poniedziałek, 9 stycznia 2012

Paranoja przed Euro...

Dzień dobry w to poniedziałkowe, szare, styczniowe popołudnie:)

Jak pisałam ostatnio, wybrałam się kina. (hehe, pozdrawiam "samochodzących" kinomaniaków).
Film godny - a jak mi się coś podoba to już naprawdę jest ok;) Oczywiście klimat wiadomy: wojna, antysemityzm, walka o przetrwanie. Powstał na bazie książki "Dziewczynka w zielonym sweterku", której niestety jeszcze nie miałam okazji przeczytać, ale zamierzam to zmienić w najbliższym czasie. Czytałam pewną recenzję i zgadzam się, że po obejrzeniu danego dnia tego filmu, nie planujmy nic ważnego na ów dzień. Nie dość, że przeryczałam ostatnie pół godziny, to po seansie nie mogłam "normalnie" myśleć. Jest tak, że wiemy to wszystko - masakra Żydów, setek tysięcy ludzi w wyniku wojny...jednak po zobaczeniu tego obrazu nijako "na świeżo" zaczynam analizować i po raz kolejny dochodzę do wniosku, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze. Priorytety. Mimo różnych, często niesprzyjających okoliczności - trzeba być człowiekiem, jak mówi piosenka, żeby z czystym sumieniem móc spojrzeć w lustro.
 Ojj, ale patetycznie się zrobiło;)

Zmienię temat na zupełnie przyziemny, związany z moją ukochaną pracą.
Miałam noc 6 i 7. Przy czym 6 było ok. Przyjęłyśmy pana, który wpadł pod samochód, przechodząc przez jezdnię w niedozwolonym miejscu,  idąc po flaszkę. Btw we krwi miał blisko 4 promile, może więc dobrze, że nie dopił się;) Poobijany, złamany nos, w TK czysto, szyty łuk brwiowy. Do obserwacji.  Miał przy sobie pieniądze na ową flaszkę, śmiałam się, że lada chwila pojawią się jego kumple, nie tyle żeby go odwiedzić co po te pieniądze, wspólne pewnie.

Po przespaniu się i ogarnięciu poszłam na kolejny dyżur.

To wcale nie jest zdjęcie z mojego oddziału, takich łóżek (mercedesów), paneli nie zobaczymy pewnie jeszcze dłuuugo...;/

Koleżanki przyjmowały właśnie jakiegoś pana, z krwiakiem podtwardówkowym, pobudzony, krzyczący, którego neurochirurgia nie zabrała. Zgarnięty z ulicy, po napadzie epi. Zaczęłyśmy dyżur tradycyjnie obchodem. Następnie leki dożylne, doustne, pomiary. W międzyczasie 2 przyjęcia: pan po urazie głowy <kolejny!> i pan po założeniu cewnika do hemodializy. Rzeczony pan, którego przyjęły koleżanki - pan W., otrzymał laki uspokajające, które na szczęście podziałały i przysnął. Ok. 21 skoczył ciśnieniem 220/140, dostał FSD. Za jakiś czas nie podobał się nam jego oddech, jakby język mu się zapadał, coś charczał - rurka ustno-gardłowa załatwiła sprawę. Ok. 1 w nocy nie było już tak dobrze, mimo odsysania dalej się dławił, nie reagował na bodźce, w GCS 3pkt.! I zaczęło się. Anestezjolog, próby intubacji - nieudane/skurcz krtani.  Zawołałyśmy ratownika z SOR, jako asystenta pani anestezjolog, przybył z wielkim plecakiem ratowniczym, w którym były różne cuda. Podali panu anestetyki,  leki zwiotczające, intubacja powiodła się i pojechali z nim na TK. Zamonitorowałyśmy go naszym defi.;), chyba po raz pierwszy ktoś (nieskromnie powiem, że ja;) wpadł na to, że można go użyć do tego celu.Co do pana ratownika, to oczywiście jedna z najważniejszych osób pracujących w szpitalu. Wszedł do sali, ani mee, ani bee - strasznie jestem wrażliwa na tym punkcie. Patrzył na nas z góry, jakbyśmy mu pół rodziny wybiły, i pomrukiwał coś o spaniu o tej porze. Kolejny raz, miałam do czynienia z przedstawicielem tej profesji, niestety wrażenie pozostało nadal niesympatyczne.
W TK okazało się, że "dolał", tj. krwiak znacznie się powiększył, i niestety nastąpiło wgłobienie mózgu na ok. 3 cm.  A na OAiT brak miejsc więc pana dali nam z powrotem. Z respiratorem!, o którego obsłudze nie mamy pojęcia ani my ani nasi lekarze. Po prostu super! Wiadomo, że anestezjolog nie będzie u nas siedział bo u siebie ma dosyć pracy. "Szkoda" tylko, że pacjent wciąż żyje i gdzieś być musi. Dobrze, że nie wie co się wokół niego dzieje...Do końca dyżuru respi oddychał za pana, ciśnienie wahało się od 110 do 220, wczoraj wieczorem jeszcze żył. Jutro dowiem się, co i czy w ogóle z panem.
Nawiązując do tytułu posta - nasz szpital jest jednym, ze szpitali zabezpieczających kibiców pobliskiego już Euro.

Pozdrawiam,
K.

2 komentarze:

  1. A u nas są takie łóżka. Cała intensywna terapia takie ma, i oddziały też po kilka mają:)

    Na jednym z oddziałów chciałem kiedyś pacjentowi podłączyć kardiomonitor. Z pół godziny chodziłem po innych oddziałach i prosiłem się o jakieś elektrody ... :/ a na końcu i tak musiałem się zakraść na blok operacyjny i stamtąd podprowadzić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na Euro (nawet to pobliskie) wszystko będzie dopięte na ostatni guzik, a 4 promile we krwi, to wcale nie będzie dużo;)

    OdpowiedzUsuń