środa, 17 sierpnia 2011

Tytuł kosztuje...

Cześć!,

jestem po N. Odsypiałam do ok. 14, po czym udałam się na małą przejażdżkę rowerem. Pogoda sprzyjająca więc sama przyjemność:)
W pracy miałam dyżur z Kamilą, pracuje rok krócej ode mnie, jest młodsza ale jest dobrą pielęgniarką. My, Szef i dr G kontra 26 pacjentów;] Starcie wypadło pomyślnie dla nas bo było nadzwyczaj spokojnie. Żadnego przyjęcia, nikt nie krwawił, nikt nie krzyczał, nie wyrywał się. Jakbym zmieniła oddział! Taaki spokój:) ok. 23 wszystkie wieczorne czynności, łącznie z papierami były za nami. I dzięki temu podzieliłyśmy się od 0 do 6. Tj. ja siedziałam do 3, ona od 3 do 6. Oczywiście nie jest tak, że siedzi się na punkcie i czyta książkę. Ja np. przeglądam szafki z lekami, uzupełniam sprzęt, uzupełniam karty gorączkowe i zleceń, no i oczywiście doglądam co "cięższych" pacjentów.

Kolejny dyżur mam dyżur w piątek, po nim idę na imprezę oddziałową. Organizuje ją Aśka, z okazji odejścia od nas do przychodni. Niestety jest to jedna z moich ulubionych koleżanek i bardzo mi przykro, że nas opuszcza...Nie będę mogła jej "godnie" pożegnać bo w sob też mam D;]

Co do tytuły posta, to po spotkaniu ze statystykiem załamałam się...Koszt jego pracy to grubo ponad 0,5tys. zł! Mam żal do tej p...uczelni, że nie nauczyli nas podstaw statystyki. Nie pozostaje mi nic jak zadłużyć się i mu zapłacić, obronić się i w końcu mieć to z głowy. Ehhh! Paranoja;/


 Wspomnienie zeszłorocznych wakacji...tegorocznych wspomnień brak na zdjęciach ;P

Miłego wieczoru,
K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz