sobota, 10 grudnia 2011

Hmmm, nie tym razem...

Cześć,

jestem sobie w domu, na wsi, w środku lasu, sama:) i jest pięknie, brakuje tylko śniegu za oknem;)

Miałam dyżur z czw/pt. Z kolegą sami byliśmy i było naprawdę hardcorowo! Pooperacyjne zapchane, 2 krwawienia na zwykłej sali bo tam nie było dla nich miejsca. Jeden z nich, pan O., po sintromoterapii krwawił/rzygał mimo sondy. Z jednej strony laliśmy mu krew, z drugiej ją tracił. Na szczęście sytuacja uspokoiła się, i udało się pana nie otwierać. Sympatyczny, starszy pan, emerytowany cukiernik, który napisał książkę o obozach koncentracyjnych, w których zresztą był. Ojciec lekarza z naszego szpitala btw. Przy nim sporo pracy było, niestety poza nim było jeszcze 36 innych pacjentów. Przyjęliśmy trzech nowych - niedoszłego samobójcę,  który dźgnął sobie nożem w klatkę tak, że przeponę przeciął. Torako i laparotomia, drenaż opłucnej. Ostro. Kolejny pan, po urazie głowy, z prawie 4 promilami, który w pampersie chciał się od razu wypisać ze szpitala, nie chciał kroplówek, leków, wkłucie wyrwał i w ogóle miał w poważaniu głębokim to, co mu oferowaliśmy. Uspokoił się na szczęście na tyle, że położył się i zasnął.
Biegaliśmy całą noc, od jednego pacjenta do drugiego, od przodu do tyłu i tak do rana. Krach personalny na oddziale - koordynująca złamała sobie palec i poszła na zwolnienie lekarskie. Oprócz niej jedna koleżanka, po urazie nogi też jeszcze na zwolnieniu. Innej koleżance zmarł ojciec - wypadła z grafiku w tym tygodniu, i muszę przerwać urlop, który zacznę w poniedziałek. Ehhh, trudna sytuacja ale trudno mi było odmówić.

Zimowy krajobraz prosto z 2010r. <made by my sis.;*>


Wczorajszy clubbing całkiem udany. Oczywiście nie wiedziałyśmy gdzie się udać. Postanowiłyśmy coś, ale okazało się, że jest tam 18! w klubie studenckim! podziękowałyśmy. Kolejny pub okazał się łaskawszy ale muzyka, którą zabijał nasz słuch skutecznie nas przegoniła. Trafiłyśmy w spokojne miejsce...ale mały ruch był na tyle, że po jednym piwie pani grzecznie nas wyprosiła;) hehe, postanowiłyśmy z S., że spróbujemy się wbić do rockowego klubu, do którego jakoś nie mamy szczęścia - raz zamknięty, raz chcą wstęp...tym razem również się nie udało. Obok chcieli od nas legitymacje stud., których już nie mamy (sic!), albo wstęp. Ooo nie, nie będę płacić za możliwość napicia się piwa, w kącie, na stojąco pewnie. Takiego WAŁA!;D Udając się w nieznanym kierunku natknęłyśmy się na pubik, z trochę fastfoodowymi stoliczkami. Sympatycznie, na 1 piwo akurat. I to miał być koniec wieczoru, ale po drodze na autobus nocny zachęcił nas wolnymi stolikami jeszcze jeden klub. Muzyka dziwna, nie wiem jaka ale pozytywnie. Ludzie różni, młodzi, starsi, homo i hetero. Ale miło było, wyszłyśmy ostatnie, po 2 piwach;) i pieszo do domku, o 6 wylądowałyśmy w łóżku, posiliwszy się wcześniej zimną pizzą;D Po drodze spotkałyśmy rowerzystę, o 5 nad ranem! śmiesznie.

Teraz słucham listy osobistej w trójce. Nie mam możliwości obejrzeć meczu Barcelony z Realem;/szkoda, zapowiada się jak zwykle ciekawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz