poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Opowiem Wam moją historię....

                                                             Stuttgart, 20.08.2017, godz.23.08

Dobry wieczór, 

Siedzę właśnie na lotnisku w Stuttgarcie i od 2 godzin czekam na koleżankę, która ma nas odebrać. Mąż śpi na ławce, biedak zbolały po usunięciu ósemki. A wracamy z weekendu w Polsce, byliśmy na weselu u kuzyna. Powrót padł na Stuttgart, bo to tylko 2h drogi od Zurychu a bilety o wiele tańsze. Mamy z mężem tryb oszczędnościowy, więc każdy grosz się liczy. 

Długo zastanawiałam się, czy napisać post na pewien bardzo osobisty temat. Czuję, że już mogę i że potrzebuję się tym podzielić. 
Mianowicie o poronieniu, którego niestety doświadczyłam. 
Odkąd się znamy z moim mężem, marzymy o dużej rodzinie. Tak więc 20 listopada trzymając  w ręku pozytywny wynik testu ciażowego, bylam najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Wiedziałam, że to dopiero początek i wiele  może się wydarzyć, ale w głębi duszy wierzyłam, że wszystko dobrze się skończy. Tak się jednak nie stało. 
Było to 30.11.2016 i od tego czasu nie ma dnia, żebym o tym nie myślała. Wydaje mi się, że będzie bolało, pewnie aż do chwili gdy uda nam się zostać rodzicami. Była to wczesna ciąża, bo zaledwie 7 tydzień i tylko 3 osoby poza nami w ogóle o niej wiedziały. Mieliśmy tylko 10 dni radości, po pozytywnym wyniku testu. Potem pojawiło się krwawienie, szpital i ta straszna wiadomość, która w sumie cały czas mnie dręczy. Z medycznego punktu widzenia poronienie przebiegło bezproblemowo, nie musiałam poddawać się łyżeczkowaniu, mój organizm sam sobie "poradził". Nie było przyczyny. Na tak wczesnym etapie nawet nie robiono mi żadnych specjalnych badań. Żal po stracie jednak wielki. Morze wylanych łez, wiele pytań bez odpowiedzi. Współczujący wzrok tych, którzy wiedzieli i nigdy dostateczne próby pocieszenia. 18.7.2017 teoretyczny termin porodu, i co by było gdyby....Podobno tak wczesne poronienie zdarza się częściej niż myślimy, ale jak dotyka właśnie Ciebie, to już nie jest takie proste. Może zbytnio użalam się nad sobą, w sumie nic takiego się nie stało. To moja osobista tragedia, z którą nie do końca sobie poradziłam. Do tego pytania tych, którzy nie zostali wtajemniczeni, kiedy nam się rodzina powiększy, dodatkowo potęgują mój ból. Mam wtedy ochotę wykrzyczeć im na całe gardło krótką historię mojej ciąży. 




ALE! próbuję myśleć pozytywnie. Od 2 miesięcy znowu się staramy, wcześniej była operacja ucha. Wierzę mocno, że rok 2018 okaże się dla nas łaskawszy. 

Następny post o moim doświadczeniu, jako pacjenta szpitala uniwersyteckiego w Zurychu.
Pozdrawiam,
K. 

2 komentarze:

  1. Tak naprawdę większość ciąż w tak wczesnej fazie ulega poronieniu. Wiem, że to żadne pocieszenie dla kogoś, kto to przeżył, ale jeśli mam cię jednak jakoś pocieszyć, to powiem, że z reguły nie ma to wpływu na przebieg kolejnych ciąż. Trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń