środa, 6 sierpnia 2014

Dzieje się, oooj dzieje....

Hej,

miałam dzisiaj wolny dzień i o dziwo słońce świeciło! Przeglądam sobie posty z lat poprzednich i nie wiem, czy to dobrze czy źle, że tyle osobistych rzeczy ujrzało światło dzienne. Nie zamierzam nic kasować, bo i tak nie cofnę tego, co i jak wtedy czułam...w sumie, to w wielu kwestiach nic się nie zmieniło...

W jednej z najważniejszych TAK, ale za szybko by o tym pisać;)

Praca...hmm, po 6 dyżurach 2 dni wolnego - szału nie ma, zwłaszcza, że pracy było sporo.
Miałam pod opieką bardzo ciekawego pacjenta, pan po przeszczepie serca w 1998, jak to zwykle po przeszczepie - niewydolność nerek, st. po leczeniu nowotworowym, po tętniakach aorty no i teraz u nas też po leczeniu t. aorty (pomostowanie t. nerkowych). Długo był na intensywnej, potem na IMC (Intermediate Care) i w końcu u nas, na dopieszczenie. Niestety, chyba za szybko bo nerki słabe, CRP ok. 400, gorączka itd. I tu to wygląda tak, że jeśli chcesz włączyć pacjentowi antybiotyk, to wołasz infekcjologa. Oczywiście procedury typu krew/mocz/wymazy na mikrobiologię też idą, ale o antybiotyku decyduje specjalista z tej właśnie dziedziny. O zakończeniu antybiotykoterapii, czy jej zmianie też. Od wszystkiego są ludzie, to chyba dobrze, nie? Dzięki temu mniej jest opornych szczepów bo nie ładuję się od razu z antybiotyku z najwyższej półki na jakąś zwykłą infekcję. Wracając do pana, powoli wszystko się cofa i mam nadzieję, że jak wrócę w czwartek będzie całkiem dobrze.

Jutro też ma być ładnie, tak więc zamierzam leżeć...o tak, jak mój rower:)



Ot taki króciutki post, żeby nie zalewać Was ilością.

Pozdrawiam!

P.S. Kto jeszcze pamięta Anitę Lipnicką? cudna...


5 komentarzy: