niedziela, 29 stycznia 2012

?!?

Cześć,

jestem po nocnym dyżurze, całkiem przyzwoitym i spokojnym więc nie będę się rozpisywać o pracy. Jeszcze 3 dyżury i urlopik. Yeah! Przy całej miłości, jaką darzę moją pracę, na ten urlop czekam wyjątkowo niecierpliwie.
Miałam w tym tygodniu 3 dni wolne, skorzystałam z zaproszenia przyjaciółki, i pojechałam do niej na 2 noce. Aaach, dawno tak dobrze się nie bawiłam. Zwłaszcza piątkowa "domówka" zapadnie w pamięć na długo. Zwłaszcza z powodu sporej ilości wódki, którą w siebie wlaliśmy. Nie wiem jak reszcie, ale mimo tej alkoholizacji nie czułam się jakoś meega pijana. Owszem wesoło było, łydki od tańców bolą mnie nadal ale jako pomyślę ile tego było - to powinnam raczej na 4 tańczyć;p Generalnie, ponad 10 osób się zebrało, towarzystwo mieszane, nie wszyscy się znali ale to nie przeszkadzało niczemu, zwłaszcza po kilku głębszych;)
 Jednym zdaniem - było lepiej, niż w Sylwestra. :D

Na facebooku znajomi wklejają link z kwejka, w którym jest instrukcja "Weź książkę, strona 45, pierwsze zdanie opisuje twoje życie seksualne w 2012." Oto co mi "wyszło": "Można było szabrować, można było zahandlować, można było zakombinować ucieczkę za granicę" Nie wiem jak mam to zinterpretować - czy odnieść to mogę do straconych szans?, niewykorzystanych sytuacji?, czy może jednak potraktować jako instrukcję i sprzedawać się za granicą? hahaha! Ciekawe, kto wymyśla takie algorytmy.:O
Btw, utwierdzam się w przekonaniu, że wypadłam "z obiegu".

Ściemniłam włosy, już nie jestem ruda/czerwona tylko hmmm, ciemnoczerwona, wiśniowa?Whatever. 

W mediach pełno informacji o poszukiwaniach małej Madzi. Trudno przejść nad tematem obojętnie, gdy porywa się dzieci na ulicy. Co się k...dzieje na tym świecie! Niewyobrażalny jest ból matki w takiej sytuacji, i chyba w każdej innej, kiedy traci się dziecko i nie można nic zrobić. 


Gromadzę siły na jutro, mam D, z koleżanką, której po prostu nie trawię! Mam nadzieję, że będzie sporo pracy i nie będzie czasu na opowiadanie o dzieciach, które przeszły wszystkie choroby świata, o studiach, które zaczęła (licencjat - pomostówka), o psie, który miał operację...bleeee! Widzę toxyczność moich niektórych koleżanek (jej też), które swoje dzieci, będące w moim wieku, traktują jak przedszkolaki! Codziennie obiadek, zakupki, pranie, prasowanie etc. I wychodzą takie sieroty społeczne na świat, co to nawet nie wiedzą gdzie kupić nitkę, zapłacić "nie online" za prąd, czy gdzie jest poczta. 




Mróz 3ma niemiłosiernie, ale czemu się dziwić, w końcu zimę mamy.
Ku mojej uciesze Gotye spadł na 3 miejsce lp3:D

Pozdrawiam!

piątek, 20 stycznia 2012

:) "You know me"

Witajcie w ten piątkowy wieczór, nie powiem, że zimowy bo za oknem raczej przedwiośnie;)

Jestem w domu u rodziców, po prawie miesiącu nieobecności tutaj z radością przyjechałam tutaj po nocnym dyżurze. Lista 3 już za nami, o 1 miejscu nie wspomnę bo nie chcę tu lać wulgaryzmów, chociaż pora odpowiednia;) Słuchałam sobie listy, gospodarzyłam w kuchni – uwielbiam taki piątek! Jutro spodziewam się kuzyna z żoną, oczekujących ich pierwszej Dzieciny. Rozwiązanie ma nastąpić w najbliższych tygodniach tak więc będzie wielka radość w rodzinie.

Za pięknie być nie może...
Najpierw hamowała mnie obrona. To był dobry pretekst do nie podejmowania ważnych, życiowych decyzji. Zwłaszcza, że będąc sama, zupełnie sama, niezależnie od nikogo muszę ją podjąć. Mimo, że od paru lat sama się utrzymuję, i nie mam rodziców, którzy kupią mi mieszkanie za setki tysięcy, wiem, że nie chcę całe życie wynajmować pokoju z obcymi osobami. Moja marna pensja nie daje możliwości kredytu, tak więc ostatnio coraz częściej mam ochotę rzucić to wszystko tutaj, w Polsce i wyjechać za granicę zarabiać. Życie tutaj nie pozwala mi odłożyć żadnych pieniędzy, które to niestety są potrzebne...żeby móc żyć na jakimś tam poziomie i  zacząć oszczędzać na mieszkanie, wakacje czy samochód. Nie mogę się zdobyć na TEN krok, brakuje mi odwagi. Tutaj musiałabym pewnie pracować na kilku etatach, żeby coś (oprócz satysfakcji;) mieć z pracy.
Po raz kolejny oświadczam, że zamierzam „coś” zmienić;)

Co do dyżuru, hmmm, nabieram wprawy w czynności opisanej w poprzednim poście. Wczoraj cewnikowałam pana, który wpadł w delirę, i to meeega! Akcja była naprawdę przednia, ale o to chodzi jak zwykłam mówić – jest krew, jest impreza. Z pana trochę się lało, skaza krwotoczna w przebiegu niewydolnej wątroby zrobiła swoje, a on nie ułatwiał sprawy wyrywając wkłucia...


Poniżej prezentuję  piosenkę, poznaną w reklamie biżuterii.  Zakochałam się w panu z 2.31 :D , potem jest go więcej.



Pozdrawiam,

Miłego weekendu Wam życzę, wiem, że mój do takich zaliczę. 

środa, 18 stycznia 2012

Szpitalny luksus:D

Cześ Wam wszystkim!,

jestem dzisiaj po D, w niedzielę miałam N.
Nocny dyżur, z 4 ostrymi przyjęciami był naprawdę bardzo wyczerpujący i intensywny. Zwłaszcza w odniesieniu do jednego pana, przyjętego jako HETD. Lekarz zlecił płyny, pompę z IPP i ok. Tyle go widzielim, poszedł spać. ok. godz.0.00, zmierzywszy panu ciśnienie, które wynosiło ok. 60/0 /!?/ zawiadomiłam lekarkę, która akurat miała teraz "działkę". No i zaczęło się. Jak zobaczyłyśmy pana wyniki, połączyłyśmy fakty: morfologia całkiem ok. CRP duże, czasy podwyższone, leukocytoza, nagły, ostry ból brzucha, temp. poniżej 35, diureza marna...wstrząsowy jak cholera! Dopamina, antybiotyk, sterydy, rtg, usg na cito! Dodam, że na oddziale zostałam sama z koleżanką, a naprawdę może być różnie...;/,wrócili za jakieś 40 minut, w rtg znaaacznie rozdęte jelita...nadawał się na stół, tylko kto by odważył się go znieczulić w tym stanie. Ze wskazań życiowych - bo takie ewidentnie były, zwieźli pana na blok już po 7. Zmarł. 79 lat, pierwszy pobyt w szpitalu. Opowiadał nam, że zwiedził pół świata, pracując, że ma cudowną córkę - anioła, wnuki...Czuł, że zbliża się jego koniec, powiedział to koleżance jednej, potem drugiej....Smutno mi się zrobiło, jak się dzisiaj o tym dowiedziałam. Taki dół dopada mnie zwłaszcza w przypadku pacjentów, których przyjmuję. Poznaję ich historię, wprowadzam ich w szpitalne życie i...?!

Na szczęście są w mojej pracy miłe, szczęśliwe zakończenia. Zwłaszcza takie gdy pacjent mimo wszystko, wbrew opiniom "ekspertów" wychodzi na własnych nogach. To najbardziej budujące, daje siłę i kopa na dalszą walkę z chorobami;)
Albo tekst pacjenta - A pani to zawsze, taka uśmiechnięta chodzi?Hehe, oczywiście odpowiedziałam mu, że nie i  to zależy od sytuacji, ale pobierając mu krew, siedząc w żyle wolałam jednak dalej się uśmiechać;)



 W naszym oddziale jest tak, że lekarze cewnikują chorych. Zwłaszcza, że to mężczyźni i mogą być problemy;) Prawo stanowi, że możemy to robić również, oczywiście wg zlecenia lek. Ja jednak, mając dość wołania lekarzy do pacjentów po PP, gdzie często nie mogą się wysikać (jedno z możliwych powikłań znieczulenia podpajęczynówkowego) postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce - dosłownie;) I tak np. dzisiaj, po raz 3 w karierze cewnikowałam faceta;P, chłopaczka - 19 lat. Wyobraźcie sobie sytuację. Ja, w sumie nie wiele starsza od niego, do tego, lekarka akurat się nawinęła i chciała zobaczyć jaka będzie diureza, btw młoda, ładna;D, do tego kolezanka, która mi asystowała, tzw. "brudna" i jeszcze na wierzch pani odnawiająca prawo wyk. zawodu. My 4 wokół młodego, ze mną i jego penisem w roli głównej:D Ale ręka mi nie zadrżała, i poszło "jak w masło";D tak z mojej strony, co on biedny czuł - mogę się tylko domyślać...

Dosyć o pracy, ale na priv nie mam jakoś ochoty dzisiaj...Jutro po N jadę do domu, z czego bardzo się cieszę:) Byłam wczoraj w kinie na Dziewczynie z tatuażem. Przeczytałam trylogię i oceniam tą ekranizację (pierwszej części) na 6 w skali do 10. Gra głównych bohaterów ok, sama fabuła też ale - książka to jednak książka, i to ją głównie polecam;D

Dzisiaj przypada kolejna rocznica śmierci mojego wuja, zginął na skutek niewydolności wątroby, w przebiegu marskości, spowodowanej najczęstszym w naszym kraju czynnikiem...(w sakli światowej - schistosomatoza). Ktoś/sporo osób mogłoby powiedzieć - sam był sobie winny. Ja patrzę na to inaczej - choroba. Uzależnienie, prowadzące do takich a nie innych skutków. Tragicznych w sumie.
Wujek Józek świetnie gotował. Leczo w jego wykonaniu nie ma sobie równych. I takim go zapamiętałam. A! i jeszcze jego opieka nad dziadkiem po wylewie, teściem, w sumie obcym facetem - niezastąpiona i nieodzowna. I jeszcze jak odwiedziłam go w UK, gdzie zarabiał, budując jakiś dom na cudownym, brytyjskim odludziu, marząc o wybudowaniu własnego domu...ehhh, sporo mam z nim wspomnień. Niech spoczywa w pokoju....



Pozdrawiam, 3majcie kciuki za "pewną sprawę", a nawet 2;) - jak coś z nich będzie, to Wam opiszę.
K. 

aaaa, nawiązując do tytułu posta - lekarz, przyjmując pacjenta polecił mu by wziął prysznic, bo mamy luksusowe łazienki, jak to określił :D Powiem tylko, że syf i malaria prawie...a on powiedział to tak poważnie i przekonywująco, że byłam gotowa pójść i sprawdzić, czy się nic nie zmieniło w naszych łazienkach;D

sobota, 14 stycznia 2012

:)cholernie miło!

Cześć, słucham sobie właśnie jednego z ulubionych numerów zespołu Metallica, nie żebym była w nastroju "zejściowym" ale po prostu brakuje mi tej energii, którą czerpać tylko można z takich solówek, i takiego wykonywania muzyki, którą swego czasu prezentowała ta grupa. Jedyna taka:)

Aaa, i mam już dosyć Gotye i Kimbry na szczycie LP3, stanowczo za długo. Mówię NIE!!!:) i zachęcam do głosowania na inne numery. http://lp3.polskieradio.pl/

Przed chwilą miałam gości, moją dawną współlokatorkę  z chłopakiem, miło było tak pogadać sobie przy piwku/winie, powspominać stare, dobre czasy;)

W pracy byłam wczoraj.
Pana na respi zabrali na OAiT, dali nam innego "na rurze" ale na własnym oddechu. Tamtego zabrali, z myślą o innych istnieniach, jeśli wiecie co mam na myśli.
Pod moją nieobecność przyjęli pana z HETD, baardzo skrwawionego, który niestety nie dożył rana;/ 52 lata.
My na dyżurze również mieliśmy pana z tym zespołem objawów, po przedawkowaniu warfaryny. Brał ją bo miał rozrusznik serca. Pan bardzo miły i sympatyczny. W pewnym momencie pogorszył się. Zgłosił duszność i ucisk w klatce. Zawiadomiłyśmy lekarza, pobrałyśmy badania, ekg, RR. Wezwano internistkę, która oburzyła się - że jaka to pilna konsultacja teraz, kiedy ona ma prace u siebie!? Cholera, jakby od nas to zależało! To lekarz ją wzywa, i mogła sobie sama ku...jemu wylewać swoje żale...czasami nie stać niektórych na rozmowę w 4 oczy, bezpośrednio z zainteresowanym i odpowiedzialnym za dane sytuacje. Btw pan naprawdę potrzebował tej konsultacji...

Po za nim, na sali ogólnej pan po wyc. H.I.D., przed 2 dniami. Został bo zagorączkował. Podpadł mi w dniu zabiegu, domagając się morfiny, przy okazji mierzenia temperatur, ot tak mu się przypomniało. Początkowo grzecznie próbowałam mu wytłumaczyć, że zaczynamy od niższego szczebla leków p. bólowych. A pan, głupio mądry powiedział, że skoro nie jesteśmy władne mu pomóc w zwalczeniu bólu to jakoś wytrzyma...zagotowało się we mnie. Powstrzymałam się przed wybuchem, ale ciężko było;) <PMS syndrome> W rezultacie poszłam do niego potem z ketoprofenem we wlewie, ale pan usunął sobie wkłucie, twierdząc, ze musiał wstać a ono mu przeszkadzało! Dostał i.m. i już było ok.
Wracając do wczoraj, weszłyśmy na salę mierzyć temperatury, zastałyśmy go leżącego, zarzyganego na podłodze...z guzem na głowie. Twierdził, że leży od 10 minut, a że był sam na sali nikt nie wezwał pomocy...Wtargałyśmy go do łóżka, temp. 40st.! Pomiary, okłady, lekarz, leki p. gorączkowe i pilne TK głowy. Nie zaobserwowałyśmy innych obj. neurologicznych...ciekawe czym spowodowany był upadek... mam nadzieję, że to "tylko" goroączka, swoją drogą niewiadomego pochodzenia bo pan w świetnej kondycji mimo podeszłego wieku. Rana ok, diureza też, lekkie nadciśnienie - leczone, ruchliwy, krzepki...Nie wiem co "wyszło" w TK bo skończyłam dyżur.

Dzisiaj całkiem miła sobota była:) zima dopadła i nasze miasto - ku mojemu niezadowoleniu. Galeria handlowa  w poszukiwaniu okazji, kupiłam kurtkę. Szybko bo tłumy ludzi, buszujących i szukających nie wiadomo czego, jak ja zresztą;), skutecznie mnie stamtąd przegoniły:) Potem ugotowałam obiadek, posprzątałam, obejrzałam trochę serialu - Pitbull - polecam! Dorociński nie dość, że przystojny to jeszcze zdolny:) a potem zjawiła się Majta z pakietem, tj. piwkiem.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Paranoja przed Euro...

Dzień dobry w to poniedziałkowe, szare, styczniowe popołudnie:)

Jak pisałam ostatnio, wybrałam się kina. (hehe, pozdrawiam "samochodzących" kinomaniaków).
Film godny - a jak mi się coś podoba to już naprawdę jest ok;) Oczywiście klimat wiadomy: wojna, antysemityzm, walka o przetrwanie. Powstał na bazie książki "Dziewczynka w zielonym sweterku", której niestety jeszcze nie miałam okazji przeczytać, ale zamierzam to zmienić w najbliższym czasie. Czytałam pewną recenzję i zgadzam się, że po obejrzeniu danego dnia tego filmu, nie planujmy nic ważnego na ów dzień. Nie dość, że przeryczałam ostatnie pół godziny, to po seansie nie mogłam "normalnie" myśleć. Jest tak, że wiemy to wszystko - masakra Żydów, setek tysięcy ludzi w wyniku wojny...jednak po zobaczeniu tego obrazu nijako "na świeżo" zaczynam analizować i po raz kolejny dochodzę do wniosku, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze. Priorytety. Mimo różnych, często niesprzyjających okoliczności - trzeba być człowiekiem, jak mówi piosenka, żeby z czystym sumieniem móc spojrzeć w lustro.
 Ojj, ale patetycznie się zrobiło;)

Zmienię temat na zupełnie przyziemny, związany z moją ukochaną pracą.
Miałam noc 6 i 7. Przy czym 6 było ok. Przyjęłyśmy pana, który wpadł pod samochód, przechodząc przez jezdnię w niedozwolonym miejscu,  idąc po flaszkę. Btw we krwi miał blisko 4 promile, może więc dobrze, że nie dopił się;) Poobijany, złamany nos, w TK czysto, szyty łuk brwiowy. Do obserwacji.  Miał przy sobie pieniądze na ową flaszkę, śmiałam się, że lada chwila pojawią się jego kumple, nie tyle żeby go odwiedzić co po te pieniądze, wspólne pewnie.

Po przespaniu się i ogarnięciu poszłam na kolejny dyżur.

To wcale nie jest zdjęcie z mojego oddziału, takich łóżek (mercedesów), paneli nie zobaczymy pewnie jeszcze dłuuugo...;/

Koleżanki przyjmowały właśnie jakiegoś pana, z krwiakiem podtwardówkowym, pobudzony, krzyczący, którego neurochirurgia nie zabrała. Zgarnięty z ulicy, po napadzie epi. Zaczęłyśmy dyżur tradycyjnie obchodem. Następnie leki dożylne, doustne, pomiary. W międzyczasie 2 przyjęcia: pan po urazie głowy <kolejny!> i pan po założeniu cewnika do hemodializy. Rzeczony pan, którego przyjęły koleżanki - pan W., otrzymał laki uspokajające, które na szczęście podziałały i przysnął. Ok. 21 skoczył ciśnieniem 220/140, dostał FSD. Za jakiś czas nie podobał się nam jego oddech, jakby język mu się zapadał, coś charczał - rurka ustno-gardłowa załatwiła sprawę. Ok. 1 w nocy nie było już tak dobrze, mimo odsysania dalej się dławił, nie reagował na bodźce, w GCS 3pkt.! I zaczęło się. Anestezjolog, próby intubacji - nieudane/skurcz krtani.  Zawołałyśmy ratownika z SOR, jako asystenta pani anestezjolog, przybył z wielkim plecakiem ratowniczym, w którym były różne cuda. Podali panu anestetyki,  leki zwiotczające, intubacja powiodła się i pojechali z nim na TK. Zamonitorowałyśmy go naszym defi.;), chyba po raz pierwszy ktoś (nieskromnie powiem, że ja;) wpadł na to, że można go użyć do tego celu.Co do pana ratownika, to oczywiście jedna z najważniejszych osób pracujących w szpitalu. Wszedł do sali, ani mee, ani bee - strasznie jestem wrażliwa na tym punkcie. Patrzył na nas z góry, jakbyśmy mu pół rodziny wybiły, i pomrukiwał coś o spaniu o tej porze. Kolejny raz, miałam do czynienia z przedstawicielem tej profesji, niestety wrażenie pozostało nadal niesympatyczne.
W TK okazało się, że "dolał", tj. krwiak znacznie się powiększył, i niestety nastąpiło wgłobienie mózgu na ok. 3 cm.  A na OAiT brak miejsc więc pana dali nam z powrotem. Z respiratorem!, o którego obsłudze nie mamy pojęcia ani my ani nasi lekarze. Po prostu super! Wiadomo, że anestezjolog nie będzie u nas siedział bo u siebie ma dosyć pracy. "Szkoda" tylko, że pacjent wciąż żyje i gdzieś być musi. Dobrze, że nie wie co się wokół niego dzieje...Do końca dyżuru respi oddychał za pana, ciśnienie wahało się od 110 do 220, wczoraj wieczorem jeszcze żył. Jutro dowiem się, co i czy w ogóle z panem.
Nawiązując do tytułu posta - nasz szpital jest jednym, ze szpitali zabezpieczających kibiców pobliskiego już Euro.

Pozdrawiam,
K.

czwartek, 5 stycznia 2012

A.D. 2012 - post pierwszy:)

Witajcie w nowym roku, może ostatnim w naszych dziejach:) Swoją drogą, jeśli koniec świata miałby być jakimś "wybuchem" albo czymś co szybko i bezboleśnie kończy życie to dla mnie może być nawet dzisiaj:)
Patrząc na to z drugiej strony, każdego dnia jest koniec świata dla tysięcy ludzi, którzy umierają z różnych przyczyn...co innego takie "ogólnoziemskie" wydarzenie...to by było COŚ.

Sylwester. Before-party u mnie, tj. ja z przyjaciółką ugotowałyśmy sobie obiad, wyszykowałyśmy się:D - stylizacja na "chorzy doktorzy"  - zielony fartuch, maseczka, tudzież bandaże na kończynach, S. udawała księdza szpitalnego - kapelana;D, oczywiście zaczęłyśmy rozpracowywać naszą flaszkę, dobrze nam szło. Na imprezie, ku naszemu zdziwieniu sporo przebierańców - oczywiście pielęgniarka też była;], większości ludzi nie znałam, same pary. Gadanie, picie, muzyka raczej nie moja, tańców nie było a szkoda. O północy fajerwerki, życzenia, a potem trochę odpadłam...do domu wróciłyśmy przed 4 czy 5. Nie była to jakaś super, zapadająca w pamięć impreza, w sakli do 10 oceniam na 5:)
1 styczeń, jak córka premiera :P przeleżałam prawie cały w łóżku, mając na uwadze dyżur, który obejmowałam o 19. Udało nam się zwlec w miarę wcześnie, zaliczyłyśmy pizzę, jeszcze do Kościoła przed pracą też zdążyłam.
Dyżur w miarę. Przyjęłyśmy jednego pana ze znaczną anemią, właściwie niewyjaśnioną. Hemoglobina 3,4g/dl, Erytrocyty 1, 3M/ml...blady, chudy, lat 54. Włosy długie, niby czarne, odrosty - wyglądał jak wampir! Trafił do nas bo miał na nogach owrzodzenia. Na rękach miał dziwne ślady, które nasunęły nam podejrzenie narkomanii - tak więc "poszły" badania z panelem wirusowym. Mimo tak słabej morfologii pan dość dobrze się czuł i nie za bardzo zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Nam pozostało lać płyny, toczyć krew i obserwować. Poza nim przyjęłyśmy młodego chłopaczka, który zarobił w głowę na sylwestrze;], w TK (-) więc tak na wszelki wypadek.
Miałam też dyżur 3, ludzi 21, 3 zabiegi, pooperacyjne prawie pełne. Nie nudziło nam się;)


Wczoraj byłam u koleżanki na kawie, chcąc zorientować się jak pracuje się u niej w szpitalu. Miałam zamiar dzisiaj ruszyć na poszukiwania nowej pracy...ale...pogoda skutecznie mnie zahamowała. Śnieg, deszcz, wiatr. Aż tak mi się nie spieszy;)

Z dniem 1 stycznia oszaleli niektórzy na wieść, że pielęgniarki w czasie wykonywania pracy są objęte ochrona przewidzianą dla funkcjonariuszy publicznych. Dały się na to nabrać rzesze ludzi, a nawet zainteresowanych czyli moich koleżanek "po fachu. Poniżej przytaczam "naszą" ustawę, z 1996r., która już wtedy nam to gwarantowała. 


USTAWA
z dnia 5 lipca 1996 r.
o zawodach pielęgniarki i położnej
Art. 24. Pielęgniarce, położnej, wykonującej zawód na podstawie umowy o pracę lub w przypadku, o którym mowa w art. 19, przysługuje ochrona prawna przewidziana dla funkcjonariusza publicznego.



 Słucham sobie radia, gotuję obiad i wybieram się do kina na film A. Holland, "W ciemności"  /Cholerka, nie mogę wyłączyć kursywy;)/
 Do kina idę sama, w myśl zasady - chodzę do kina na film, a nie do kina:D

Pozdrawiam, 
K. 

P.S. Nie mam długiego weekendu;) jutro i pojutrze N.