poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Na szybko:)

Hej, hej, hej!,

dzisiaj na szczęście mam lepszy nastrój niż ostatnio, chociaż po dyżurze, który nie należał do "najlżejszych".
Do ok. 12 ogarniałam dzisiaj opatrunki, nawet lubię je zmieniać - jak mawiam, jest krew, jest impreza!;) U nas pacjenci z otwartymi, zropiałymi brzuchami, stopami cukrzycowymi, owrzodzeniami, po laparotomiach - a więc bywa krwiście. Co innego planowe zabiegi, kończące się ładnym, równym, szwem tam raczej krwi nie ma;] Imponujący opatrunek zmieniałam panu po wyc. mięsaka przestrzeni zaotrzewnowej, po rozejściu się rany i krwawieniu z tętnicy. Dziuuura na 3 pięści, i niestety rokowanie mało pomyślne...leczenie "domowe" pana czeka do tzw. końca. Poza tym, usuwałam parę Redonów, drenaż opłucnej z dr. K. Wszystko się kręciło jakoś w miarę po kolei. Aż do 17, 3 przyjęcia praktycznie na raz;/ w tym HETD, i 2 brzuchy do obserwacji. Dokumenty, a raczej cała ich sterta, wyk. zleceń dot. farmakoterapii, założenie zgłębnika do żołądka - wierzcie mi, dla 3 osób pracy z górą.

Ale to jest to!, tak, tak - dzisiaj w pełni świadomie stwierdzam - kocham, to co robię!

Sytuacja 1.

Przyjmujemy jednego z panów, i jakaś kobieta się zjawia przy ladzie, zwracając się do koleżanki:

- pani wypisała w czwartek mojego męża,a  on przecież jest chory!
-dzień dobry pani, nie ja wypisuję pacjentów, tylko lekarze, proszę do nich podejść i porozmawiać z nimi - odp. A.
- a gdzie oni są? - zapytała pani, myśląc, że lekarz chirurg stoi przy łóżku chorego/!?/
- w dyżurkach lekarskich - odpowiedziała  A., a ja czułam, że jej cierpliwość się kończy,
- a gdzie są dyżurki? - pani nie dawała za wygraną,
A. wyjaśniła pani, że tam i tam, pani jakaś zdezorientowana, bo A. już zdenerwowana zawracaniem głowy przez kobietę w czasie gdy była zajęta czym innym, ważniejszym.
W końcu nie wytrzymała i wykrzyczała:
- co ja dr. pod spódnicą trzymam? Niech się pani przejdzie i poszuka lekarza jak jest pani potrzebny bo ja mam co innego do roboty!
- jak się pani do mnie odzywa? to się nadaje do telewizji! - wykrzyczała pani, odwróciła się i poszła...

Ciekawa wymiana zdań, hehe, A. należy do osób, które nie dadzą sobie wejść na głowę i bardzo dobrze bo często chętnie by weszli, i pacjenci i ich rodziny...

Zaczęłam pisać tego posta wczoraj, ale nie skończyłam bo spieszyłam się na spotkanie z przyjaciółkami na Starówce. Miło było, zaliczyłyśmy 3 puby = 3 piwka:), tak więc wesoło było. Może A. pojedzie z nami na Woodstock. Dobrze by było bo ona już była kiedyś i wie co i jak. Zakończyłyśmy spotkanie koło 2, nocnym autobusem linii pasującej nam wszystkim podróżowałyśmy po dzielnicach i zakątkach miasta, o których żadna z nas nie miała wcześniej pojęcia;]

Wszystko byłoby super...beztroska, śmiech i gadanie o niczym ale przed wszystkim rozmawiałam z siostrą i dowiedziałam się o prawdziwej przyczynie rozstania brata z dziewczyną. Cała historia brzmi jak z taniego serialu, jest tak cholernie trudna, ciężka i bolesna, że aż abstrakcyjna. Gdybym wiedziała to co teraz wiem wcześniej, inaczej postrzegałabym brata, rozumiem teraz jego zachowanie i niektóre decyzje.
Kur...!  Najgorsze jest to, że wszyscy pokochaliśmy już jego byłą obecnie dziewczynę i teraz myślę o tym jak można jej pomóc. Nie mam jednak prawa się wtrącać i nawiązywać z nią kontaktu skoro brat zakończył swój z nią związek. Bez sensu byłoby utrzymywanie jakiegoś tam kontaktu, wiedząc i znając sytuację. Życie jest tak meega skomplikowane i złożone, tyle czynników ma wpływ na nas, na nasze postawy, decyzje, zachowania.  Nie pozostaje chyba nic poza modlitwą...Tylko tyle albo aż tyle mogę dla niej zrobić. I dla brata też. Wiem, że mimo całej jego chłodnej, mroźnej wręcz postawy, w środku bardzo cierpi. Obecnie bilans jego życia uczuciowego nie jest optymistyczny. 2 poważne związki za nim...beznadzieja. Nie rozmawiamy, nie dzwonimy do siebie żeby pogadać i to jeszcze bardziej wszystko komplikuje. Nie wiem na ile ma przyjaciół, znajomych, którzy mogą go wesprzeć, wysłuchać...szkoda, że już za późno na naprawę/zbudowanie wspólnej bratersko-siostrzanej relacji.



Dooobra, już nie smęcę. Musiałam to z siebie wyrzucić. Nie mogę tego nikomu powiedzieć więc pozostała mi tylko taka forma oczyszczenia, wyżalenia się... /?!/
Dzisiaj idę na noc do pracy. dyżuruję z A. i 2 najbardziej leniwymi lekarzami w oddziale;] zapowiada się ciekawie.

Pozdrawiam więc, wyspać się jeszcze muszę.
K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz