wtorek, 3 lipca 2012

Gdzie to lato?

Dobry wieczór,

wróciłam właśnie ze wsi, od rodziców, gdzie spędziłam weekend. Jadąc tam miałam nadzieję na leniuchowanie na słońcu, no - ewentualnie jakiś trawnik mogłam skosić;) W sobotę wieczorem były urodziny cioci. Tradycyjnie grill, piwko. Rodzinnie, sympatycznie, kulturalnie.
W niedzielę zamierzałam pójść na 7 do kościoła, burza pokrzyżowała mi plany i poszłam z rodzicami, na 11. Wychodząc, po zakończonej Mszy ciotka zgarnęła mnie i poinformowała, że mój tata zasłabł i już jedzie do niego karetka. Masakra! Czym prędzej znalazłam się przy rodzicach, tata blady, mokry siedzi na ławce. Z przeprowadzonego wywiadu - ból w klatce, utrata przytomności - zsunął się z ławki, na szczęście mama w porę go przytrzymała i nie ucierpiał. Na mszy, w pobliżu był ratownik med., który zajął się ojcem i wezwał pomoc. Tętna "na obwodzie" darmo było szukać, na szyjnej jakieś 45'. Cholera, myślę sobie - gdzie ta karetka?! W końcu pojawili się, RR 90/60, tętno na pograniczu brady. Tata czuł się już lepiej, ale zabrali go na SOR. My z matką pojechałyśmy do domu po dokumenty i ruszyłyśmy za nimi. SOR szpitala powiatowego, całkiem przyzwoity. Zarówno sprzętowo (na pierwszy rzut oka) jak i personalnie. No może wyłączając moją koleżankę po fachu, która skutecznie psuje nasz wizerunek;/ taka typowa "pielęgniara". Lekarz, który tatę ogarniał, dzwonił właśnie do sąsiedniego szpitala, z prac. hemodynamiczną. Utrwalony  RBBB, (porównał ekg sprzed 2 lat), bradykardia, ten incydent, leczone nadciśnienie, troponiny ujemne - wykluczyły ojca z "citowej" koronarografii. Później konsultowała go internistka. Sympatyczna, empatyczna i w ogóle super:) Pamiętałam ją z wakacyjnych praktyk studenckich:Tłumaczyła wszytko rodzicom dużymi literami, dzięki czemu ja nie musiałam się produkować;) Przyjęli tatę na oddział, jutro ma zostać przeniesiony do innej placówki, celem wykonania koro. Teraz już musi poddać się procedurze. Przed 2 laty, gdy próba wysiłkowa "wyszła" dodatnia i ustalono termin koronarografii ojciec stchórzył i nie pojechał;P Oby wszystko poszło dobrze i nie było konieczności stosowania jakichś zaawansowanych procedur. 


Stwierdziłam przy okazji, że starzeją mi się rodzice...hmm, ojcu za 2 lata 60 "stuknie", mamie za 6. Obawiam się, że mieszkając sami, w środku lasu mogą już za niedługo potrzebować pomocy. Taa, to kolejny trudny temat, ale nie na ten czas.


A w pracy...

Hmm, odkąd zaczęto budować kolejne piętro szpitala zaczęły się kłopoty. Ulewne deszcze, które spadły na nasze miasto przeciekły sobie przez kolejne piętra, od dachu po parter, gdzie skumulowały się objętościowo i zalały OiOM  i blok operacyjny w części!!!Na szczęście nie było tam wówczas wielu pacjentów ALE! To jakiś koszmar, paranoja! Kto kieruje tym remontem, kto odpowiada z taką sytuację? Rzecz działa się w nocy i trzeba było gdzieś "oiomowych" pacjentów rozlokować. INK, INN wzięły tych z respiratorami. Do nas trafił 30 kilkuletni pan, na własnym oddechu ale z tracheotomią. Trafił do szpitala po urazie głowy, jakiego doznał spadając ze schodów. Ponad 4 promile we krwi, "zatrzymał się" już z szpitalu. RKO-->OiOM W głowie "sieczka", że tak brutalnie i nieprofesjonalnie to ujmę. Ani ręką, ani nogą. Tylko oczami mruga i ślini się. Kolejny dowód na to jak łatwo można stracić zdrowie/życie, jak wszystko to jest ulotne i przemijające. I przychodzi do niego matka, i zalewa się łzami, widząc w jakim jest stanie. My jako chirurgia chcieliśmy go przenieść na neuro bo tam chociaż rehabilitacja jakaś sensowna jest. To nie takie proste i przepychanka trwała jeszcze w pt. Zobaczę jutro czy coś się zmieniło.
W pt miałam noc, 4 przyjęcia. M.in. chłopaczek 23 letni pobity dotkliwie dość, oczywiście z szemranej dzielnicy:( Zebrawszy wywiad dowiedziałam się, że 2 lata temu wylądował na kardiochirurgii, jak dostał nożem w serce i doszło do tamponady. Pół żartem zapytałam go czy to nie on jest ten zły i czy to nie jego mam się bać;) odpowiedział ze szczerym uśmiechem, takim jeszcze "urwisowskim", że teraz jak mnie zna to jestem bezpieczna. Ciary mi przeszły po plecach:D


Ostatnio był też u nas pan, zasiadający w radzie osiedla. Po zebraniu owej rady dostał po plecach, a raczej po nodze - połamali mu obie kości podudzia, z przemieszczeniem. Od nas poszedł na ortopedię, gdzie czeka go kolejny zabieg (pierwszy przeszedł od razu) i dłuuga rehabilitacja.

Tak więc na koniec - pamiętajcie:
- nie pijcie za dużo,
- nie angażujcie się społecznie,
- uważajcie na podejrzane towarzystwo;P


Pozdrawiam,
życzę udanych wakacji/urlopów itp. 

3 komentarze:

  1. "tętno na pograniczu brady" - my w dziedzinie medycyny jesteśmy kompletnymi ignorantami, zatem wybacz, ale co znaczy ten zwrot?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam;), bradykardii - czyli zwolnienie pracy serca poniżej 50 uderzeń/min.

      Usuń
  2. Dużo wrażeń w krótkim czasie. Brr...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń