sobota, 25 czerwca 2011

Sobota w pracy:)

Cześć,

właśnie wróciłam z dyżuru i relaksuję się razem z Adle:)
W pracy jak w pracy...miałam dzisiaj mnóstwo energii i nosiło mnie dosłownie, z korzyścią dla pacjentów oczywiście. Pan Z. żyje, rozintubowany, bez kontaktu;/ i podkrwawiający ze skóry brzucha (niezszyta)...którą, dopiero dzisiaj, po naszej interwencji podkłuto...Pan B. słabnie w oczach, majaczy, śpi...chyba już z tego nie wyjdzie, dzisiaj jego syn się żenił:(smutna ta radosna uroczystość.

Mamy na oddziale 2 chłopaczków, ofiary sportu.

Pierwszy K., skoczek - ja ich tak nazywam, robi skoki, salta gdzieś w parku, na placach...i tak zrobił, że na jakiś murek się nadział. Śledziona mu pękła, skończyło się splenektomią po której dalej krwawił do brzucha i był drugi raz operowany, w ciągu 10h! Podkłuli i zaszyli co trzeba, nakładli serwet laparotomijnych, które dzisiaj miał usuwane. Młody jest, sportowiec;), dobrze to znosi.

Drugi R., tak się przewrócił na rowerze, że twarz ma pokiereszowaną, wargi jak murzynka z gospel, a najgorsze, że nie pamięta okoliczności wypadku. Na szczęście w mózgowiu ok, tak więc też powinno się szczęśliwie skończyć:)

A mówią, że sport to zdrowie...;), w zeszłym roku mieliśmy 72-letniego pana, który na rolkach tak się załatwił,że 2 tyg. na OIOM-ie spędził, rowerzystów też sporo się przebija, inni z odmami opłucnej...heh, trzeba ostrożnie dawkować zdrowie:D


Wczorajszy plan dnia wypalił po części, na szczęście tej o pisaniu mgr;), do Ikea nie dojechałam, ale ok. 2 godz. spędziłam na rowerku.

Jutro ostatni dyżur przed urlopikiem:)hhahaha!

Pozdrawiam!,
K.

P.S. Pranie się pierze i łazienkę już raz mi zalało;p

1 komentarz:

  1. Hej:) ja po oglądaniu ofiar sportów wszelakich bałam się wsiąść na rower:D Praktyki pielęgniarskie miałam na neurochirurgii i jeden jedyny raz (w życiu) prawie zemdlałam. Była pani po 40-stce, która jadąc na rowerze z duuużej górki najprawdopodobniej zasłabła, w efekcie walnęła twarzą w asfalt. Miała popękane oczodoły, złamany nos, generalnie cała trzewioczaszka w ruinie + masę zadrapań na skórze, więc krew lała się nie wiadomo skąd. Skóra, oczy, nos, nie mówiąc o jamie ustnej i zębach. Wszystko było jak tako opanowane, a któraś pielęgniarka, powiedziała mi, że jak znajdę wolną chwilę, mogę spróbować jej zacząć oczyszczać twarz, tamować te małe krwawienia i zmywać to, co było brudem tylko... Strasznie to pracochłonne było i nie wiem, czy zapach krwi i jej widok w takich okolicznościach i ilości tak na mnie podziałał, ale z głową na wysokości kolan podpełzłam pod ścianę i modliłam się, żeby nie zemdleć.
    W głowie się nie mieści, jak niebezpieczna może być jazda na rowerze...
    Poza tym, od czasu praktyk właśnie, szczerze podziwiam pracę pielęgniarek, na tym oddziale, na którym byłam, pielęgniarki zajmowały się także toaletą chorych i powiem szczerze, że to ciężka, fizyczna praca. Ja po kilku pierwszych dniach miałam zakwasy wręcz.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń