naszych działań.

Poza "tą" akcją 3 zabiegi, wśród nich mega przepuklina w bliźnie pooperacyjnej pana B., który z 2 lata temu trafił do nas z OZT, i był leczony op. Bradleya. Pamiętam tą walkę o jego życie wówczas. Ciężko było, i trwało 4 m-ce, na szczęście skończyło się tylko tą przepukliną.

I tak po pracy, wróciwszy, ogarnąwszy się poszłam do bankomatu i do sklepu. W międzyczasie zadzwoniła mama i oświadczyła mi, że mój brat rozstał się z dziewczyną, po 2 letnim związku...zdziwiłam się baardzo bo jakoś bardzo polubiłam Anię, cała rodzina ją wręcz pokochała. Mój brat, >>despota<< chyba tego i jej nie docenił. Nie wiem co tam między nimi zaszło bo nie mamy ze sobą szczególnie bliskiego kontaktu, szczerze to w ogóle go nie mamy...Siedzę teraz i bardziej niż nad ich rozstaniem ubolewam/łkam nad brakiem kontaktu z braćmi;/, nie wiem czy kiedykolwiek uda nam się odbudować więzi z dzieciństwa, więzi rodzinne. Chyba jednak to już nie do nadrobienia...szkoda, mam 2 braci a czuję tak, jakbym ich nie miała...nie wiem kto i kiedy zawinił. Czasy szkoły podstawowej, kiedy razem chodziliśmy do szkoły, kościoła były piękne. Wszystko się kręciło razem - zabawa, nauka, pomoc rodzicom. Nie wiem kiedy tak się od siebie oddaliliśmy. Pewnie łączyć to należy z wyjazdem na studia/za granicę...?Różnica 2 i 5 lat nie jest przecież duża. Może tej więzi nigdy jednak nie było naprawdę. Może brak było w naszej rodzinie bliskości: przytulania, mówienia kocham...teraz to widzę i brak mi tego w relacjach. Jestem zdystansowana, wycofana, nie potrafię mówić o uczuciach. 

Starczy tego na teraz. Im więcej piszę tym bardziej chce  mi się WYĆ!!!
K.

wtorek, 26 lipca 2011

Wolne:) imieniny Anny.

Hej,

wczoraj zeszłam z nocnego dyżuru, który pełniłam z młodszą o rok koleżanką,  Ordynatorem i dr. G. Nasz ordynator jest raczej gburowaty, chamski i niekulturalny. Rzadko rozmawia z pacjentami, chyba, że to jego "prywaty", nie słucha co się do niego mówi i generalnie stary już jest i powinien się zwinąć na emeryturę;] Jaki szef tacy i często młodsi lekarze, nieodpowiednio odnoszą się do pacjentów, nie wyjaśniają celu, skutków zabiegu, wątpliwości...na szczęście paru jest o.k. i dzięki temu wierzę, że nie jest tak źle.

Na dyżurze hmmm, nawet dobrze. Oczywiście bez błądzących pacjentów się nie obyło;], a i przyjęcia 2. Dwóch pacjentów z HETD. Jeden pan starszy, drugi młodszy. Pierwszy pan zakrwawił najpewniej po kuracji NLPZ-tem, w walce z rwą kulszową. Młodszy natomiast podejrzany o marskość wątroby, pewnie jakichś żylaków się dorobił;/  Noc minęła bez większych rewelacji. Haha, o 3 nad ranem, zwabiona zapachem ludzkim, acz nieprzyjemnym;], weszłam na salę nr 7. A tam pan P. po prostu płyyywał sami wiecie w czym;] Nie zawołał nas bo nie bardzo jest świadomy i logiczny. Gdy zabrałyśmy się za mycie go, zaczął się szarpać i wykrzykiwać, że mamy go zostawić w TYM. Chyba tylko nasza cierpliwość i "zawodowa świeżość" pozwoliła pana uspokoić i wyczyścić;] Od jakiegoś czasu jest masakra jeśli chodzi o czystą pościel - jej po prostu ciągle brakuje! Zwłaszcza w weekendy, kiedy nie ma dostaw. Opiekunki, i my w nocy ratujemy się prześcieradłami z fizeliny/?/, które są beznadziejne;] Jak mówią, potrzeba matką wynalazku.


Kolejny dyżur mam w czw, cieszę się więc z pogody - nie pada, i wybieram się na piwko z przyjaciółkami:)
Pozdrawiam,
K.