niedziela, 21 czerwca 2015

"O, siądź na moim oknie, przecudowne lato..."

Dzień dobry,

dzisiaj rano zaszłam z piątego z kolei nocnego dyżuru, rozpoczynając nijako weekend;)

Dzisiaj pierwszy dzień kalendarzowego lata, a za zuryskim oknem raczej jesień - stąd życzeniowy tytuł posta, zaczerpnięty z wiersza.

 W pracy układa mi się bardzo dobrze. Pomijając fakt, że odchodzi od nas kilka osób, co nie wróży dobrze grafikom na przyszłe miesiące, cieszę się, że jestem na tym oddziale, w tym zespole.
Fakt, że lekarze mogliby się bardziej przykładać do swoich obowiązków (a może po prostu jest ich za mało?) dezorganizuje nam troche rytm pracy, bo jak robią wizytę koło południa, to ciężko zdążyć ze zleceniami. Staram się jak mogę;) tutaj z reguły spotyka się z większą wyrozumiałość, jeśli się czegoś nie zdąży zrobić...chociaż w moim przypadku to rzadkość - nieskromnie powiem. Mam tak, że raczej zostanę po godzinach i dopnę wszystko na tip top, niż zostawię pracę koleżance. W odwrotnej sytuacji, gdy mi zostawiają robotę, ja zaciskam zęby i robię/odrabiam/naprawiam ich fuszerkę. Dajmy na to przedwczoraj koleżanka o 23.00 zdaje mi pacjentkę, i nie zauważyła zlecenia z godziny 19! Nie była to wielka rzecz, bo tylko iniekcja podskórna, ale o 23 pacjentka mogła już spać i mnie miała przypaść rola tej złej, co budzi i zadaje ból. Na szcęście nie spała;) a pacjentka to 39letnia Greczynka z trisomią 21 (z. Downa), wrodzoną wadą serca (SpO2 max. 55%, fioletowa), niewyd. nerek, leczona dializą otrzewnową itd.. Trafiła do nas z powodu unklaren Infektzeichnen, czyli niewyjaśnionego stanu zapalnego. Najprawdopodobniej właśnie ów stan zapalny należy powiązać z dializą otrzewnową, którą wykonuje w domu jej siostra. Btw siostra jest 24h z pacjentką, śpi z nią w pokoju i wogóle nią się opiekuje.

Ostatnio mieliśmy też młodą pacjentkę, która trafiła do nas po drenażu osierdzia, a ostatecznie trafiła na listę do transplantacji. Wszsystko zaczęło się jak zaczęła starać się o dziecko, poszła do lekarza, który stwierdził problemy z tarczycą. Dostała hormony, ale też migotanie przedsionków. Kolejne leki przeciw arytmii nie skutkowały, antykoagulacja doprowadziła do tamponady serca i tak znalazła się u nas. A że do tego wszystkiego genetycznie obcążona (matka zmarła z niewyd. serca, brat po transplantacji) to jej serce słabe z natury więc ona biedna też skazana na nowe serce. Ciekawe jak dalej potoczą się jej losy, bo od nas pojechała na rehabilitację kardiologiczną.

Ze smutnych historii to jeszcze jedna, pani po bypassach, w dniu 3 po operacji dostaje wiadomość, że jej 27letni syn został znaleziony martwy we własnym łóżku...póki co, nie wiadomo dlaczego zmarł. Życie...=>    śmierć.

Ok, starczy tych smutów. Oprócz pracy zdarza mi się chodzić po górach, chociaż pogoda nie zachęca. Razem ze znajomymi zaczęliśmy się bawić w via ferraty, tj. ja bardzo ostrożnie, bo mam chyba jakieś lęki przestrzeni czy wysokości, ale walczę z tym;) Udało nam się w maju z tej okazji pojechać do Włoch.






A tydzień temu byłam świadkową na weselu u brata w Polsce:) Mimo obaw o sztywną i nudną imprezę, okazało się być bardzo miło. Spotkanie wszystkich ciotek i wujków, kuzynostwa razem przysporzyło mi sporo radości:) a do tego mój słodki i uroczy bratanek, hihi_miód!