poniedziałek, 3 października 2011

Mmm, sielsko, anielsko...

Cześć,

piszę z domku mojego, kochanego na wsi - stąd tytuł posta.
Jestem od piątku, pilnuję dobytku bo rodzice wyjechali a ktoś tu być musi. Cieszę się, że tym razem jestem to ja. W sobotę mieliśmy z przyjaciółmi /i nie tylko - dziwni kumple mojego kuzyna/ grill i ognisko. Pięknie było! Pogoda wymarzona, gitara, śpiew i ludzie, których kocham:) Słodka beztroska na łonie natury...ehhh, i pomyśleć, że dzisiaj muszę wracać do szaro-burego miasta;/

Jutro do pracy:) a tam ostatnio sporo się dzieje, hmm, jak zwykle zresztą. Wracając do pana P., którego ostatnio wiązaliśmy, to wylądował na OIOM-ie po reanimacji...był tam 4 doby i już jest z powrotem u nas, teraz grzeczny, logiczny, "post-deliryczny".
Oprócz niego na POP-ie 3 pacjentów z niedowładami. Jeden z nich, z tetraplegią, który "przyszedł" na wymianę PEG-a, taki standard. Dziś przychodzi, jutro wymiana, pojutrze do domu. Taa, jak to często bywa plan się nie powiódł. W noc po wymianie gastrostomii jakimś cudem spadł z łóżka! Krwiaki L poł. ciała, i ogólne zdziwienie jak do tego doszło!? Późniejsze badania wykazały złamanie obojczyka...Myślę, że pan długo u  nas zabawi, bo pewnie zaraz wda się zapalenie płuc a to powikłanie u takich pacjentów jest naprawdę groźne...Inny z panów, z hemiparezą L, trafił appendicitis acuta. Zoperowany oczywiście, ładnie zeszyty...tylko jego stan kliniczny nie ulega poprawie..wręcz się pogarsza, brzuch wzdęty, tkliwy...w 3 dobie po zab. reoperowany - przepuklina wewnętrzna, teraz "open abdomen" i dłuuugie leczenie...
Heh, zauważyłam, że często rozpisuję się o powikłaniach. Nie jest oczywiście to częsta "przypadłość". Raczej udaje się zoperować pacjentów pomyślnie i wysłać do domu na własnych nogach:) Inaczej byłabym chyba w depresji...



Pozdrawiam,
idę nakarmić rybki,
K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz