czwartek, 30 czerwca 2011

Time of death...

Witajcie Kochani,

na początek http://www.youtube.com/watch?v=727Y84Bwusc, bez kontekstów, po prostu ładna melodia i TEN głos...

Nie wiem, z czego wziął mi się tytuł posta ale tak jakoś...może po prostu codziennie myślę o własnym czasie śmierci i tak jakoś wyszło...w końcu nikt nie wie co go czeka za rogiem, a ja mam tą WIARĘ, że po drugiej stronie jest NOWE życie...tylko aby je osiągnąć żyję tak a nie inaczej:)

Moje przyjaciółki, o.m.c. mgr:), już 15 nadejdzie ich wielki dzień, po 2 tyg. walki z pracą i promotorką;), heh, suuuper! Dobrze by było gdyby w naszym kraju ten tytuł dawał gwarancję pracy, albo chociaż dawał pewną perspektywę rozwoju zawodowego...mam nadzieję, że to jest TO czego chcą w życiu i pójdą za ciosem.

Ja się urlopuję i walczę z własną magisterką...dosłownie, bo w klinice, w której teoret. powinno być najwięcej interesujących mnie pacjentów nie ma ich prawie wcale...?!bez sensu...a czas leci...tik, tak, tik, tak...

http://www.youtube.com/watch?v=FlsBObg-1BQ

 Kto zgadnie co jest na zdjęciu? (nagroda - zależy od Zwycięzcy):P
 
A ja kolejny raz ominę Opener'a - szkoda bardzo...Siostro moja kochana malutka, baw się dobrze:)

Jakoś mi tak dziwnie bez dyżurów, bez pacjentów, bez współpracowników...ciekawa jestem co u pana B, u rowerzysty, K. bez śledziony, itd., chyba nie jest dobrze ze mną...ale śpi się dobrze:)

Pozdrawiam!,
Kinga.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Urlop!!!

Cześć,

właśnie wstałam po nocy, tj. obudziłam się bo piję kawę w łóżku;)

Zaczynam urlop, a miałam taaak intensywny i ciężki dyżur, że cieszę się urlopem. Na oddziale SYF, tj. tak określamy sytuację, w której mamy sporo pacjentów zdezorientowanych, bez kontaktu, błądzących i generalnie bardziej potrzebujących internisty, psychiatry niż chirurga;)

Zacznijmy od początku...
Na salach pooperacyjnych 5 pacjentów, w tym pan B. - ten, który doznał udaru - jest tak zaburzony neurologicznie, że wciąż mówi to samo, jak tylko się przebudza, gorączkuje i w ogóle jest w cięzkim stanie. Obok niego pan W., który ewentrował wcześniej, starszy pan, zmęczony gadaniem pana B., czemu się zresztą nie dziwię. 3 na sali, pan C., oszalał ok. 3 nad ranem - wyrwał cewnik Foley;a, wychodził z łóżka, mimo podłączenia do pompy, i krzyczał, że wszystkich musi tu pobić, bo k...co to znaczy, że jest uwiązany (tj. podpięty do pompy), że idzie ją (? jakąś kobietę) ustawić...szok! myślałam, że zacznie mnie bić bo taki mu się agresor włączył, że wow! na szczęście, po 15 min. burzliwej wymiany zdań pan się wyciszył.

Poza nimi, mamy jeszcze pana T., z meeega przepukliną mosznową i brzuszną - odprowadzalne, więc ok. Do tego niestety pan ma POCHP i pół nocy się dusił, wyrywał wkłucia i błądził po oddziale. Ten niepokój jest typowy dla pacjentów, którym brakuje powietrza. Z drugiej jednak strony ciężko mu było pomóc skoro tlen odrzucał, venflony wyrywał jeden po drugim...

Do naszych młodych pacjentów, dołączył pan R. po appendektomii. Wszystko ładnie, pięknie ale pan blady jak ściana, szybki, z gorączką, mdłościami i niskim RR Takie objawy, typowo wstrząsowe mogą sugerować stan przedseptyczny. I jazzda, posiewy krwi, płyny i.v., pomiary, obserwacja. Mam nadzieję, że to tylko przejściowe osłabienie i dzisiaj już mu lepiej. Mieliśmy kiedyś pacjenta, trzydziestokilkuletniego, ojca 2 dzieci, cukrzyka, który "po wyrostku" właśnie wpadł w sepsę i nie udało się go uratować...



Czyli takie "sztuki" na oddziale a do tego, 3 przyjęcia...Pan niewidomy, po odprowadzeniu przepukliny okołopępkowej, na obserwacji; pan z niedrożnością/podniedrożnością przewodu pokarmowego na szczęście póki co bez operacji i trzecie przyjęcie - pan C.! Nasz stały bywalec, ok. 40 letni alkoholik, z marskością wątroby, żylakami przełyku, epi poalkoholową. Jak zwykle trafił do nas z HETD, na sondę S-B się nie zgodził...dostał płyny, IPP w pompie, terlipresynę i ok. Na szczęście nie rzygał krwią po ścianach, co czasami się zdarza u takich pacjentów. W ogóle, to trafił też z urazem głowy, po napadzie epi a jak się potem okazało, również ze starym oparzeniem stopy...Mix jak się patrzy. aaa i najważniejsze - 2,7 promila;) Pan w ogóle, tak zorientowany, że jak przyniosłam mu pompę to stwierdził, że znooowu to samo, a ja na to, że z pana to taki ekspert, po tylu krwawieniach, że jakby miał możliwość i sprzęt to sam mógłby się leczyć..a on - szkoda, że nie mam pensji lekarza;D Jak był u nas poprzednim razem, to oprócz krwawienia z żylaków, miał taką niewydolną wątrobę, że wodobrzusze miał tak wielkie, jak kobieta w 9 miesiącu. Myśleliśmy, że z tego nie wyjdzie, zwłaszcza, że wpadł w śpiączkę wątrobową. Wyszedł z tego i poszedł dalej pić, czego skutki znowu go dopadły...

sobota, 25 czerwca 2011

Sobota w pracy:)

Cześć,

właśnie wróciłam z dyżuru i relaksuję się razem z Adle:)
W pracy jak w pracy...miałam dzisiaj mnóstwo energii i nosiło mnie dosłownie, z korzyścią dla pacjentów oczywiście. Pan Z. żyje, rozintubowany, bez kontaktu;/ i podkrwawiający ze skóry brzucha (niezszyta)...którą, dopiero dzisiaj, po naszej interwencji podkłuto...Pan B. słabnie w oczach, majaczy, śpi...chyba już z tego nie wyjdzie, dzisiaj jego syn się żenił:(smutna ta radosna uroczystość.

Mamy na oddziale 2 chłopaczków, ofiary sportu.

Pierwszy K., skoczek - ja ich tak nazywam, robi skoki, salta gdzieś w parku, na placach...i tak zrobił, że na jakiś murek się nadział. Śledziona mu pękła, skończyło się splenektomią po której dalej krwawił do brzucha i był drugi raz operowany, w ciągu 10h! Podkłuli i zaszyli co trzeba, nakładli serwet laparotomijnych, które dzisiaj miał usuwane. Młody jest, sportowiec;), dobrze to znosi.

Drugi R., tak się przewrócił na rowerze, że twarz ma pokiereszowaną, wargi jak murzynka z gospel, a najgorsze, że nie pamięta okoliczności wypadku. Na szczęście w mózgowiu ok, tak więc też powinno się szczęśliwie skończyć:)

A mówią, że sport to zdrowie...;), w zeszłym roku mieliśmy 72-letniego pana, który na rolkach tak się załatwił,że 2 tyg. na OIOM-ie spędził, rowerzystów też sporo się przebija, inni z odmami opłucnej...heh, trzeba ostrożnie dawkować zdrowie:D


Wczorajszy plan dnia wypalił po części, na szczęście tej o pisaniu mgr;), do Ikea nie dojechałam, ale ok. 2 godz. spędziłam na rowerku.

Jutro ostatni dyżur przed urlopikiem:)hhahaha!

Pozdrawiam!,
K.

P.S. Pranie się pierze i łazienkę już raz mi zalało;p

piątek, 24 czerwca 2011

Hmm...

Siedzę sobie jeszcze w piżamie i zastanawiam się co z robić z dniem...generalnie plan jest następujący: rowerkiem do Ikea, a potem praaaaca mgr;/. Wczoraj nawet napisałam parę stron;D Zobaczymy jak mi dzisiaj pójdzie bo pogoda nie zachęca do niczego, tylko do spania.

A w pracy wczoraj, tj. 22/23 nocny dyżur zaczął się przyjęciem z bloku operacyjnego starszego pana Z., po operacji Hartmanna. Pan Z. po udarze, z zapaleniem płuc, bez kontaktu logicznego, w dodatku zaintubowany - przeraził mnie, zwłaszcza, że anestezjolog mówiła, że ma marną diurezę. Na szczęście na górze, tj. u nas pan ładnie oddychał przez rurkę, niczego nie wyrywał - bo miał sondę, dren, cewnik w pęcherzu i ową rurkę. Sonda jak się dopatrzyłam była zagięta, zwinięta i w ogóle w jamie ustnej, musiałyśmy ją umieścić w żołądku, co przy braku współpracy nie było łatwe ale się udało. Przetoczyliśmy panu płyny i FFP i ku naszej radości worek od cewnika Foley'a zapełnił się:) bezpośrednio po zabiegu miałyśmy panu pobrać krew na badania...przyszła pani z labu i nie zdołała nawet pobrać gazometrii, nam po wielu kłuciach udało się pobrać jedynie chemię...rano poszło już wszystko, mam nadzieję, że wyniki były "w miarę".

Poza nim, było jeszcze 27 innych pacjentów a wśród nich pan B. Pan B. /ok.55 lat/ jest u nas od jakiegoś miesiąca. Trafił z guzem wstępnicy, wszystko ładnie się odbyło - tj. zabieg hemikolektomii jak się początkowo wydawało bez powikłań aż do czasu gdy zaczęły się gorączki...TK - ropnie w jamie brzusznej, tętniak aorty brzusznej. Reoperacja, drenaż ropni, anus, open abdomen, zmiana chust na bloku - niewyd. oddechowa - OIT. Wrócił do nas po dobie, w średniej kondycji, z nasiloną dusznością, po paru dniach wyrównał się i pogodził z faktem, że spędzi u nas wakacje. Przeniesiony na salę ogólną aż do 21.06 nad ranem kiedy to koleżanki zaobserwowały u pana B. objawy udaru mózgu! Szlag by to trafił!!! Ponownie TK, ze względu na stan pacjenta nic poza Mannitolem i kontynuacją leczenia LMWH nie wymyślono...same nieszczęścia na pana się zwaliły, eehh, w sumie nie stary, po AWF-ie a tu takie historie. Mam nadzieję, że to już koniec powikłań i pan B. wyjdzie z tego o własnych nogach.



środa, 22 czerwca 2011

Długi /?/ weekend...

Cześć,

i oto zaczęły się, po 10 miesiącach dla wielu upragniona, wyczekane, ukochane i w ogóle suuuper WAKACJE!!! Pamiętam te czasy, gdy po odebraniu wyróżniającego świadectwa, na szkolnym apelu, wracało się z książką do domku...aach, piękny to czas był, beztroski. Aż wkroczyło się w dorosłe życie, dorosłe problemy, wakacje?te parę dni urlopu to pikuś a nie wakacje...
Jakoś mam dzisiaj zły nastrój, kto wie, może dlatego, że zostaję w mieście na ów weekend. Przede mną nocny dyżur dzisiaj, w sobotę D, w niedzielę N - fajnie mam, co?;D nie narzekam na pracę jako taką, bardzo ją lubię ale świadomość, że rodzinka na wsi bawi się świetnie, dzisiaj ognisko, gitara, piwo = miód! Ja tu sama w wielkim mieście, przyjaciele też się porozjeżdżali...buuu...A do tego zmora zeszłego roku, prof. K., przez którego powtarzam rok na studiach ma problem z podpisaniem mi zaliczenia!Fuck, mam tego trochę powyżej linii uszu i czasami mam ochotę rzucić te całe studia w cholerę, zatrzasnąć drzwi i wyjechać za granicę, a najlepiej na koniec świata.



Moją jedyną radością w dniu dzisiejszym jest książka, którą z czystym sumieniem polecam -  Samsara. Na drogach, których nie ma. Tomka Michniewicza. Czyta się ją jednym tchem, i chyba jej lektura wyzwala we mnie buntownicze myśli...;]

Tyle więc na dzisiaj,
ogarniam się na dyżur.
K.

wtorek, 21 czerwca 2011

Różne różnosci:)

Witajcie,

jak przewidziałam pan B. zmarł...niestety, cóż...70 ml moczu/dobę to zdecydowanie za mało...a wszystkie jego problemy wynikały z cukrzycy...

Mamy sporo pacjentów z powikłaniem cukrzycy tj. z zespołem stopy cukrzycowej...w najlepszych przypadkach ich pobyt kończy się amputacją palca, w najgorszych - amputacją udową lub oczywiście "najgorszym" zejściem. Paskudna to choroba i podstępna, często wykrywana przypadkiem lub w sytuacji pojawienia się powikłań. ;/
Mamy obecnie na oddziale pacjenta, który jest ostatnimi czasy bardzo pobudzony i agresywny. Trafił do nas z urazem głowy, bez wskazań do leczenia neurochirurgicznego. Nam pozostało blokować go farmakologicznie a gdy to nie skutkuje to jedyną drogą są pasy...pan O. nie chciał przyjąć leków p.o., stwierdził, że jak mnie kopnie to sama je połknę :O, śmieszne to i tragiczne za razem. Nie wiem jaki pan był przed wypadkiem, ale czasami rodziny są zszokowane zachowaniem swoich bliskich po urazach głowy właśnie. Wcale się im nie dziwię, będąc laikami widzą ojca "normalnego" a za parę chwil/godzin ich ukochany tato wyzywa ich, bije i krzyczy. Niesamowite zagadki kryje ludzkie ciało, że o O.U.N. już nie wspomnę;)

Pewnie nie zdziwię nikogo, pisząc, że uwielbiam serial House M.D. Nie znam osoby, która nie lubi tego filmu i raczej znam maniaków takich jak ja, którzy z niecierpliwością oczekują 8 sezonu. Niestety, ze mną jest gorzej...oglądam odcinki nie raz...;D, oczywiście nie namiętnie, każdy odcinek po parę razy ale jak "leci" akurat odcinek w tv to chętnie oglądam.


Mamy na oddziale nowego rezydenta. Pan NN - bo jakoś nie zapamiętałam jego nazwiska jest biedny, zagubiony i żal mi go. Chirurdzy są specyficzni, jak zresztą lekarze każdej specjalności, i mam wrażenie, że "zlewają" młodszego kolegę, pretendującego do ich "działki". Jakieś 1,5 roku temu przyszła lek. Sz., kobieta raczej postawna i straaaaaasznie pewna siebie, zaczęła wprowadza swoje rządy, robiąc sobie wrogów zarówno wśród lekarzy jak i nas...chciała zrobić rewolucję, naprawić nasz zepsuty światek ale w miarę upływu czasu zaczęła przekonywać się, że po prostu "nie da się". Ok, w kilku kwestiach może miała rację ale starsi, decydenci nie dali się przekonać. Swoją drogą, zazdroszczę jej pewności siebie, taką postawą ma szanse w tym fachu, gdzie większość stanowią faceci. Co innego, że strasznie zadziera nosa, uważa, że pozjadała wszystkie rozumy. Moim zdaniem jej entuzjazm zgaśnie i powoli przechwyci nawyki starszych kolegów. Pan NN póki co raczej wycofany, nie zdradza cech rewolucjonisty;D ale pożyjemy zobaczymy.

Jutro jadę po wpis do profesora K., trzymajcie kciuki bo podobno bywa różnie...
Pozdrawiam,
miłego wieczoru!
K.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Po "weekendzie":)

Cześć,
ale miło spędziłam weekend:) Była nas tam spora gromadka, a szerokim przekroju wiekowym, co zapewniało wspaniałą zabawę. Było ale się skończyło;], czas do pracy, dzisiaj mam na 11 - tak czasami się zdarza, w miesiącach rozliczeniowych.
Wracając do piątku, szkolenie z leczenia ran przewlekłych całkiem ciekawe...niestety teoria baaaardzo odbiega od praktyki w naszym szpitalu;/...nie mamy sprzętu tj. nowoczesnych opatrunków, które przynoszą takie a nie inne rezultaty.  Pracuje się na tym, co jest, mając oczywiście na względzie dobro pacjentów...co innego, że trwa to wszystko dłużej, i pewnie w ogólnym rozrachunku wychodzi drożej ale "góra" tego nie widzi i absurd goni absurd. 

Takich dziwnych rozwiązań jest w polskiej służbie zdrowia sporo i mnie nie dziwi fakt, że dziura budżetowa narasta;)

Tymczasem idę sobie do pracy;), ciekawe co tam słychać...

Pozdrawiam,
K.

czwartek, 16 czerwca 2011

Zamieszania ciąg dalszy, szkolenie i Toruń:)

Cześć, jak w tytule - zamieszanie tyczy się pracy, hehe. Pacjentów ponad 30, zabiegów sporo, planowych i ostrych, przyjęć tak samo. Dzisiaj np. 2 urazy głowy, poobijane pijaczki, z pozszywanymi ranami, "pod wpływem"- tak to się właśnie kończy zamykanie izb wytrzeźwień; delikwenci trafili do szpitali. A tu kto z nimi zostaje i musi się zajmować?tak, tak - my pielęgniarki. Lekarze wydaja nam co prawda zlecenia dot. "jakieś tam" farmakoterapii i idą sobie. Nam pozostaje swojego rodzaju WALKA;D, z przymusem bezpośrednim włącznie...cóż, rzeczywistość.
Mamy na oddziale pana B., który wcześniej na skutek cukrzycy musiał mieć amputowaną nogę na podudziu, a teraz trafił ze zropiałym kikutem...tak to się u niego niestety to wszystko źle toczy, że oprócz żylaków przełyku, wrzodów żołądka ma ostrą niewydolność nerek...był dializowany jakoś 2 razy, po czym wyrwał sobie wkłucie dializacyjne! Bez sensu, dzisiaj np. przeżył 12h na 500ml i.v. i kilku łykach wody, glikemia szaleje, moczu mało co, Furosemid co rusz...mieli mu założyć dzisiaj nowe wkłucie, ale nefrolodzy nie chcieli dzisiaj tylko jutro...?nie wiem o co chodzi ale chyba ciężko będzie panu B. dotrwać do poniedziałku, kiedy to znowu mam dyżur...mam nadzieję, że go jeszcze spotkam.

A ja mam weekend wolny!!!
Jutro w godz. 9-16 idę na szkolenie z leczenia ran przewlekłych a potem jadę do Torunia na weekend:D
<jupi>

Pozdrawiam,
Kinga.

P.S. Rowerek śmiga, że aż strach:)

wtorek, 14 czerwca 2011

Deska, rower i fryzjer;D

Witajcie,

wczoraj miałam nadzwyczaj pracowity dzień w pracy. P. Ela, która jest piel. koordynującą, czyli rozpisuje nam zlecenia lekarskie, pisze zapotrzebowania na aptekę, "ustawia" terminy badań, robi wiele rzeczy za lekarzy, i w ogóle ogaaarnia cały ten system jest na zwolnieniu lekarskim. Zastępuje ją p. Oddziałowa, która nic poza rozpisaniem zleceń (nie zawsze zresztą /razem czy osobno?/ dobrze). I w ten sposób powstaje zamieszanie bo nikt nic nie wie, i w ogóle o co chodzi. Co gorsza ja wczoraj była starszą piel. dyżuru, tj. jakby "szefową" zespołu 8-osobowego. Oddział nam się "popsuł" od ostatniego mojego dyżuru, czyli mamy sporo internistycznych czy neurologicznych chorych, którymi chirurdzy za bardzo się nie zajmują...jest sporo konsultacji, badań a to dezorganizuje pracę, do tego 4 planowe operacje i bałagan gotowy. Na szczęście miałam wczoraj sporo energii i jakoś ogarnęliśmy. Tak mi się przynajmniej wydawało...aż do godz. 20.30 wczorajszego dnia...zadzwoniła koleżanka, która mnie zmieniała i trochę na wyrost - jak to ona - wypaplała, że nie zrobiłam tego i tego...biję się w piersi, bo rzeczywiście jedna rzecz była dosyć istotna, druga na szczęście błaha...po pierwsze chodziło o rezerwę krwi do zabiegu dla pacjenta, na dzień następny. Nie wiem jak, ale przeoczyłam to! Wiąże się to tylko z pobraniem krwi i zniesieniem 1 kwitka podbitego przez lekarza...ale, ja pier...kur..dolę, nie zrobiłam tego! Dobrze, że ona to zauważyła...chociaż z drugiej strony nie wiem po co do mnie dzwoniła...chyba tylko po to by mi udowodnić, że jestem nieogarnięta/?/
Nic to, było minęło, mam teraz nauczkę na przyszłość.

Wczoraj na mój oddział przyszła nowa grupa stażystów z lekarskiego, a wśród nich moja dawna współlokatorka z akademika:)jaak mi się miło zrobiło bo naprawdę ją lubiłam i lubię.

A dzisiaj zrobiłam zakupy:) tj. rowerek kupiłam, deskę do prasowania i do tego byłam u fryzjera_fajnie, co?
Taki mam rower właśnie:

Super, prawda?;)

Pozdrawiam, tymczasem..idę do pracy.

niedziela, 12 czerwca 2011

Zielone Święta!

Witajcie,

nie byłabym sobą naprawdę gdybym nie wspomniała dzisiaj (lub w ogóle kiedykolwiek) o bardzo ważnej a może i najważniejszej sferze mojego życia - a mianowicie o  Bogu/religii/katolicyzmie. Tak, tak jestem wierzącą i praktykującą chrześcijanką, dzięki czemu mam wiele radości i szczęścia! Co niedziela w kościele, czasami też w ciągu tygodnia, modlitwa codzienna, spowiedź św. co czas jakiś...Kiedyś nawet myślałam o zakonie, co pięknie współgrałoby z kolejną ważną rzeczą w moim życiu - medycyną ale jakoś mi przeszło. Przyznam, że nie znam wielu takich jak ja, dla których TO stanowi najważniejszą "sprawę" i bywa, że czuję się odludkiem ale jak napisano "...błogosławieni jesteście gdy ludzie Wam urągają i prześladują Was...";)
Może ktoś uzna mnie za fanatyka, mohera itp., taka już jestem. Dodam, że nie zgadzam się z wszystkimi "prawdami" kościoła jako >>instytucji<<, co innego natomiast w kwestiach czysto teologicznych, naukach głoszonych przez Jezusa, dogmatach, objawieniach...
Nie odnieście mylnego wrażenia, że poza pracą i religią nie robię nic innego - jak każda młoda kobieta mam przyjaciół, pasje, zainteresowania. Chodzę na imprezy - tj. koncerty, najlepiej rockowe (tańczyć nie lubię;p), uwielbiam puby i piwko:], przeklinam i oglądam się za fajnymi facetami;D, tyle, że poza tymi wszystkimi "uciechami ziemskimi" mam COŚ jeszcze, za co jestem bardzo wdzięczna!




A tak w ogóle to niedziela mija mi dosyć leniwie...rodzinka.pl - mega!, kto widział ten wie, a wieczorem mam się spotkać z przyjaciółką, a jutro - do pracy. A magisterka leżyyy i kwiczy...ciiszej, proszę...już niedługo się tobą zajmę, maleńka;D

A tu Brodka piękna:
http://www.youtube.com/watch?v=AoIPQ6M2AEA

sobota, 11 czerwca 2011

Piękna, wolna sobota:)

Cześć,
z tą wolna sobotą do nie do końca bo do 7 byłam w pracy:), odespałam już i gotuję obiad.

A na dyżurze całkiem śmieszny/o mało nie tragiczny przypadek nam przywieźli. Otóż dowiedzieliśmy się, że będzie przyjęcie - rana kłuta klatki piersiowej - już miałam wizję, że będzie to ok. 40letni rozbójnik, pobudzony i agresywny...a tu niespodzianka...25 latek, uśmiechnięty i spokojny:) jak się okazało dźgnęła go narzeczona bo podwoził sąsiadkę do domu!, na szczęście nie trafiła/nie miała siły bardzo go uszkodzić, rana okolicy dołka podsercowego, nie zbyt głęboka, zaopatrzona jednym szwem...uhhh, ulżyło nam wszystkim:)
Swoją drogą, ciekawe czy do ślubu dojdzie...;]oczywiście przyjechali policjanci i przesłuchiwali ofiarę tragicznej miłości;D

Mam dzisiaj plan - kupić firanki do mojego postkomunistycznego pokoju:)
A w tv wiece PO kontra PiS, Gdańsk kontra Warszawa...szkoda, że tylko to potrafią dobrze  zorganizować...

Miłego dnia!,
K.

piątek, 10 czerwca 2011

The day after...

Ehh, ogarniam się właśnie po wczorajszych urodzinach. Było jak zwykle - za dużo wypiłam, pomieszałam a dzisiaj mam mega kaca;] to chyba przywilej młodości od czasu do czasu napić się..Było bardzo wesoło, a powrót przez Mc'a obowiązkowy:D

Sprzedałam wczoraj rowerek:(, dostałam za niego dużo mniej niż chciałam ale dzięki temu pozbyłam się go prędko i mam kaskę na inny - chyba ten http://allegro.pl/rower-kross-hexagon-v4-2010-21-cali-w-fansport-i1659469275.html Chciałabym tylko zobaczyć go "na żywo" zanim złożę zamówienie.

Teraz uzupełniam płyny i przygotowuję się do pracy...zobaczymy jak będzie i co będzie. Mam dyżur z kolegą, którego bardzo lubię, jest rodzynkiem w naszym zespole a szkoda bo faceci są bardzo potrzebni w naszym zawodzie.

Tyle, kończę:)
Pozdrawiam!

czwartek, 9 czerwca 2011

Wstałam właśnie:) i uordziny Małej:D

Jak napisałam w tytule posta, obudziłam się niedawno, odespawszy dyżur nocny. Nie było ostro - jedno przyjęcie, niegroźne - pacjent z urazem głowy, który został pobity, i jak to często u nas bywa "pod wpływem". Poza nim 30 innych, w miarę "grzecznych", tj. nie uciekających, nie bijących, nie wyzywających, ALE jeden pan po amputacji udowej postanowił wybrać się na spacer i o mało co, nie rozbił sobie głowy - na szczęście koleżanka akurat była w pobliżu, i wtarmosiłyśmy go z powrotem do łóżka, a lekki nie był. Jutro mam kolejną noc w pracy - generalnie nie lubię nocy bo generalnie mniej się dzieje a ja uwielbiam tą adrenalinę /?/ gdy trzeba działać szybko i sprawnie, żeby pomóc pacjentowi. Z tymi nocnymi dyżurami to bywa różnie - jest nas mniej, lekarzy tylko 2 a "ostre" przyjęcia bywają baardzo zróżnicowane...krwawienia, ostre brzuchy - trzustki, niedrożności, przepukliny uwięźnięte, ciężkie urazy - naprawdę jest co robić, czasami jeden pacjent potrafi być tak "absorbujący", że biega się wokół niego całą noc...

Poza tym, dzisiaj Mała ma urodziny! i chociaż nikt ze znajomych nie wie, że piszę bloga, to i tak życzę jej na jego łamach wszystkiego najlepszego:*

Pozdrawiam,
pada, pada, pada...

środa, 8 czerwca 2011

Przed dyżurem N czyli jak to jest marnować dzień w moim wykonaniu...

Hmm, leżę sobie przy otwartym oknie, opalając dolne kończyny, "coś" leci w tv, ale postanowiłam "podelektować" się płytą Brodki - GRANDA, która jest niesamowita moim zdaniem;) i tak właśnie wypoczywam przed nocnym dyżurem. 
Wstałam ok. 9 bo ktoś kosił trawę za oknem i nie dało się dłużej, miałam plan żeby pojechać do Kliniki ścigać pacjentów do badawczej części mojej pracy magisterskiej ale dałam spokój...taki leeeń mnie ogarnął jakiś rok temu i nie chce odpuścić;] Poszłam do sklepu, gdzie zemdlała jakaś starsza pani i właśnie wchodziła ekipa ratowników razem z panią doktor, która potem stała nad nimi i przyglądała się im - swoją drogą nie wiem dlaczego założyła rękawiczki /?/hmm, może się bała, że w sklepie ze stoiskiem warzywnym dopadnie ją E.coli?;D
Wróciwszy do mieszkania  porobiłam nawet parę poprawek, które zasugerował mi promotor...może nie jestem aż takim "looserem"?

Generalnie pięknie jest! I tu czas na refleksję nad życiem moim_marnym?

Jak pisałam w pierwszym poście mam 25 lat, dodam, że mieszkam w wynajętym pokoju i zawsze brakuje mi do 10 - tj. do wypłaty;] Postanowiłam, że dopóki nie obronię tytułu magistra nie podejmę kolejnej pracy chociaż miałam propozycje z prywatnej przychodni i kliniki "piękności":)
Odpoczywam sobie jeszcze chociaż pracuję na pełnym etacie. I z braku tych pieniędzy ominie mnie pewnie kolejny Open'er;/hmmm, może jednak wygram karnet w Radio 3:)
A poza szpitalem mam kilka przyjaciółek, rodziców na wsi i rodzeństwo w różnych częściach Polski/Europy;P i NIE mam tego kogoś...podobno pielęgniarki są "trudne"w związkach i często się rozwodzą - mam tego przykład u siebie w pracy, gdzie spora część koleżanek jest po rozwodzie...marna perspektywa...bo ja jak każdy chyba normalny człowiek potrzebuję miłości!!!rozmowa, zaufanie, spacery, kompromisy, problemy, łzy - a mnie to omija:( są takie momenty, w których marzę o nim, o dziecku i o tym, jak pięknie będzie obudzić się wcześnie rano, we wspólnym łóżku, wtulona w silne ramiona mojego ukochanego męża i szepnąć mu do ucha: Kochanie, śpij jeszcze...ja idę do pracy;D


Tym optymistycznym akcentem, kończę dzisiejszego posta. Postaram się jeszcze popracować nad mgr i zebrać się jakoś do pracy na 19. Mam dyżur z lekarzem, który nigdy się nie nudzi w pracy - zawsze kogoś "zerżnie" tj. zoperuje i uratuje mu życie:) Czuję, że dzisiaj też tak będzie, PIĘKNIE będzie!

wtorek, 7 czerwca 2011

Po dyżurze...

Jak mówi tytuł - wróciłam z dyżuru dziennego = 7 - 19 w pracy. Dla wielu 12godz. w pracy to nie do pomyślenia, dla niektórych praca pielęgniarki polega na piciu kawy, robieniu zastrzyków, czytaniu gazet i np. malowaniu paznokci;]hehe, tą mała prowokacją zamierzam rozpocząć opis dnia w mojej kochanej pracy:)

A więc po kolei:

7 - 7.15 kawa;D połączona z raportem, na którym "opowiadamy"o oddziale, tj. o pacjentach i zabiegach, które były w ostatniej dobie

7.15 - 8.00 pobieranie krwi, rozdawanie leków doustnych, insulin,  premedykacja, zwiezienie pacjentów na blok operacyjnych, czasami pomoc przy ścieleniu łóżek - tym zajmują się opiekunki medyczne - należy do nich toaleta pacjenta, ścielenie łóżek, karmienie, pomoc w transporcie pacjentów i materiału na badania;]

8.00 - 9.00 obchód z  lekarzami, tak, tak - razem chodzimy, i de facto bardziej się orientujemy;p co, kto, gdzie i po co - ale to lekarze wpisują, decydują i BYWAJĄ.
Po obchodzie wypisy - tj. usuwanie venflonów, zmiana opatrunku (piel. opatrunkowa, która pracuje do 15), wypisywanie wskazówek pielęgniarskich.

Zwykle, ok.9 udaje nam się coś zjeść w pokoju socjalnym, trwa to ok.15-20minut. Potem do godziny 11 realizujemy zlecenia dot. farmakoterapii  - kroplówki, vanflony, zastrzyki, enemy.
Po 11 przyjeęcia planowe, w różnej ilości...=założenie kart, zebranie wywiadu pielęgniarskiego - w tym przyjmowanych aktualnie leków, przebytych zabiegów, uczuleń itd., pobranie krwi do badań, wskazanie sali, zapoznanie z oddziałem, rytmem dnia w szpitalu.
Ok. 11 mierzymy glikemię cukrzykom, mierzymy RR niektórym pacjentom, rozkładamy i podajemy leki doustne i cały czas, od 8 "latamy" miedzy blokiem operacyjnym a oddziałem...gdy odbieramy pacjenta z bloku, często wracamy z nim same, bez operatora, mierzymy parametry, podajemy płyny, antybiotyki, leki przeciwbólowe, kontrolujemy opatrunki, dreny, sondy, czasami pobieramy krem do badań labor. po zabiegu.
Ok. 14 podajemy antybiotyki i in. leki godzinowe. Często w tzw. "międzyczasie" odbywają się konsultacje lekarzy z innych oddziałów, co bardziej angażuje nas niż chirurgów bo oni są na bloku...i my ogarniamy:)
Jak czas pozwala to zazwyczaj przed 15 piszemy Historie Procesów Pielęgnowania -  tj. obserwacje pielęgniarskie o każdym pacjencie.
Ok. 16 ponownie mierzy się glikemię, mierzy się temperatury, przygotowuje się pacjentów do zabiegów na dzień następny.
I ponownie rozdajemy leki doustne i podajemy insulinę...
Jak to na chirurgii bywa często przetaczamy preparaty krwiopochodne: KKCZ, FFP a to jak każdy medyk wie wiąże się z papierkową i nie tylko robotą...P.S. dzisiaj np. 4 KKCz i 2 FFP.


Od 7 do 19 - oprócz przedstawionych wyżej czynności jesteśmy na każdy "dzwonek"pacjenta, na każde "ostre" przyjęcie, zwozimy na blok/badania, przywozimy stamtąd, przełączamy kroplówki i robimy pewnie wiele innych rzeczy, które teraz mi uleciały !!!


Specyfiką naszego oddziału jest jego "zabiegowość" - tj. często jest tak, że w pewnych godzinach nie mamy lekarza "pod ręką" bo operuje 4 piętra niżej i jest poza zasięgiem...a jak to w szpitalu bywa, zwłaszcza u pacjentów po stresie operacyjnym, różne rzeczy się dzieją...z zawałami mięśnia sercowego, krwawieniami i in. historiami włącznie... >>tak nie powinno być!!! ale jest i ciężko to zmienić...

Jeżeli ktoś jeszcze uważa, że pielęgniarki są niepotrzebne i nudzą się w pracy to chyba po przeczytaniu tego posta zastanowi się...nie życzę tego Tobie czytelniku ale gro leczących się u nas przyznaje się, że dopiero stawszy się pacjentem zdali sobie sprawę z WAGI pracy pielęgniarskiej...


Pozdrawiam znad miski pierogów:),
Kinga.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Stereotypy...

Hmm, jak to bywa w różnych sferach, środowiskach i kręgach życia również w medycznej panuje wiele stereotypów, powielanych przez ludzi, niemających o "tym"pojęcia.

I tak np. powszechnie uważa się, że pielęgniarki to średni personel medyczny/!/

A ja się k...pytam - jak to? przecież w chwili obecnej żeby zostać pielęgniarką należy zdobyć wykształcenie wyższe! wow!zaskoczeni? min. licencjat ale jest to status wykształcenia - wyższe zawodowe.
Kto inny zapyta - po co komu studia do podawania basenów? - ale to już na inny post historia.

Ludzie niemający styczności ze szpitalem, bądź to jako element systemu bądź jako pacjent, dobrze obserwujący nie mają pojęcia jak ważnym elementem jest moja grupa zawodowa...w tej nieświadomości utwierdzają dodatkowo media, lub też jak kto woli pseudo-media nasze...siostry, przeważnie długonogie, głupiutkie wykonujące cokolwiek im pan doktor powie...żal!

Dodam w tym miejscu, że między pielęgniarkami a lekarzami nie ma relacji zawodowej, określanej jako szef - podwładny. zonk? Już wyjaśniam. Pielęgniarki są samodzielną grupą zawodową, i np. nad pielęgniarką pracującą w oddziale "władzę" ma jej bezpośrednia przełożona, może nią być piel.oddziałowa/piel. koordynująca czy szefowa pionu pielęgniarskiego - różnie to się określa. Lekarz jest partnerem, członkiem zespołu terapeutycznego zajmującego się danym pacjentem. Pielęgniarka realizując zlecenia lekarskie może odmówić ich wykonania, może domagać się od lekarza wyjaśnienia słuszności podejmowanych procedur i powiem więcej, może wspólnie z lekarzem ustalić plan leczenia.

Czego można oczekiwać od  społeczeństwa, które z resztą wciąż nazywa nas siostrami? ale to też inna kwestia...

Tyle słowem wstępu...czas "się ogarnąć"

Miłego dnia!

P.S. ale piękne słońce za oknem!

niedziela, 5 czerwca 2011

Dzień pierwszy = post pierwszy

Witaj na moim blogu drogi Internauto!,

może na początku się przedstawię -


nazywam się XY, mam 25 lat i 3 rok pracuję na Chirurgii jednego z polskich szpitali. Poza tym kończę studia pielęgniarskie na jednym z Uniwersytetów Medycznych w Polsce:) - tyle na razie powinno wystarczyć.


Blog ten w dużej mierze zamierzam poświęcić mojej pracy zawodowej, relacjom i absurdom jakie mnie w niej spotykają a także po trosze życiu osobistemu, którego nie mam za wiele;)


Póki co, kończę ten post a następny na pewno będzie "konkretny"
Pozdrawiam, miłego dnia!