niedziela, 27 maja 2012

Powstawanie, upadanie...

Cześć!,

Wróciłam dzisiaj z wesela, ślub brała moja koleżanka ze studiów/pracy. Poznała swego przyszłego męża na balu fartuchowym, takiej imprezie "medykaliowej". Chodzili ze sobą 3 lata, i pobrali się wczoraj.
Zabawa była przednia! W domu strażaka;), który z pomocą dekoratorki przeobraził się w salę weselną, nieodbiegającą od miejskich standardów. Jak to na weselu, jedzenie, picie, tańce i tak na okrągło;D. Byliśmy tam ekipą: para, koleżanka i ja. Nocleg w 4 osobowym pokoju, łóżka pod ścianą, jedno przy drugim;) Hehe, ale nie o tym. Brak sparowania sprawił, że mąż jednej z koleżanek starał się nas "obtańcować";P, no i zawsze zostają kółeczka.

Wszystko było ładnie, wesoło do czasu jak nowo poznany mąż koleżanki zażartował ze mnie, co mnie cholernie wkurzyło. Nie było to w sumie nic poważnego ale strasznie mnie ubodło. Wtedy mój aktualny stan upojenia momentalnie uległ zmianie, w jednej chwili stałam się trzeźwa jak dziecko (?). Rozpadłam się i rozkleiłam totalnie. Mogłabym to zrzucić na karb wódki, której nie żałowałam i sporo wypiłam, na obcasy, które miałam przez większą część wesela, a których czasami nienawidzę;/  Prawda niestety była inna, i to najpewniej mój żal, tęsknota, pustka, która w tego rodzaju uroczystościach - pomimo całej tej radości i ciepłych uczuć wobec Młodych - nabiera na sile. W połączeniu z alkoholem, i tym durnym żartem musiały ze mnie ujść. Zła byłam na siebie bo nie mogłam się pohamować, i cholera mimo, że wyszłam na zewnątrz koleżanka mnie dopadła i próbowała wyciągnąć o co chodzi. A ja tak bardzo chciałam być wtedy sama, i w ogóle najlepiej to zniknąć stamtąd i znaleźć się w jednym z 4łóżek;) Chcąc uniknąć "afery" i zamieszania wróciłam na wesele, udając, że wszystko jest ok. Zdradzały mnie oczy, chociaż inni mogli pomyśleć, że się zalałam;) Dobrze, że impreza już się kończyła więc dużo nie straciłam.

Generalnie imprezę oceniam pozytywnie, mimo tej mojej osobistej "traumy", dam w skali do 10 aż 7 pkt.!:D

W pracy byłam w czwartek. Dyżur ciekawy, zwłaszcza, że zanim dostaliśmy pacjenta już szukała go u nas policja. Pan po wypadku. On kierowca tira zderzył się z busem i wylądował w rowie. Wstrząśnienie pnia mózgu, złamanie obojczyka, ciało obce w oku (usunięte na bloku, włożone do historii choroby-na pamiątkę chyba;) ogólne otarcia, zadrapania. Pan w sporym szoku, nie wiedział co się stało i w koło (amnezja) dopytywał się, dlaczego go tak boli. I ja cierpliwie tłumaczę, że miał wypadek, że jest w szpitalu. A on co? Znowu jęczy i pyta co się stało i gdzie jest...Po lekach przeciwbólowych przysnął, a policjanci nie mieli okazji z nim pogadać;)



Mieliśmy też pana z masywną zakrzepicą w obrębie obu kończyn dolnych, w przebiegu zaawansowanej choroby nowotworowej. Rak, który toczył tego pacjenta swoją drogę rozpoczął od ślinianek. Na przedzie szyi guz, wielkości mandarynki, z odnogami na klatkę piersiową. Sączący, cuchnący_porażka. Po radioterapii, chemioterapii paliatywnej. Na szczęście nie boli fizycznie. Co do sfery psychicznej, w nowotworach głowy i szyi, gdzie czasami "wyrzyna" się pół policzka, czy guz jest tak wielki, że ma się drugą mniejszą głowę, to chyba nie muszę pisać....Koniec blisko. A pan cierpliwy, nie narzucający się, cichy, nawet nie chciał nas zajmować tym, że po raz kolejny na dyżurze potrzebna była zmiana opatrunku.



Od jakiegoś czasu mamy młodego, rok starszego ode mnie pana z ostrym zapaleniem trzustki, poalkoholowym. Cholera...za dużo tego było w jego życiu. Mimo antybiotykoterapii o szerokim spektrum, żywienia pozajelitowego nie widać poprawy. Może to się skończyć operacją, a to w przypadku Bradleya (metoda operacyjna) wiąże się z baaardzo długim pobytem w szpitalu, z wielokrotnymi zmianami opatrunku w warunkach bloku operacyjnego, w znieczuleniu ogólnym. Rekordzista w mojej karierze spędził u nas prawie pół roku. Cholera, ostre zapalenie trzustki może przybrać tak gwałtowny przebieg, doprowadzić do takich powikłań, że skończyć się może w jeden tylko sposób. A pacjenci, niestety często młodzi alkoholicy, nic sobie z niej nie robią, po podleczeniu, abstynencji wychodzą ze szpitala i pija dalej...nie próbują, albo nieskutecznie leczą się z picia...i wracają do nas z trzustką czy żylakami przełyku. Komu się uda uciec spod kosy, nie raz obiecuje, że nie weźmie do ust ani kropli, i mija miesiąc, dwa i pan X czy Y znowu ląduje u nas. Hmmm, muszę to wziąć pod uwagę zanim otworzę kolejnego browara...bo piwo to nie alkohol;P


Tyle na dzisiaj,
dobrego tygodnia życzę.

4 komentarze:

  1. a zdradzisz co ten pan młody tobie rzekł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...aż taka wylewna nie jestem;) ale nie był to pan mody z tego wesela, tylko zupełnie inny kolo.

      Usuń
    2. pewnie coś w stylu: "w tym kolorze sukienki nie jest ci do twarzy" ;P

      Usuń
    3. pff, to akurat mi nie robi;) jakoś nie należę do lasek, które bez tapety nie wyjdą z domu, komentarz do sukienki również by mnie nie wzruszył;P tak czy inaczej nie powiem!:D

      Usuń